tag:blogger.com,1999:blog-20603595440936242962024-03-24T08:10:10.682+01:00Podróże z Radkiem KucharskimPiszę o moich podróżach, odwiedzanych miejscach, odrobinę o wyposażeniu oraz o wyjazdach, które prowadzę.Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/00641088748596452380noreply@blogger.comBlogger23125tag:blogger.com,1999:blog-2060359544093624296.post-82981490207535644842018-12-29T00:44:00.000+01:002018-12-29T00:44:17.694+01:00W co ostatnio pakuję swój bagaż, czyli o moich nowych torbach ORTLIEB<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div style="text-align:justify; margin-top:1em; ">
<p style="margin-top:0em; "><strong>
W tym roku używałem kilku nowych elementów mojego wyposażenia podróżnego. Wśród sprzętu, który miałem okazje przetestować, były torby podróżne niemieckiej firmy <a href="https://www.ortlieb.com/">ORTLIEB</a>. Firma specjalizuje się w produkcji sakw rowerowych oraz toreb i akcesoriów podróżniczych, wykonanych z <a href="https://www.ortlieb.com/uk/waterproof/">wodoodpornych</a> i wysoce odpornych na przetarcie materiałów. Jeśli dodamy, że produkty wykonywane są w <a href="https://www.ortlieb.com/uk/sustainability/production-and-environment/made-in-germany/">Niemczech</a>, a co ważniejsze, Ortlieb daje na nie <a href="https://www.ortlieb.com/uk/sustainability/products/guarantee-and-service/">5‐letnią gwarancję</a>, to możemy się spodziewać sprzętu wysokiej jakości.</strong>
</p>
<p style="margin-top:1em; ">
Wyjazdy, które prowadziłem w tym roku, można podzielić na trzy grupy: trekkingi, na których sprzęt biwakowy i duże bagaże były niesione przez konie (tak to wygląda na organizowanych przeze mnie wyjazdach do Ladakhu), trekkingi, podczas których duże bagaże noszone są przez wynajętych tragarzy, oraz wyjazdy turystyczne, podczas których podróżujemy autokarem (czasami minibusem) i śpimy w hotelach lub pensjonatach.
</p>
<p style="margin-top:1em; ">
Na wyjazdach tej trzeciej kategorii, oczywistym wyborem dla większości zdaje się walizka. Tyle że ja walizki nie posiadam, a i uważam, że jej użyteczność kończy się wraz z końcem chodnika – albo innymi słowy: walizki zdają się dobrym rozwiązaniem, pod warunkiem, że jest je po czym ciągnąć, a w budynkach jest winda. A na wyjazdach do Indii i Nepalu, które prowadzę najczęściej, nie zawsze tak jest. Chodnik często jest na tyle dziurawy, że groziłby urwaniem kółeczek walizki, w hotelach często wind nie ma, tym bardziej na dworcach kolejowych i wszelkich miejscach wymagających przemieszczania się pieszo z bagażem. Na dodatek, luki bagażowe autobusów, którymi przemieszczamy się w Indiach czy Nepalu dalece różnią się od przystosowanych do walizek autokarów używanych w Europie. Jest w nich często brudno, ciasno, i zdarza się, że oprócz bagaży podróżnych, jest w nich koło zapasowe czy inne części pojazdu albo nie zawsze szczelny pojemnik z olejem. Na niektórych drogach Himalajskich, chociażby w moim ukochanym Ladakhu, zamiast autokarem jeździmy często minibusem, a bagaż ląduje na dachu. Słowem, nawet gdybym miał walizkę, to raczej obawiałbym się, że na takim wyjeździe mocno mi się ona zniszczy, a do jej wnętrza dostanie się kurz, deszcz, tudzież inne niechętnie widziane wśród jej zawartości substancje.
</p>
<p style="margin-top:1em; ">
Na wyjazdach trekkingowych oczywistym wyborem zdaje się plecak. (Na marginesie, dla niektórych to tak oczywiste wcale nie jest, bo na popularnych szlakach trekkingowych Nepalu nierzadko widzi się tragarzy noszących walizki! Podejście takich turystów uważam za absolutnie haniebne i błagam, żeby wszyscy czytający ten tekst, którym taki pomysł przyszedł do głowy, nie przystępowali do jego realizacji.) O kwestiach związanych z szacunkiem dla pracy tragarzy, ich bezpieczeństwem i moich poglądach na temat ładunku oddawanego tragarzowi, napisałem w innym miejscu <a href="http://radekkucharski.com/node/222">tego blogu</a>. Tragarzowi powinniśmy przekazać ładunek niezbyt ciężki i wygodny do niesienia; uważam jednak, że przesadą jest inwestowanie 1000+ zł w najnowszy technologicznie plecak, jeśli idziemy na trekking, na którym bagaż niesiony będzie przez tragarza.
</p>
<p style="margin-top:1em; ">
Na trekach, na których główny bagaż niesiony jest przez juczne zwierzęta, duży plecak jest zupełnie niepotrzebny, przynajmniej podczas samego trekkingu. Z kolei niedopuszczalne jest pakowanie się w walizkę, bo – zdaje się – jest rzeczą oczywistą, że generowanie dodatkowego, niepotrzebnego obciążenia dla zwierzęcia, ciężko pracującego na znacznej wysokości, jest bezduszne. Na takich wyjazdach jednak, na biwakach oraz często przed trekkingiem i po jego zakończeniu, trzeba swój bagaż przenieść kilkadziesiąt, czasami kilkaset metrów, i dlatego ważne, by nasz bagaż do takiego noszenia się nadawał. Na wielu trekkingach, zwłaszcza gdy bagaż niesiony jest przez zwierzęta, jest sporo kurzu i nawet jeśli obsługa treku ładuje bagaże w jakieś worki, nim zostaną one umieszczone na zwierzęciu, to rzadko są one wystarczającą ochroną. Oczywiście na wielu trekach może zdarzyć się deszcz – ważne więc, by przynajmniej najważniejsze elementy naszego wyposażenia, były chronione przed wodą.
</p>
<p style="margin-top:1em; ">
Testowałem dwa produkty Ortlieb'a:<ul>
<li><a href="https://www.bikeman.pl/produkty,2?search=x-tremer%20xxl">Ekspedycyjny worek X‐TREMER XXL 150l</a></li>
<li><a href="https://www.bikeman.pl/torba-podrozna-ortlieb-duffle-110l-sunyellow-black,3,17974,10873">Torbę podróżną Ortlieb Duffle 110l</a></li>
</ul></p>
<p style="margin-top:1em; ">
<span style="font-weight: normal; font-style: italic; ">Duffle</span>, to torba klasycznego typu – na ramię, z suwakiem przez środek, umożliwiającym łatwy dostęp do zawartości. W tym wypadku suwak jest wodoszczelny! Zgodnie z <a href="http://www.ortlieb.com/downloads/datasheet/en/duffle.pdf">danymi producenta</a>, zawartość torby nie zostanie zamoczona, nawet gdy znajdzie się ona pod wodą (dolna część max. 1m) na 30min! Producent zapewnia również całkowitą <a href="http://www.ortlieb.com/en/service/technical/ip-symbols/">ochronę zawartości przed kurzem i pyłem</a>.
</p>
<p style="margin-top:1em; ">
<span style="font-weight: normal; font-style: italic; ">Duffle</span> Ortlieb'a to nie tylko wodoszczelna torba na ramię. Produkt wyposażony jest w dwa szerokie, miękko wyściełane, regulowane pasy, umożliwiające w miarę wygodne noszenie torby na plecach. To oczywiście nie jest wygodny plecak, zwłaszcza gdy torba jest ciężka, ale torba zdecydowanie sprawdza się, gdy trzeba wygodnie przenieść bagaż kilkaset metrów, a awaryjnie pewnie i kilka kilometrów. Zachowujemy przy tym wygodę dostępu do wnętrza za pośrednictwem suwaka biegnącego przez całą długość torby.
</p>
<p style="margin-top:1em; ">
<span style="font-weight: normal; font-style: italic; ">Duffle'a</span> używam na wyjazdach trekkingowych, podczas których bagaż główny transportowany jest przez zwierzęta, oraz na wycieczkach autokarowych / mini‐busikowych. W tym roku testowałem go na dwóch trekkingach w Ladakhu i na kilku objazdówkach w Indiach i w Nepalu. Na trekkingach, główną zaletą w stosunku do plecaka, którego używałem w poprzednich latach, jest łatwy dostęp do zawartości torby. Po dojściu do biwaku jeden ruch otwierający suwak umożliwiał mi, dostanie się do dowolnej części ekwipunku. Jednocześnie po drodze, kiedy bagaż jechał na koniu, kompletnie nie musiałem się martwić o pył, którego w Ladakhu jest sporo, ani o deszcz, którego wprawdzie tu być nie powinno, ale w tym roku ścigał nas dość skutecznie. Na wycieczkach objazdowych, na których bagaż jechał na dachu albo w ciasnym i niezbyt czystym luku bagażowym, zupełnie nie musiałem się przejmować kurzem czy deszczem, a podczas podróży pociągiem, łatwo mogłem się przemieszczać z bagażem po dworcach czy wagonach i – znów – zupełnie niestraszny mi brud w wagonach, których czystość odbiega od standardów, do których jesteśmy przyzwyczajeni w Europie.
</p>
<p style="margin-top:1em; ">
Torba <span style="font-weight: normal; font-style: italic; ">Duffle</span> ma umiarkowaną wagę (niespełna 1,5 kg dla 110l). Po powrocie do domu łatwo ją umyć – ja po prostu płuczę ją pod prysznicem – i łatwo przechować, bo zwinięta zajmuje niedużo miejsca. Duffle dostępny jest w <a href="https://www.ortlieb.com/uk/duffle">czterech rozmiarach</a> (40l, 60l, 85l, 110l; jest też <a href="https://www.bikeman.pl/produkty,2?search=ortlieb%20duffle%20rs">wariant z kółkami</a>) – ja używam największej. To oczywiście za dużo na większości wyjazdów, ale kupując ją, uznałem, że posiadając jedną, lepiej mieć większą – na wypadek, gdyby potrzebne byłoby mi więcej przestrzeni. Sądzę, że torba sprawdziłaby się doskonale podczas dość aktywnej podróży z małym dzieckiem, jaką odbyliśmy w marcu (przed moimi zakupami toreb Ortlieb'a), podczas której na naszą trójkę mieliśmy jeden bagaż główny.
</p>
<p style="margin-top:1em; ">
<span style="font-weight: normal; font-style: italic; ">X‐Tremer</span> to wór transportowy wyposażony w szelki umożliwiające noszenie go na plecach. Oczywiście to nie jest plecak ze stelażem i pasem biodrowym umożliwiający wygodne przenoszenie znacznych ładunków na długich trekkingach, ale zdaje się rozsądną alternatywą dla plecaka, w sytuacji, gdy do przeniesienia jest ładunek o umiarkowanej wadze, dzienne odległości do pokonania nie są bardzo duże, a cały trekking nie jest bardzo długi. Mój <span style="font-weight: normal; font-style: italic; ">X‐Tremer</span> to <a href="https://www.ortlieb.com/uk/x-tremer-xxl">wersja XXL</a> (150l, 1,3 kg). Wyposażony jest w szerokie, miękko podścielone, dość wygodne, profilowane szelki, oraz pas piersiowy umożliwiający spięcie szelek dla wygodniejszego noszenia. (Szczerze mówiąc, jak widziałem ten wór po raz pierwszy, to myślałem, że mocowanie tych szelek jest niewystarczające – są one zamocowane do specjalnej łaty przyklejonej do torby. Po prostu sądziłem, że takie mocowanie nie utrzyma większego ciężaru. Tymczasem, wg <a href="https://www.ortlieb.com/downloads/datasheet/en/xtremer_xxl.pdf">danych producenta</a> zostały one tak zaprojektowane, by w worze można było przenosić ładunki o masie do 220 kg! Po moich tegorocznych wyjazdach nie mają śladów zużycia, choć oczywiście takie ciężary nie były w nim noszone.) <span style="font-weight: normal; font-style: italic; "><a href="https://www.bikeman.pl/produkty,2?search=x-tremer%20xxl">X‐Tremer'a</a></span> używam na trekkingach w Himalajach Nepalu, na których pracuję jako lider – w tym roku testowałem go dwukrotnie podczas treków do Bazy pod Everestem. Testowałem i testowali wynajęci przeze mnie tragarze. Nieśli w nim ładunek ważący ok. 20 kg (zobacz o tragarzach w <a href="http://radekkucharski.com/node/222">innej części tego blogu</a>); bez problemu do mojego wora oprócz mojego bagażu mieścił się mały plecak tragarza – z jego rzeczami, dzięki czemu nie musiał on dodatkowo swojego bagażu troczyć do mojego, co niewątpliwie poprawiało wygodę noszenia. Tragarze nie narzekali na niewygody, nosząc mojego <span style="font-weight: normal; font-style: italic; ">X‐Tremer'a</span>, a ja nie martwiłem się, że mój ładunek zmoknie, czy się zabrudzi. To niewątpliwa zaleta. Zwykle, korzystając z plecaka, najważniejszą część ekwipunku – śpiwór, część ubrań – przed spakowaniem do plecaka ładuję do nieprzemakalnego worka. Używając <span style="font-weight: normal; font-style: italic; ">X‐Tremer'a</span>, to zupełnie nie jest potrzebne.
</p>
<p style="margin-top:1em; ">
Jeszcze słowo o rozmiarze. Oczywiście, na wyjazdach, o których napisałem, jestem daleki od wykorzystania pełnej objętości 150l, które można do mojego <span style="font-weight: normal; font-style: italic; "><a href="https://www.ortlieb.com/uk/x-tremer-xxl">X‐Tremer'a XXL</a></span> zmieścić. Jest jeszcze wersja <span style="font-weight: normal; font-style: italic; "><a href="https://www.ortlieb.com/uk/x-tremer-xl">X‐Tremer XL</a></span> (113l, 1,15 kg). Ja swojego wybrałem z dwóch powodów: wór w wersji XXL w przekroju jest prostokątny, w odróżnieniu od wersji XL, która ma okrągłe dno. Wydawało mi się, że ten z dnem prostokątnym będzie po prostu wygodniejszy do noszenia. Drugi powód to większa użyteczność wersji XXL – w przypadku wyjazdu z dużym plecakiem, <span style="font-weight: normal; font-style: italic; ">X‐Tremer XXL</span> może służyć jako worek ochronny do zapakowania plecaka na czas podróży.
</p>
<p style="margin-top:1em; ">
Po dobrych doświadczeniach z tego typu torbami, które w tym roku służyły mi do pakowania głównego bagażu, myślę o małym brudo‐ i wodo‐ odpornym plecaku. Nie planuję, by zastąpił mi on mój mały plecak trekkingowy, który używam, prowadząc grupy – na trekkingach potrzebuję bardzo wygodnego ok. 35l, który zmieści aparat, niezbędne dokumenty grupy, apteczkę, ciepłe ciuchy. Myślę raczej o plecaku na objazdy m.in. po Indiach i Nepalu, który nie musi mieć świetnego systemu nośnego, ale za to skutecznie chronić będzie zawartość przed deszczem i wilgocią, a jednocześnie będzie odporny na trudne warunki podróży. <a href="https://www.ortlieb.com/">Ortlieb</a> ma od pewnego czasu w ofercie plecak <span style="font-weight: normal; font-style: italic; "><a href="https://www.ortlieb.com/uk/gear-pack">Gear‐Pack</a></span>, który zdaje się spełniać te założenia, ale ja zamierzam się przyjrzeć nowemu produktowi, który dostępny będzie w połowie przyszłego roku – czekam na <span style="font-weight: normal; font-style: italic; "><a href="https://www.ortlieb.com/uk/atrack">Ortlieb Atrack</a></span>!
</p>
</div>
<br /></div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/00641088748596452380noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-2060359544093624296.post-86400771861242637002017-09-10T22:38:00.001+02:002017-09-10T22:38:46.157+02:00Dlaczego Langtang<div style="text-align:justify; ">
Od dawna chciałem jechać do Langtangu. Pewnie m.in. dlatego, że to jeden z tych rejonów Himalajów Nepalu, w którym nie leży żaden z ośmiotysięczników. To zdawało się obiecywać nieco mniej turystów, a zatem spokojniejsze obcowanie z dziką przyrodą i szansę na bliższe spotkania z lokalną ludnością. Miałem jechać na przełomie kwietnia i maja 2015 – między trekiem, który prowadziłem w Rejonie Everestu, a wędrówką, którą miałem zaplanowaną na późniejszą wiosnę, w Ladakhu. Trzęsienie ziemi 25 kwietnia, które przeżyłem w Katmandu, pokrzyżowało te plany.
<br /> <br />
Położony stosunkowo blisko stolicy Langtang jest jednym z tych rejonów Nepalu, które podczas ostatniego trzęsienia ziemi ucierpiały najbardziej. Wąska, stromościenna dolina rzeki sprzyja osuwiskom i lawinom, których trzęsienie ziemi uruchomiło tu wyjątkowo dużo. Główna osada rejonu – wieś Langtang – została dosłownie zmieciona, kiedy chwilę po wstrząsie uderzyła w nią masywna lawina lodowo-kamienna.
<br /> <br />
Wiosną 2016 roku udało mi się wyskoczyć do Langtangu ledwie na trzy dni. Nie dość, by wejść w głąb doliny, do Kyanjin Gompy – ostatniej osady w dolinie, położonej pod siedmiotysięcznikiem Langtang Lirung (7234m), ale wystarczająco, by dojść do ruin wsi Langtang. Mijał rok od tragedii. Trudno było uwierzyć, że tam kiedyś była wieś! Z trudem można było wskazać miejsca, w których stały niegdyś domy. Ostał się fragment jednego budynku – przyklejony do ściany, z której nadszedł kataklizm.
<br /> <br />
Pamiętam spotkanie z jednym z mieszkańców, który przeżył tylko dzięki temu, że w trakcie trzęsienia był poza wsią. Stracił całą rodzinę. Pewnie nigdy nie zapomnę jego opowieści. Pamiętam też moje zaskoczenie na widok odbudowywanych domów. Już wtedy we wsi był przynajmniej jeden nowy, skromny guesthouse. Jakaż siła jest w tych ludziach, że potrafią podnieść się po takiej tragedii!
<br /> <br />
Wiosną tego roku we wsi Langtang funkcjonowało już kilka schronisk. Poza główną wsią, w innych osadach, zniszczenia są znacznie mniejsze, choć miejscami duże. Część schronisk przetrwała, część została wyremontowana, część jest w budowie. Odnowiono i naprawiono ścieżkę na szlaku, którą miejscami zniszczyły lawiny i osuwiska. Dolina jest dostępna dla trekkerów. Turyści z zachodu wracają. Langtang w pełni na to zasługuje – to piękny i spokojniejszy niż najpopularniejsze rejony zakątek Himalajów, a poza tym – cóż, warto przyjeżdżać tu, by wesprzeć lokalną ludność. Jestem przekonany, że właśnie odwiedzając te miejsca, najlepiej pomagamy w powrocie do normalności. Dajemy zarobek, śpiąc w lokalnych schroniskach, kupując lokalne produkty, korzystając na miejscu z usług, ale też – po prostu tam będąc.
<br /> <br />
Na wiosennym, zaplanowanym przeze mnie, a organizowanym przez <a href="http://exploruj.pl">Exploruj.pl</a> wyjeździe pt. <a href="http://www.exploruj.pl/package/langtang-trekking-rafting-dzika-przyroda/">"Langtang – trekking, rafting i dzika przyroda."</a>, eksplorować będziemy dolinę Langtangu. Dojdziemy do najwyżej położonej osady – Kyanjin Gompy, skąd podziwiać będziemy wznoszący się wprost nad nami szczyt Langtang Lirung (7234m). W planach mamy między innymi wejście na Tsergo Ri (4984m). To wysoki, wcale niełatwy czterotysięcznik trekkingowy. Jak zdobywałem go wiosną tego roku, po dość obfitych opadach śniegu, to pomyślałem, że to na pewno nie jest najłatwiejszy szczyt, na jakim byłem. Wycieczka zajęła mi cały dzień. Większość czasu byłem sam. Podchodząc, minąłem kilka osób, później na szczycie po kilkunastu minutach dołączyła do mnie trójka trekkerów, kilka osób spotkałem w drodze powrotnej. W sumie nie więcej niż kilkanaście – to raczej niedużo jak na trekkingowe szlaki Himalajów Nepalu!
<br /> <br />
Podczas mojej wizyty w Langtangu wiosną tego roku cały dzień poświęciłem też na eksplorację górnej części doliny Langtang Kholi, powyżej ostatniej osady - Kyanjin Gompy. Ciągnie się ona jeszcze wiele kilometrów, a eksplorując ją, można by spędzić wiele dni. Przeszedłem szlak, którym pójdziemy wiosną przyszłego roku.
<br /> <br />
Po drodze napotykałem stada pasących się półdziko jaków, tary himalajskie (te ssaki mają <a href="http://www.iucnredlist.org/details/9919/0">status <i>gatunku bliskiego zagrożenia</i> na Czerwonej Liście IUCN</a>), sporo ptactwa. Z daleka widziałem jakiegoś zwierzaka, który wyglądał mi trochę na irbisa (irbisa, czyli śnieżną panterę, widziałem niegdyś w Ladakhu), ale na pewną identyfikację nie było szans. Trochę wątpiłem w tę obserwację, bo wiem, że irbisy są bardzo rzadkie (<a href="http://www.iucnredlist.org/details/22732/0">status <i>zagrożony</i> na Czerwonej Liście</a>), a na dodatek płochliwe, ale właściciel schroniska w Kyanjinie, w którym spałem, powiedział mi, że te zwierzęta są w tym rejonie regularnie obserwowane. Przez całą drogę w górę doliny nie spotkałem nikogo, podobnie w drodze w powrotnej. Jedyni ludzie, jakich widziałem tego dnia, poza Kyanjinem, to turyści z Tajwanu, którzy obozowali w górnej części doliny, na końcu szlaku.
<br /> <br />
Duża część drogi z Langtangu do Ćitwanu prowadzi wzdłuż rzeki Trisuli, która doskonale nadaje się do nietrudnych, ale dostarczających sporo emocji i dobrej zabawy, raftingów. Na naszym wyjeździe mamy w planach taką przygodę.
<br /> <br />
Przed wylotem z Nepalu pozwiedzamy też trochę Dolinę Katmandu. Pełno tu fascynujących zabytków. Choć miasta doliny zostały mocno zniszczone podczas ostatniego trzęsienia ziemi, to wciąż jest tu sporo do oglądania.
<br /> <br />
Dla kogo ten wyjazd?<br />
<ul><li>Dla tych, którzy chcą jechać na trekking w Himalajach Nepalu, ale poszukują zakątków nieco bardziej dzikich niż najpopularniejsze szlaki takie jak Everst Base Camp czy Sanktuarium Annapurny.</li>
<li>Dla tych, którzy lubią wędrować, ale oprócz wędrowania chętnie zwiedzają, lubią obserwacje przyrodnicze i gotowi są na przygodę na górskiej rzece (nie jest wymagane żadne doświadczenie raftingowe ani kajakowe; rafting w tym programie jest dla chętnych), czy przejażdżkę rowerową.</li>
<li>To jest dobry wyjazd na pierwsze spotkanie z Himalajami i na Twój pierwszy trek w najwyższych górach świata, ale raczej nie powinien to być Twój pierwszy trekking (wielodniowa wędrówka górska) w życiu. Szlak, którym przejdziemy, jest dość łatwy dla osób lubiących chodzić i z górami zaznajomionymi, ale niektóre odcinki są długie i do takiego wielogodzinnego, codziennego chodzenia po górach trzeba być przyzwyczajonym.</li>
<li>Podchodząc w górę doliny Langtang Koli, będziemy stopniowo nabierać wysokości. Noclegi są tak rozłożone, że wszyscy powinni dobrze się zaaklimatyzować (oczywiście żadnych gwarancji w tym zakresie być nie może). Najwyższy nocleg jest na znacznej wysokości, ale poniżej 4000m, a więc dość nisko jak na standardy wielu himalajskich treków. Z każdego miejsca na treku można – w razie jakiś zdrowotnych problemów – dość szybko zejść niżej. Ten trekking jak najbardziej nadaje się więc dla osób, które nie mają doświadczenia w przebywaniu i wędrowaniu na dużej wysokości.</li></ul>
</div>
---<br />
Zapraszam na <a href="http://www.radekkucharski.com/blog">RadekKucharski.com/blog</a>, gdzie znajdziecie ten sam tekst, ilustrowany zdjęciami.Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/00641088748596452380noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2060359544093624296.post-56970338313585446592017-02-12T17:24:00.001+01:002017-02-12T17:24:45.018+01:00Jesień w Rejonie Everestu i nowy program trekkingu<div style="text-align:justify; ">
<p>Dużą część ubiegłorocznej jesieni spędziłem w Rejonie Everestu. Prowadziłem grupę na standardowym treku z Lukli na Kala Pattar – szczyt widokowy znajdujący się nad Everest Base Camp-em (o Kala Pattar i EBC napisałem <a href="http://radekkucharski.com/node/220">na innej stronie tego blogu</a>. Po zakończonym treku z grupą i wylocie uczestników do Polski, ponownie pojechałem pod Everest. Trochę to były wakacje, a częściowo etap pracy nad <a href="http://blog.cicerone.co.uk/a-new-era-begins-for-everest-trekking-guide/">nowym przewodnikiem</a>. To była moja szósta wizyta w regionie Khumbu, ale pierwszy raz byłem tam prywatnie, ze swobodą działania i na nieco dłużej. Wędrowaliśmy we dwoje.
</p>
<p>Spędziliśmy tam 20 dni. Przeszliśmy <i>Trekking Trzech Przełęczy</i>. To powszechnie znany szlak, ale zdecydowanie rzadziej wybierany niż główna trasa do Everest Base Camp-u i na Kala Pattar. To trek dość wymagający. Przełęcze są wysokie, a podejścia na nie są miejscami w skalnym, stromym i momentami dość przepaścistym terenie (wszystko to przejścia trekkingowe, bez wspinaczki technicznej). Zajrzeliśmy też w różne miejsca, które są obok głównego szlaku, które nie wszyscy odwiedzają – w niektórych z nich byłem po raz pierwszy. Jak się okazało, są rewelacyjne ze względu na widoki i spokojnie mogą konkurować choćby ze wspomnianym już <a href="http://radekkucharski.com/node/220#R-Kucharski_Nepal_2016-04-26_1630_1686" target="_self" title="kliknij, by zobaczyć zdjęcie">szczytem Kala Pattar (Kala Patthar; 5646m)</a>.</p>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgAL6dRObbzMygbe2-XICi7EOusv62ZLwhJ1XY8lLrVaAppKAOXNFBRT5sQNbQtbrioWM1lUXM318v7VffcUkBfLMY6tVf9S723aOAoBc54WBjG8QZbhuTb-ksKf0-ECXgEqUSLV1JFAEE/s1600/R-Kucharski_Nepal_2016_11_08_0627.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgAL6dRObbzMygbe2-XICi7EOusv62ZLwhJ1XY8lLrVaAppKAOXNFBRT5sQNbQtbrioWM1lUXM318v7VffcUkBfLMY6tVf9S723aOAoBc54WBjG8QZbhuTb-ksKf0-ECXgEqUSLV1JFAEE/s320/R-Kucharski_Nepal_2016_11_08_0627.jpg" width="320" height="213" /></a>
<p style="width:320px; margin-left:115px; text-align:justify; font-style:italic; ">Rewelacyjny widok z grzbietu moreny wysoko ponad bazą pod Ama Dablam. Widać m.in. Taboche, Czo Oyu (Cho Oyu), Lobuche East. Sama baza widoczna jest w dole. Everest Region Trek, Sagarmatha National Park, Mahalangur Himla. Solukhumbu, Himalaje, Nepal. Fot. Radek Kucharski.</p>
</div>
<p>Pewnie każdy, kto marzy o wędrowaniu w Himalajach, czasami myśli o treku w Rejonie Everestu. W <a href="http://exploruj.pl">Exploruj.pl</a> – biurze, w którym prowadzę wyjazdy trekkingowe w Himalaje, i z którym współpracuję w zakresie przygotowania niektórych wyjazdów – od dawna mamy w ofercie <a href="http://exploruj.pl/everest">trekking pod Everestem</a>. Jest to wyjazd z wędrówką głównym, najpopularniejszym szlakiem, którego celem jest wejście na położony nad <abbr title="Everest Base Camp">EBC</abbr> szczyt Kala Pattar.</p>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjajGztAWgk5OWtvhfTOLtZC-vKtJCuqZNbXU2S5KZmFRKlnhNMGd_va7MsmVLJn-H6nWrHsdfBCV25UZqs8M2kei1x7joJUTJrJbVbQ7HiFWOxygakWjaYqzeRjf0dtzPDVAdynBQxyww/s1600/R-Kucharski_Nepal_2016_11_08_0696.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjajGztAWgk5OWtvhfTOLtZC-vKtJCuqZNbXU2S5KZmFRKlnhNMGd_va7MsmVLJn-H6nWrHsdfBCV25UZqs8M2kei1x7joJUTJrJbVbQ7HiFWOxygakWjaYqzeRjf0dtzPDVAdynBQxyww/s320/R-Kucharski_Nepal_2016_11_08_0696.jpg" width="320" height="213" /></a>
<p style="width:320px; margin-left:115px; text-align:justify; font-style:italic; ">Mount Everest wystający zza grani Nuptse-Lhotse o zachodzie słońca. Widok z okolic Pangboche. Everest Region Trek, Sagarmatha National Park, Mahalangur Himla. Solukhumbu, Himalaje, Nepal. Fot. Radek Kucharski.</p>
</div>
<p>Nowa propozycja trekkingu, którą przygotowałem po powrocie z Nepalu jesienią ubiegłego roku, powstała z myślą o tych osobach, które chcą jechać na trek w Rejonie Everestu, ale nie chcą iść głównym szlakiem do <abbr title="Everest Base Camp">EBC</abbr> i na Kala Pattar oraz tych, którzy byli w base camp-ie, ale czują niedosyt po wcześniejszym treku i chcą wędrować tu ponownie i zobaczyć nowe miejsca. Khumbu to rewelacyjny i wyjątkowo region dla miłośników gór i warto poświęcić mu więcej uwagi niż wędrówka najpopularniejszym szlakiem.</p>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjb4eF0A6tMZFR7bwh8dcAWjA7Ped65S88Lwy_Mwbb00L0eEmdxLMxrkig0auz224za06938RkwZLSj4oAMZMEJ2k7sYd0Ik2C6R8v4RrvPNaWxzcR3SwgZi70R8J4YYmIWq3hskcomfWI/s1600/R-Kucharski_Nepal_2016_11_08_0579.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjb4eF0A6tMZFR7bwh8dcAWjA7Ped65S88Lwy_Mwbb00L0eEmdxLMxrkig0auz224za06938RkwZLSj4oAMZMEJ2k7sYd0Ik2C6R8v4RrvPNaWxzcR3SwgZi70R8J4YYmIWq3hskcomfWI/s320/R-Kucharski_Nepal_2016_11_08_0579.jpg" width="320" height="213" /></a>
<p style="width:320px; margin-left:115px; text-align:justify; font-style:italic; ">Ama Dablam i Ama Dablam Base Camp. Everest Region Trek, Sagarmatha National Park, Mahalangur Himla. Solukhumbu, Himalaje, Nepal. Fot. Radek Kucharski.</p>
</div>
<p>Głównego szlaku nie da się całkowicie ominąć. Nie da się też – przy założeniu, że wyjazd nie może trwać dłużej niż 3 tygodnie – zrezygnować z lotu do Lukli (którego niektórzy chcieliby uniknąć, a dla innych jest atrakcją samą w sobie), do której można dojść z niżej położonych miejscowości już wprawdzie nie w 7 – jak kiedyś, a w 3 dni, ale to wciąż dużo. Da się jednak w wielu miejscach ominąć główny ruch turystyczny i odbyć piękny trek, podczas którego zobaczymy m.in. 4 ośmiotysięczniki! Będziemy w malowniczym Gokyo, które jest w odgałęzieniu doliny, do którego nie docierają wszyscy wędrujący do EBC. Wejdziemy na Gokyo Ri (5357m), z którego widać Czo Oju, Makalu, Lhotse, Everset i wiele, wiele innych. Przejdziemy przez dość trudną przełęcz Rendźo (Renjo La), która moim zdaniem jest najpiękniejszą widokowo spośród tych, znajdujących się na szlaku Trzech Przełęczy.</p>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhWblFkwYLGO7l0SqzJSGKZD-fUmQ4BRBRszP3ZEGbhCnTNfGYhEdfPSFau99kNeYAXH5oqFDCYBxM8Bcymhf-TTyy9sVAwwVNnJw9L7-rfaJJIhNZmoyv0A-JK7FRW_DWblzIDzB3GWP0/s1600/R-Kucharski_Nepal_2014_11_21_0606.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhWblFkwYLGO7l0SqzJSGKZD-fUmQ4BRBRszP3ZEGbhCnTNfGYhEdfPSFau99kNeYAXH5oqFDCYBxM8Bcymhf-TTyy9sVAwwVNnJw9L7-rfaJJIhNZmoyv0A-JK7FRW_DWblzIDzB3GWP0/s320/R-Kucharski_Nepal_2014_11_21_0606.jpg" width="320" height="213" /></a>
<p style="width:320px; margin-left:115px; text-align:justify; font-style:italic; ">Czo Oju (Cho Oyu; 8201m) – szósty pod względem wysokości, szczyt ziemi. Widok z Gokyo. Everest Region Trek, Sagarmatha National Park, Mahalangur Himla. Solukhumbu, Himalaje, Nepal. Fot. Radek Kucharski.</p></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEis6BSQM6e1e5s59hp6JnN3mYGIHdtmyt7TdyGobV44k0KpH8yRqwTSChNrY-gZkpfA2fBzraKZgYGAa0g6Cg6orm_5OCN0k0IFHdTsNi_A1zkt-ZUcInOyWMpqe74YUrC5QTKGQeiNYU8/s1600/R-Kucharski_Nepal_2016_11_19_2254.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEis6BSQM6e1e5s59hp6JnN3mYGIHdtmyt7TdyGobV44k0KpH8yRqwTSChNrY-gZkpfA2fBzraKZgYGAa0g6Cg6orm_5OCN0k0IFHdTsNi_A1zkt-ZUcInOyWMpqe74YUrC5QTKGQeiNYU8/s320/R-Kucharski_Nepal_2016_11_19_2254.jpg" width="320" height="213" /></a>
<p style="width:320px; margin-left:115px; text-align:justify; font-style:italic; ">Everest, Nuptse, Lhotse, Makalu, Cholatse, Taboche. Widok z przełęczy Rendźo (Renjo La). Everest Region Trek, Sagarmatha National Park, Mahalangur Himla. Solukhumbu, Himalaje, Nepal. Fot. Radek Kucharski.</p></div>
<p>Wyjazd <a href="http://www.exploruj.pl/package/gokyo-ri-rendzo-la-podniebnym-szlakiem-himalajow/">Gokyo Ri i Rendźo La – Podniebnym szlakiem Himalajów</a> trwać będzie 21 dni z przelotami, z czego 14 dni będziemy wędrować. Zaplanowany jest na listopad. To już po szczycie sezonu, który przypada na październik, a z moich dotychczasowych doświadczeń wynika, że pogoda w Solukhumbu jest wtedy jeszcze lepsza niż te 2-3 tygodnie wcześniej.</p>
<p>Zapraszamy!</p><p>
---<br />
Post jest kopią wpisu na blogu, który prowadzę na swojej stronie <a href="http://radekkucharski.com/node/224">RadekKucharski.com</a>.<br />
---
</p></div>Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/00641088748596452380noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-2060359544093624296.post-49509769374085420242016-12-12T10:46:00.000+01:002016-12-12T10:46:14.486+01:00Transport na himalajskich szlakach trekkingowych czyli trochę o nepalskich tragarzach<div style="text-align:justify; ">
<p>Pamiętam pewnego tragarza, którego spotkałem podczas mojego pierwszego treku w Himalajach, w 2000 roku. Niósł elementy słupa – prawdopodobnie do budowy linii energetycznej. Metalowe, zapewne bardzo ciężkie rury o średnicy pewnie z 10 cm, długie na około 1,5 m. Dźwigał 3 albo 4. Były ułożone poziomo w bambusowej konstrukcji na plecach. Większość ciężaru całego ładunku spoczywała na czole mężczyzny, przenoszona tam za pośrednictwem sznurków i paska z polipropylenu. Mijałem go na stromym podejściu, na wąskiej, nieco błotnistej ścieżce, w lesie. Pamiętam, że na nogach miał klapki, jak większość tragarzy. Szedł bokiem – inaczej zawadzałby rurami o drzewa.
</p>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhNoSSy_G_HnhuBSqEqT-9I1K61fPZgxkY5vIGhLNJ1FOrCfzhfcgEtdgrdAUDpmf7qYtJE601-ERLuX0cYx36KLaAHRpoLaCH9r07g4V5PWvjmpkFRhTGh2Llqz_HZyKHpnQuoB2GAnDk/s1600/R-Kucharski_Nepal_2016-04-14_0366_0366.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhNoSSy_G_HnhuBSqEqT-9I1K61fPZgxkY5vIGhLNJ1FOrCfzhfcgEtdgrdAUDpmf7qYtJE601-ERLuX0cYx36KLaAHRpoLaCH9r07g4V5PWvjmpkFRhTGh2Llqz_HZyKHpnQuoB2GAnDk/s320/R-Kucharski_Nepal_2016-04-14_0366_0366.jpg" width="320" height="213" /></a>
<p style="width:320px; margin-left:115px; text-align:justify; font-style:italic; ">Tragarze w Langtangu. Wiosna 2016. Langtang National Park, Nepal.</p>
</div>
<p>
Nepalscy tragarze wciąż noszą nieprawdopodobne ciężary często niewygodne do niesienia: elementy domów i ich wyposażenia, produkty spożywcze, bagaże turystów, butle z gazem, ludzi... Tak, tak: ludzi. Idąc szlakiem pielgrzymkowym do Kedarnath w Indiach, wiosną 2015 r., mijałem wielu tragarzy. Część pielgrzymów nie jest w stanie przejść samodzielnie szlaku. Najbogatsi z nich do znajdującej się w górnej części doliny świątyni lecą helikopterem, ale część korzysta z pracujących na szlaku nepalskich tragarzy. Taki tragarz zakłada na plecy krzesło, a raczej rodzaj fotela, w którym zasiada – tyłem do kierunku marszu – pasażer: często słusznej postury starszy pan czy starsza pani.
</p>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh_mYtIYyhJURl-FWlCgguNDLwZ7hMdKgRGaQz-ZT0t3QiC1SaY2XBYzzxCAYcFz1sRE7v62fZp_PsdpJtCAzv19all33zfVavf6HV_gocs_l_mptX32WodIT10QEXLyBhiB01fyN7rkpY/s1600/R-Kucharski_Nepal_2016_11_22_2494.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh_mYtIYyhJURl-FWlCgguNDLwZ7hMdKgRGaQz-ZT0t3QiC1SaY2XBYzzxCAYcFz1sRE7v62fZp_PsdpJtCAzv19all33zfVavf6HV_gocs_l_mptX32WodIT10QEXLyBhiB01fyN7rkpY/s320/R-Kucharski_Nepal_2016_11_22_2494.jpg" width="320" height="213" /></a>
<p style="width:320px; margin-left:115px; text-align:justify; font-style:italic; ">Ładunki na szlaku w Rejonie Everestu. Specjalnie przygotowane platformy ułatwiają oparcie bagażu. Jesień 2016. Solukhumbu, Nepal.</p>
</div>
<p>
Pamiętam też tragarza spotkanego podczas tegorocznego, jesiennego treku z grupą, w rejonie Everestu. Wieczorem, po dniu pełnym wrażeń i rewelacyjnych widoków, szliśmy w dół, z Gorakshep do Lobuche. Zeszliśmy właśnie z lodowca, robiło się ciemno. Zatrzymaliśmy się, widząc mężczyznę wpierającego ładunek o głaz na morenie. Wyglądał na wycieńczonego. Nie pamiętam, co niósł. Szedł sam, w górę. Do Gorakshep pozostawała mu na pewno ponad godzina marszu, po drodze czekało go przejście przez lodowiec – nie wyjątkowo trudny, ale wymagający skupienia i na pewno niebanalny po ciemku. Dostał od nas glukardiamid, batony i wodę. Na pewno tego potrzebował. Schodząc dalej, martwiliśmy się o niego. I bardzo się ucieszyliśmy, gdy spotkaliśmy go kolejnego dnia, idącego z pustym koszem, w dół.
</p>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhYfGU9ytwhyphenhyphen9dP8wIhzaxwezFo6e59493W2mglX-YTaRW4T2ey06MPvfaidM2N3KKy8LslrsEy-DBhXbYiHF_NKldJ05Vs3z1j_gXa3QVwLu6NWIryGrFgOCfAAHrXvRI0P5xoLiij3Hk/s1600/R-Kucharski_Nepal_2016-04-29_2158_2234.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhYfGU9ytwhyphenhyphen9dP8wIhzaxwezFo6e59493W2mglX-YTaRW4T2ey06MPvfaidM2N3KKy8LslrsEy-DBhXbYiHF_NKldJ05Vs3z1j_gXa3QVwLu6NWIryGrFgOCfAAHrXvRI0P5xoLiij3Hk/s320/R-Kucharski_Nepal_2016-04-29_2158_2234.jpg" width="320" height="213" /></a>
<p style="width:320px; margin-left:115px; text-align:justify; font-style:italic; ">Tragarz na jednym z wielu wiszących mostów na trasie do doliny Khumbu. Everest Base Camp Trek, Rejon Everestu, Solukhumbu. Himalaje Nepalu. Kwiecień 2016.</p>
</div>
<p>
Tragarze to często młodzi chłopcy, którzy muszą pomagać w utrzymaniu siebie i rodziny. Wielokrotnie widząc ich, niosących duże ciężary, myślę o tym, jak wyglądają ich kręgosłupy i stawy nóg po kilkunastu latach takiej pracy.
</p><p>
Tragarze w Nepalu pracują najczęściej na znacznych wysokościach, na których każdy narażony jest na chorobę wysokościową. To nie jest tak, jak wydaje się niektórym trekkerom, że Nepalczycy nie mogą zachorować na silną chorobę wysokościową (AMS), wysokościowy obrzęk płuc (HAPE) czy wysokościowy obrzęk mózgu (HACE). Mogą! I – tak samo, jak dla nas – choroba może mieć skutek śmiertelny.
</p><p>
Nie wszyscy tragarze pochodzą z terenów górskich, a nawet ci, którzy urodzili się w górach, mogą zapaść na chorobę górską. Nie każdy tragarz jest Szerpą, a nie każdy Szerpa jest tragarzem. Szerpowie, czyli przedstawiciele ludu zamieszkującego okolice Everestu, raczej pracują jako przewodnicy wspinaczkowi i wysokogórscy niż tragarze. Wielu tragarzy natomiast, pochodzi z nepalskich nizin. Dźwigając duży ciężar na znacznej wysokości, mogą być narażeni na chorobę górską nawet bardziej, niż idący <i>na lekko</i> trekker z zachodu!
</p>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjNuZEZ_EahFwJuqfX6rdXV3NWKHc9SaMiCM2Pz6DYxU03kJ4zdwd6IOtfmS7Xuax0LTabJynCKOME3H1UuLPy4-o11jcOUtJ33HHpmS-j5nTNgeTCIr60bFg1Q9uKKIwCnZRg4Ta7Rhjw/s1600/R-Kucharski_Nepal_2016_10_28_0506.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjNuZEZ_EahFwJuqfX6rdXV3NWKHc9SaMiCM2Pz6DYxU03kJ4zdwd6IOtfmS7Xuax0LTabJynCKOME3H1UuLPy4-o11jcOUtJ33HHpmS-j5nTNgeTCIr60bFg1Q9uKKIwCnZRg4Ta7Rhjw/s320/R-Kucharski_Nepal_2016_10_28_0506.jpg" width="320" height="213" /></a>
<p style="width:320px; margin-left:115px; text-align:justify; font-style:italic; ">Transport bagaży turystów na szlaku w Rejonie Everestu. Okolice Pheriche. Everest Base Camp Trek, Sagarmatha National Park, Solukhumbu, Nepal. Jesień 2016.</p>
</div>
<p>
Rozmaite organizacje próbują dbać o prawa tragarzy w Nepalu. Budowane są schroniska dla tragarzy, organizowane są banki odzieży i obuwia. Próbuje się też podnosić świadomość turystów korzystających z usług tragarzy poprzez rozmaite kampanie wdrażane przez organizacje nepalskie i zagraniczne, ale też przez lokalne trekkingowe biura turystyczne. Zobacz na przykład: <ul><li><a href="http://www.mountainexplorers.org/club/properporter.htm">IMEC – Proper Porter Treatment</a>,</li><li><a href="http://www.portersprogressuk.org/advice-for-trekkers/trekking-guidelines/">Porters' Progres UK – Trekking Guidelines</a>,</li><li><a href="https://www.tourismconcern.org.uk/porters/">Tourism Concern – Trekking Wrongs: Porters' Rights</a>,</li><li><a href="http://www.mountainmonarch.com/responsible-travel/">'"One trekker: one porter" – polityka jednej z agencji z Katmandu</a>.</li></ul>
</p><p>
Co można zrobić? – Większość trekkerów wędrujących dziś po Himalajach Nepalu wynajmuje tragarzy na swój trek. Ma wówczas realny wpływ na to, jak ich praca wygląda. Tragarze to nie nasi służący, ale partnerzy na trekkingu. Bez ich pracy przejście treku przez wielu wędrowców byłoby niemożliwe lub bardzo trudne.
</p><p>
To nie jest tak, że skoro wielu tragarzy dźwiga kilkadziesiąt kilogramów (Ciężar wielu ładunków da się oszacować przeliczając np. ilość butelek czy puszek z napojami i ich objętość. Z takich kalkulacji często wychodzi ciężar ok. 60 kg, a nawet większy!), to możemy załadować naszego <i>portera</i> ciężkim bagażem należącym do kilku osób. <a href="http://www.ippg.net/">IPPG</a> (The International Porter Protection Group) – organizacja, zajmująca się prawami tragarzy trekkingowych sugeruje, by tragarz w Nepalu nie nosił więcej niż 30 kg zastrzegając, że waga ładunku powinna być dostosowana m.in. do warunków na szlaku (patrz punkt 5 w <a href="http://www.ippg.net/trekking-ethics/">Trekking Ethics: the 5 Guidelines</a>). Uważam, że w wielu przypadkach powinno to być znacznie mniej. Zależy to m.in. od terenu, w jaki się wybieramy, wysokości na jakiej będziemy, długości trasy. Jest chociażby wielka różnica między trekiem do <a href="http://radekkucharski.com/galeria/abc2010">Sanktuarium Annapurny</a>, wędrówką w rejon <a href="http://www.exploruj.pl/package/everest-base-camp/">bazy pod Everestem</a>, a szlakiem Trzech Przełęczy w Rejonie Everestu. Na trzecim z nich 30 kg to na pewno duuuużo za dużo. Na pierwszych dwóch, a na pewno na treku w rejon bazy pod Everestem standardowym szlakiem, też powiedziałbym, że tragarz nie powinien nieść więcej niż ok. 20 kg.
</p>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiBOQS6lBlpvmROAB4u5iuMYQr_QKoe1_zSyOrPYiqjQG31pAGc9w8T5CKLBQV0tmZqQBTC7UlvxCZwmPqYDWfVTxP6XGhrCGuTYQ53_2lRqJR0vsOtugCnI81RommL0IPzIRBZ0QlJqxs/s1600/R-Kucharski_Nepal_2016_11_22_2491.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiBOQS6lBlpvmROAB4u5iuMYQr_QKoe1_zSyOrPYiqjQG31pAGc9w8T5CKLBQV0tmZqQBTC7UlvxCZwmPqYDWfVTxP6XGhrCGuTYQ53_2lRqJR0vsOtugCnI81RommL0IPzIRBZ0QlJqxs/s320/R-Kucharski_Nepal_2016_11_22_2491.jpg" width="320" height="213" /></a>
<p style="width:320px; margin-left:115px; text-align:justify; font-style:italic; ">Większość towarów niesiona jest przez wiele dni zanim trafi do docelowego schroniska czy sklepiku. Rejon Everestu, Himalaje Nepalu. Jesień 2016.</p>
</div>
<p>
Korzystając z usług tragarza, pamiętajmy, że on też może – a raczej powinien – mieć swoje rzeczy osobiste. W szczególności na treku w rejonie Everestu powinien mieć dodatkowe ubrania. Należy brać też pod uwagę sytuacje awaryjne. W normalnych warunkach jest tak, że tragarz niesie nasz duży plecak plus swoje rzeczy, a trekker niesie swój mniejszy plecak, w którym jest jakaś dodatkowa kurtka, zapewne aparat fotograficzny, woda. Zdarza się jednak, że turysta źle się czuje, jest osłabiony. Wówczas chętnie oddaje również swój mały plecak tragarzowi. To wcale nie jest sytuacja rzadka, a przecież nietrudno sobie wyobrazić taką, w której będziemy potrzebowali więcej pomocy. Biorąc powyższe pod uwagę, myślę, że szykując bagaż przeznaczony do niesienia przez tragarza, w szczególności na trekkingu, którego część biegnie powyżej 4000 m, powinniśmy starać się, by nie ważył on więcej niż ok. 15 kg.
</p>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgnhNomrqL6nyWMLn9YmFAnjGFi76v8-_10LeMckm7z-Vz3pX3OyGHFARUhbzw0g8ispGMgEeontfFrpgC6iHGt2oTtKdtQvjACIeNv0BpPy0sVEZF0nPntna9kyq-JDXoNM4QQ_hwTfHA/s1600/R-Kucharski_Nepal_2016-04-25_1238_1282.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgnhNomrqL6nyWMLn9YmFAnjGFi76v8-_10LeMckm7z-Vz3pX3OyGHFARUhbzw0g8ispGMgEeontfFrpgC6iHGt2oTtKdtQvjACIeNv0BpPy0sVEZF0nPntna9kyq-JDXoNM4QQ_hwTfHA/s320/R-Kucharski_Nepal_2016-04-25_1238_1282.jpg" width="320" height="213" /></a>
<p style="width:320px; margin-left:115px; text-align:justify; font-style:italic; ">Tragarze na szlaku w rejonie Everestu. Mają specjalne, drewniane podpórki, których używają do opierania ładunku na postoju. Park Narodowy Sagarmatha. Solukhumbu, Nepal. Wiosna 2016.</p>
</div>
<p>
Pamiętajmy też, że nasz bagaż powinno dać się w miarę wygodnie nieść. Wielokrotnie zobaczycie bardzo niewygodne ładunki. O materiałach budowlanych już wspomniałem; plecaki powiązane po kilka sztuk, czy walizki na kółkach na pewno też nie są wygodne do niesienia, a takie oddawana są tragarzom wcale nie rzadko. Tak, tragarze radzą sobie z takimi ładunkami. Na pewno jednak dużo wygodniej, a przede wszystkim bezpieczniej, będzie im się szło z plecakiem – nawet jeśli dodatkowo dowiążą pętlę, która umożliwi im wsparcie części ciężaru w stylu nepalskim: na czole. Pomóżmy też w dostosowaniu plecaka, pokażmy jak używać pasa biodrowego – oczywiście nie każdy tragarz będzie chciał z tego korzystać, ale część pewnie tak i pewnie będzie im wtedy wygodniej.
</p><p>
W Nepalu funkcjonują ubezpieczenia dla tragarzy. Ponoć są one obowiązkowe w niektórych rejonach trekkingowych. W pozostałych, czy takie ubezpieczenie wykupić, czy nie zależy od agencji zatrudniającej tragarza. Niektóre opłacają ubezpieczenie, inne nie. Uważam, że powinniśmy dbać, by nasz tragarz był ubezpieczony. Korzystając z usług agencji, należałoby upewnić się, że obsługa naszego treku – tragarze i przewodnik – mają ubezpieczenie.
</p>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhsZFO-In9ZpQjtJ7esMdxYv_AUzpPgBGYyV8KPjS_mvNFr51S7h4jlBNJc_Mldgy88P2QQq26ekD5L7HoLgdhlzERkNakubfuDcHvMBU_7VCpHv1GZLJReAj76S9FOjyL5WvERsIQRNl0/s1600/R-Kucharski_Nepal_2016-04-25_1250_1294.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhsZFO-In9ZpQjtJ7esMdxYv_AUzpPgBGYyV8KPjS_mvNFr51S7h4jlBNJc_Mldgy88P2QQq26ekD5L7HoLgdhlzERkNakubfuDcHvMBU_7VCpHv1GZLJReAj76S9FOjyL5WvERsIQRNl0/s320/R-Kucharski_Nepal_2016-04-25_1250_1294.jpg" width="320" height="213" /></a>
<p style="width:320px; margin-left:115px; text-align:justify; font-style:italic; ">Na szlaku do bazy pod Everestem. Kwiecień 2016. Solukhumbu Nepal.</p>
</div>
<p>
Tragarza można wynająć na własną rękę, po prostu szukając osoby, która zgodzi się nieść nasz bagaż, na początku treku. W wielu miejscach, w których rozpoczynają się szlaki trekkingowe, bez problemu da się to zorganizować. Ma to swoje dobre i złe strony. Jeśli zatrudniamy tragarza bezpośrednio, to mamy szanse zapłacić nieco mniej, a nawet jeśli nie, to cała kwota, którą zapłacimy, trafi do niego, natomiast gdy korzystamy z agencji, musimy liczyć się z tym, że część pieniędzy zostanie pobrana jako prowizja, a część pójdzie na ubezpieczenie (jeśli agencja takie wykupuje) i w efekcie tragarz zarobi trochę mniej. Dlatego pewnie większość tragarzy powiedziałaby, że woli być zatrudniana bezpośrednio. Z drugiej strony, pomijając już tu kwestię ubezpieczenia, o którym już pisałem, agencja powinna wziąć odpowiedzialność za zatrudnianego tragarza. W razie problemów – a takie rzadko, bo rzadko, ale zdarzają się – będziemy mogli skontaktować się z biurem i prosić o ich rozwiązanie. Co więcej, jeśli nasz trekking organizuje agencja, która zatrudnia obsługę dla nas (choćby jednego tragarza), to przysługuje nam prawo do tańszego <a href="http://www.taan.org.np/pages/about-tims">dokumentu TIMS</a>, który jest obowiązkowy dla wszystkich wędrowców górskich w Nepalu.
</p><p>
<hr>
Na marginesie, polecam <a href="http://www.k2studio.sk/en/filmy/sloboda-pod-nakladom">film "Pod ciężarem wolności" w reżyserii Pavola Barabasza</a> o tragarzach pracujących po słowackiej stronie Tatr. Zaopatrując schroniska górskie dźwigają ładunki ważące nawet powyżej 100 kg! Film jest rewelacyjny, zdobył wiele nagród, m.in. <a href="http://www.spotkania.zakopane.pl/filmy/221/wyniki-miedzynarodowego-konkursu-filmowego-12szfg-">Grand Prix 12. Spotkań z Filmem Górskim</a>. Nie wspominam tego filmu tu, by zaprzeczyć części tego, co napisałem powyżej. Pamiętać chyba trzeba, że trekkingi w Nepalu, odbywają się na znacznej wysokości i trwają wiele dni.
<hr>
</p><p>
---<br />
Post jest kopią wpisu na blogu, który prowadzę na swojej stronie <a href="http://radekkucharski.com/node/222">RadekKucharski.com</a>.<br />
---
</p>
</div>Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/00641088748596452380noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-2060359544093624296.post-80409361784616959242016-12-06T22:55:00.002+01:002016-12-06T22:57:01.234+01:00Sprzęt na trekkingu w Himalajach – zasilanie GPS-a z powerbanku<div style="text-align:justify; ">
<p>
Podczas trekkingów używam GPS-a firmy Garmin model <a href="https://buy.garmin.com/pl-PL/PL/prod8703.html">eTrex Vista HCx</a>. Służy mi przede wszystkim do zapisywania tracków (śladów / ścieżek) i waypointów (punktów orientacyjnych na trasie), jest więc cały czas włączone podczas marszu – zwykle około 8h dziennie. Urządzenie zasilane jest dwiema bateriami typu AA. Może działać zasilane przez kabel USB (ma gniazdo USB Mini-B) i wówczas może działać bez baterii. Przy moim wykorzystaniu komplet 2 baterii starcza mniej więcej na 2 dni użycia, co na długich trekkingach w obszarach o ograniczonym dostępie do sklepów, a więc między innymi na wielu trekkingach w Himalajach, stanowi spory problem. Zwykle baterii <i>paluszków</i> nie da się kupić, a nawet jeśli, to są to często baterie kiepskiej jakości, na których GPS działa jeszcze krócej. Trzeba dźwigać więc spory ich zapas. Zużyte też często dźwigam, bo nie mam sumienia wyrzucać ich w miejscach, gdzie nie sposobów na ich właściwą utylizację nie mówiąc o recyklingu.
</p>
<p>
Kilka lat temu używałem akumulatorków. Efekt był słaby. Po kilku (może kilkunastu) cyklach ładowania pojemność akumulatorków była niewielka, a na dodatek źródła prądu szybko się rozładowywały nawet, gdy nie były w użyciu. Wprawdzie – ponoć – nowe akumulatorki pozbawione są tych mankamentów (w szczególności świetne mają być w tej kwestii <a href="https://en.wikipedia.org/wiki/Eneloop">akumulatorki Eneloop</a>), ale nawet jeśli tak jest, to i tak kwestią jest ich ładowanie, bo nawet jeśli starczą na 2-3 dni używania, to na dwutygodniowym treku albo trzeba nosić wiele kompletów, albo mieć możliwość ładowania. A z tym ostatnim nie zawsze jest łatwo. W Ladakhu, w którym bywam często, na większości szlaków śpię w namiocie z dala od osad ludzkich (a więc i prądu), a na wielu trekach w Himalajach Nepalu za ładowanie urządzeń elektrycznych w schroniskach (lodge'ach) na trasie trzeba niemało płacić.
</p>
<p>
Podobne do powyższych rozważania doprowadziły mnie przed ostatnim wyjazdem do wniosku, że czas spróbować zasilać mojego GPS-a z baterii słonecznej (wszak w wielu miejscach, po których chodzę, słońca nie brakuje). Sądziłem, że GPS bez baterii, podłączony bezpośrednio do panelu słonecznego, uruchomi się, ale pewnie wyłączy przy spadku napięcia, gdy wejdę w zacienione miejsce. Dlatego wymyśliłem rozwiązanie pośrednie. GPS-a podłączyłem do powerbanku, a drugi powerbank ładowałem w tym czasie przy użyciu z panelu słonecznego.
</p>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhCdHZmhwvn4vkguStSx6S5KPGcJ805SP-BWwVga92Zwnmfelzsw5J7tocqI4BcayNVyjxTy1i_nPLv4U2nEciyT7c6_sRuVaGHbFngnUoVe3AmczM0z5c2KIzPh9IFpo7aAzF3Xw-Paqc/s1600/IMG_6984.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhCdHZmhwvn4vkguStSx6S5KPGcJ805SP-BWwVga92Zwnmfelzsw5J7tocqI4BcayNVyjxTy1i_nPLv4U2nEciyT7c6_sRuVaGHbFngnUoVe3AmczM0z5c2KIzPh9IFpo7aAzF3Xw-Paqc/s320/IMG_6984.jpg" width="320" height="240" /></a>
<p style="width:320px; margin-left:115px; text-align:justify; font-style:italic; ">Mój Garmin GPS eTrex Vista HCx zasilany z powerbanku ISY 2200mAh.</p>
</div>
<p>
Trochę było niepewności przy wyborze konkretnego sprzętu. Okazało się, że z niektórymi powerbankami, GPS bez baterii uruchamiał się, ale wyłączał po chwili. Tak, jakby powerbank "nie widział" mojego urządzenia i po chwili przestawał zasilać. Sprawdziły się powerbanki ISY 2200mAh. Z takim powerbankiem, przy wykorzystaniu jak opisałem powyżej, mój GPS działał mi 2-3 dni, co dawało mi sporo czasu na naładowanie drugiego.
</p>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgCbSaJCxhGZ7Yz2Vv-Ci2mzHOlkGSNPV6e_mlY5VZqSGT95mc_LRoq1VjKy5fxiK8pwD50RMRW6wKvF2Sy2hAVhjb-uR3lN3TM6BcLcL_YbNwB9gUwhKWWWFrOYzdSUYIAoUQ7Zcq90xs/s1600/IMG_6985.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgCbSaJCxhGZ7Yz2Vv-Ci2mzHOlkGSNPV6e_mlY5VZqSGT95mc_LRoq1VjKy5fxiK8pwD50RMRW6wKvF2Sy2hAVhjb-uR3lN3TM6BcLcL_YbNwB9gUwhKWWWFrOYzdSUYIAoUQ7Zcq90xs/s320/IMG_6985.jpg" width="320" height="240" /></a>
<p style="width:320px; margin-left:115px; text-align:justify; font-style:italic; ">Powerbank ISY 2200mAh.</p>
</div>
<p>
Ładowałem panelem słonecznym <a href="http://brofish.eu/product/brofish_sunny_12">Brofish SC14002 Sunny 2x USB</a> (zobacz też w <a href="http://www.cyfrowe.pl/smartfony-tablety/brofish-panel-sloneczny-sc14002-sunny-2x-usb.html">polskim sklepie</a>). Podobnie jak w przypadku powerbanków, wybór panelu słonecznego nie był wcale łatwy. Obserwowałem, czego używają inni na prowadzonych przeze mnie trekkingach. Z kilku paneli solarnych, które widziałem, działał dobrze tylko ten Brofish.
</p>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgovaNOISQ5f5PwiONq-ou7vQv25NJUD9V_fhdbAv9PKSMm_6klGX-QXSJVQns1g0vaHlQrybHn4IBfgrnTbeHKtIg2E5-0GoJeKsMd9NaRtIkspW-onndzrnjJCRCWrYLJeTk1yxRcO3k/s1600/IMG_6916.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgovaNOISQ5f5PwiONq-ou7vQv25NJUD9V_fhdbAv9PKSMm_6klGX-QXSJVQns1g0vaHlQrybHn4IBfgrnTbeHKtIg2E5-0GoJeKsMd9NaRtIkspW-onndzrnjJCRCWrYLJeTk1yxRcO3k/s320/IMG_6916.jpg" width="320" height="240" /></a>
<p style="width:320px; margin-left:115px; text-align:justify; font-style:italic; ">Panel słoneczny Brofish zamocowany na moim plecaku podczas trekkingu w Himalajach Nepalu</p>
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgqMvwIpkgBhuaI3pY1Fmk6Rvjip-iENGoQ_2SexfoCvwEo2gb2k7n_Pk2skw8AoqW2562UlUR1eRmrhzHv1RuTwpnrbBUckdSgeK5Y1KbzVBFIeaW4xUq5HdyhUlhvmgB07aYPX9r9vhA/s1600/IMG_6986.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgqMvwIpkgBhuaI3pY1Fmk6Rvjip-iENGoQ_2SexfoCvwEo2gb2k7n_Pk2skw8AoqW2562UlUR1eRmrhzHv1RuTwpnrbBUckdSgeK5Y1KbzVBFIeaW4xUq5HdyhUlhvmgB07aYPX9r9vhA/s320/IMG_6986.jpg" width="320" height="240" /></a>
<p style="width:320px; margin-left:115px; text-align:justify; font-style:italic; ">Złożony panel Brofish Brofish SC14002 Sunny 2x USB ma wielkość 26x15 cm.</p>
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj_SU5JGZcOO0qBB0R33rHj3IDb4LMBf9NxNbt-zkYynLrIAeIO-KFlfJUcVmLatRIiY3pOSicTv1axN9DNwT9dEgs-yDD_QYEtI05LvfH_92BPcyAHa5YmBrgotswPeSyFNY3EYWLrL7o/s1600/IMG_6987.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj_SU5JGZcOO0qBB0R33rHj3IDb4LMBf9NxNbt-zkYynLrIAeIO-KFlfJUcVmLatRIiY3pOSicTv1axN9DNwT9dEgs-yDD_QYEtI05LvfH_92BPcyAHa5YmBrgotswPeSyFNY3EYWLrL7o/s320/IMG_6987.jpg" width="320" height="240" /></a>
<p style="width:320px; margin-left:115px; text-align:justify; font-style:italic; ">Z tyłu panelu solarnego Brofish jest wygodna kieszonka umożliwiająca schowanie ładowanego urządzenia. Są też pętelki ułatwiające umocowanie solara na plecaku.</p>
</div>
<p>
Powyżej opisany zestaw testowałem na ostatnich trekach w Rejonie Everestu. Wędrowałem jesienią, z reguły miałem słoneczną pogodę. Na naładowanie 2200mAh powerbanku mój panel słoneczny, przymocowany do górnej części plecaka, potrzebował zwykle dużej części dnia. Oczywiście byłem cały czas w ruchu, idąc czasami tak, że promienie słońce padały wprost na panel, a czasami szedłem w cieniu. Słabo się sprawdzał, gdy oprócz powerbanku (panel ma dwa wyjścia USB) miałem podłączony jeszcze telefon lub tablet – wówczas urządzenia ładowały się bardzo wolno. Szybko takich eksperymentów zaniechałem, więc nie należy tego traktować jako porządny test.
</p>
<p>
Ostatecznie zestaw: eTrex Vista HCx, 2x powerbank ISY 2200mAh, panel słoneczny Brofish Sunny 12W, dwie baterie AA (na wszelki wypadek, żeby GPS nie wyłączył się, w przypadku rozładowania powerbanku), kabelek USB, sprawdził się w sposób zadowalający na dwóch trekkach – jednym 11-dniowym, drugim 20-dniowym. Chyba trochę mniej dźwigałem, na pewno naprodukowałem mniej śmieci.
</p>
<p>
---<br />
Post jest kopią wpisu na blogu, który prowadzę na swojej stronie <a href="http://radekkucharski.com/node/221">RadekKucharski.com</a>.<br />
---
</p>
</div>Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/00641088748596452380noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-2060359544093624296.post-33192319489163166272016-12-06T16:17:00.002+01:002016-12-06T16:17:39.102+01:00Trekking w Rejonie Everestu – Base Camp czy Kala Pattar oraz dlaczego nie lubię spać w Gorak Shep<div style="text-align:justify; ">
<p style="font-weight:bold; ">Wyznaczając cel wędrówki głównym szlakiem w Rejonie Everestu w Nepalu, zwykle uznaje się, że jest nim Everest Base Camp. (Poprawniej należałoby mówić Everest South Base Camp, czyli baza południowa, bo jest jeszcze baza po tybetańskiej, a więc północnej stronie góry.) Czy jednak Base Camp (EBC) jest najciekawszym i najważniejszym miejscem dla trekkera udającego się w górną część doliny Khumbu?</p>
<p>
Base Camp po stronie nepalskiej zaznaczony na większości współczesnych map znajduje się w górnej części doliny Khumbu, na prawym skraju lodowca o tej samej nazwie (po lewej jak podchodzimy od dołu), na zakręcie tegoż lodowca, pod szczytem Khumbutse, na wysokości ok. 5270 m n.p.m. Jest rzeczywiście miejscem, gdzie obozują współcześnie wspinacze, których celem jest wejście na Everest od strony nepalskiej – w zdecydowanej większości uczestnicy wypraw komercyjnych – oraz obsługa tych wypraw.
</p>
<p>
Niespodzianka numer 1: jesienią często nie ma tam ani jednego namiotu!!! Sezon wypraw na Everest od strony nepalskiej jest wiosną (późny kwiecień i maj), jesienią nikt albo prawie nikt się tu nie wspina.
</p>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj7i3UUuv4JmWlvL5nz2DxXt0jrIT0SLZEWbjBhQPb6gIchMZAJr7rni0VP-8aIcbYPIj9TeeuoR1r5AAaZZySVVs91Aupy-3VVpDzitD9f8UVm29J_495mhEGJvMUfkFx7f0obLU1Ba3M/s1600/R-Kucharski_Nepal_2016_11_14_1492.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj7i3UUuv4JmWlvL5nz2DxXt0jrIT0SLZEWbjBhQPb6gIchMZAJr7rni0VP-8aIcbYPIj9TeeuoR1r5AAaZZySVVs91Aupy-3VVpDzitD9f8UVm29J_495mhEGJvMUfkFx7f0obLU1Ba3M/s320/R-Kucharski_Nepal_2016_11_14_1492.jpg" width="320" height="213" /></a>
<p style="width:320px; margin-left:115px; text-align:justify; font-style:italic; ">Miejsce współczesnej lokalizacji bazy pod Everestem po stronie nepalskiej (Everest South Base Camp) na lodowcu Khumbu. Listopad 2016. W bazie jest pusto!<br />Solukhumbu, Nepal.</p>
</div>
<p>
Niespodzianka numer 2: wiosną jest tu spore miasteczko namiotowe i klimat raczej daleki od atmosfery górskiej przygody czy spotkania z dziką, surową przyrodą – czego chyba wciąż wiele z nas w górach poszukuje. Nie sądzę, by było możliwe poznanie tu sław wspinania, czy porozmawiania ze wspinaczami. Ci, którzy mieszkają w bazie, mają swoje cele i jeśli nie zostaniemy wprowadzeni tam przez alpinistę, który akurat wtedy będzie miał w bazie znajomych, to mało prawdopodobne jest, by ktokolwiek pozytywnie zareagował na naszą wizytę. Zwykle trekkerzy dochodzą do flag modlitewnych, które są rozwieszone na początku bazy i po zrobieniu zdjęć wracają do Gorakshep.
</p>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh1QiQ7m7ViN9yDFvOh1hgxbyRmTHDNWvBrqIHL0ohFL04OEvOQCtem3zs5dM5kr-ChDyq7b_C1WttImap6ooJkwApRIiHleJQkMRPJODH_3CZtON3jUKWAQlLiofnYSYB0-nG15682ols/s1600/R-Kucharski_Nepal_2015_04_22_1347.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh1QiQ7m7ViN9yDFvOh1hgxbyRmTHDNWvBrqIHL0ohFL04OEvOQCtem3zs5dM5kr-ChDyq7b_C1WttImap6ooJkwApRIiHleJQkMRPJODH_3CZtON3jUKWAQlLiofnYSYB0-nG15682ols/s320/R-Kucharski_Nepal_2015_04_22_1347.jpg" width="320" height="213" /></a>
<p style="width:320px; margin-left:115px; text-align:justify; font-style:italic; ">Wiosenny widok na Everest Base Camp na lodowcu Khumbu. To zdjęcie zrobiłem 22 kwietnia 2015 r., na 3 dni przed tragicznym trzęsieniem ziemi.<br />Solukhumbu, Nepal.</p>
</div>
<p>
Niespodzianka numer 3: z Base Campu praktycznie nie widać Everestu!!! Owszem, Mount Everest widać kilkanaście minut przed dojściem do bazy, z moreny, przed zejściem na lodowiec, ale z wielu miejsc w bazie, w szczególności z głównego miejsca przy flagach modlitewnych, nie widać go albo widać mały fragment wierzchołka. Większość góry zasłonięta jest przez Ramię Zachodnie (West Shoulder) Everestu (które zresztą stąd wygląda imponująco). Dość dobrze widać lodospad Khumbu (który muszą pokonać śmiałkowie wspinający się na Everest z tej strony), ale nie jest też tak, że tuż pod lodospad da się łatwo i szybko podejść.
</p>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg-0eXnx89eQKn64jNMhEh829eJrvMpgpBg_5cDp-MfY9jXzmOnJL8ayUdANaTjKad-DU4pdsGaNGpr6EQ8Ry5af6gb-4iTN2H9Z-kZZnlipFY1k9raziZe5PaNgm7KpV2x9_4s5vohrKY/s1600/R-Kucharski_Nepal_2016_11_14_1476.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg-0eXnx89eQKn64jNMhEh829eJrvMpgpBg_5cDp-MfY9jXzmOnJL8ayUdANaTjKad-DU4pdsGaNGpr6EQ8Ry5af6gb-4iTN2H9Z-kZZnlipFY1k9raziZe5PaNgm7KpV2x9_4s5vohrKY/s320/R-Kucharski_Nepal_2016_11_14_1476.jpg" width="320" height="213" /></a>
<p style="width:320px; margin-left:115px; text-align:justify; font-style:italic; ">Everest Base Camp, lodowiec Khumbu. Po lewej przełęcz Lho, a za nią Changtse. Na środku lodospad Khumbu. Nad nim West Shoulder Everestu. Wierzchołka Everestu prawie stąd nie widać – delikatnie wystaje nad widoczną po prawej, opadającą w prawo granią.<br />Listopad 2016. Region Everestu, Solukhumbu, Nepal.</p>
</div>
<p>
Na mapach zaznaczony jest też "Old Everest Base Camp". To miejsce, gdzie bazowały niektóre wyprawy udające się na Everest, w tym brytyjska wyprawa w 1953 roku, podczas której Sir Edmund Hillary i Tenzing Norgay Sherpa stanęli na wierzchołku. Znajduje się ono po przeciwnej stronie lodowca Khumbu, pod Nuptse. Ponoć chodzą tam niektórzy trekkerzy. Ja nie byłem, nie wydaje mi się też, by prowadziła tam łatwa droga. Nie rozeznawałem tego dokładnie, ale nie widziałem ewidentnej ścieżki. Nawet jeśli taka istnieje, to jest to ścieżka na lodowcu, a przejście wymaga koncentracji i ostrożności, tym bardziej że jak sądzę, nie często tamtędy ktoś chodzi, a sytuacja na lodowcu przecież zmienia się codziennie.
</p>
<p>
Drugi cel wędrówki w górnej części doliny Khumbu to szczyt Kala Pattar (Kala Patthar) o wysokości ok. 5646 m n.p.m. Większość tych, którzy ruszają na szlak z przekonaniem, że powinni iść do bazy, z czasem dowiaduje się, że to Kala Pattar, a nie Base Camp jest miejscem dla wilu osób ciekawszym. To stąd, a nie z bazy doskonale widać Everest! Główny szczyt, Wierzchołek Południowy (8748 m n.p.m.), Uskok Hillarego i Przełęcz Południową, z której w przeciwną stronę, naprzeciw Everestu wznosi się szczyt Lhotse.
</p>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhADXaClhY9B5p4kg7rk-rwiCyVoBmg1QNd7W9MvnHnj9nSWvaDq3weY0E9o7klsfzwdanvuxSUUiqA6y3cgO2UBDv2PNzcsk54m6JQ8A_Yx2fpxrhRMCVKreoc9Jiyk7435WYFhjijTpk/s1600/R-Kucharski_Nepal_2015_04_21_1193.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhADXaClhY9B5p4kg7rk-rwiCyVoBmg1QNd7W9MvnHnj9nSWvaDq3weY0E9o7klsfzwdanvuxSUUiqA6y3cgO2UBDv2PNzcsk54m6JQ8A_Yx2fpxrhRMCVKreoc9Jiyk7435WYFhjijTpk/s320/R-Kucharski_Nepal_2015_04_21_1193.jpg" width="320" height="213" /></a>
<p style="width:320px; margin-left:115px; text-align:justify; font-style:italic; ">Widok na Everest ze szczytu Kala Pattar (ok. 5646 m n.p.m.). Zdjęcie wiosenne. W dole, na skraju lodowca, wyraźnie widać mnóstwo namiotów w Base Campie. Na prawo od nich lodospad Khumbu (Khumbu Icefall), nad bazą Lho La i Changtse (w Tybecie), nad lodospadem Zachodnie Ramię Everestu (Everest West Shoulder) i nad nim szczyt z wyraźnie widocznym Wierzchołkiem Południowym (South Summit). Na skraju zdjęcia po prawej, w górze, widać Przełęcz Południową. Na prawo od niej jest Lhotse, ale to już poza kadrem.<br />Kwiecień 2015. Region Everestu, Solukhumbu, Nepal.</p>
</div>
<p>
Dalej w prawo widać całą panoramę szczytów znanych już trekkerom z wcześniej odbytej drogi, m.in. Ama Dablam, Kangtegę i Thamserku, a w dole długi jęzor lodowca Khumbu. Pod Everestem lodospad Khumbu, który stąd widać doskonale, a pod nim Base Camp – widać tam nawet pojedyncze namioty (jeśli akurat tam są)! Dalej w lewo Ramię Zachodnie (West Shoulder), przełęcz Lho i leżący po stronie tybetańskiej Changtse (7543 m n.p.m.), a później Khumbutse, Lingtren i piękna Pumori, która jest wprost nad naszymi głowami, bo Kala Pattar to taka niezbyt urodziwa czarna skałka właśnie pod Pumori.
</p>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgrYZPC9pj3l6F1pZ4QKNuwbR-WZnfhG43d1HRrbngEeVxTB2BjHtnUDJ3HObOa6efG3ZSCxoACOppKQSdRliplZYnA-uOO3utzgJM3fXsGtnWBsRujNIX6kWR8T-2pgekrm_CGJIOPVNE/s1600/R-Kucharski_Nepal_2016-04-26_1630_1686.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgrYZPC9pj3l6F1pZ4QKNuwbR-WZnfhG43d1HRrbngEeVxTB2BjHtnUDJ3HObOa6efG3ZSCxoACOppKQSdRliplZYnA-uOO3utzgJM3fXsGtnWBsRujNIX6kWR8T-2pgekrm_CGJIOPVNE/s320/R-Kucharski_Nepal_2016-04-26_1630_1686.jpg" width="320" height="213" /></a>
<p style="width:320px; margin-left:115px; text-align:justify; font-style:italic; ">Piękna Pumori (7161 m n.p.m.) i leżący pod nią szczyt widokowy Kala Pattar (ok. 5640 m n.p.m.). Wiosna 2016.<br />Everest Base Camp Trek, Solukhumbu, Nepal.</p>
</div>
<p>
<b>Gdzie spać?</b>
</p>
<p>
W górnej części doliny Khumbu są dwa miejsca, w których znajdują się schroniska (lodge). Jednym jest położone niżej Lobucze (Lobuche; ok. 4930 m n.p.m.), drugim – Gorakshep (ok. 5160 m n.p.m.). W pierwszym jest nieco cieplej, są zdecydowanie lepsze schroniska. W drugim są gorsze warunki, jest ograniczony dostęp do wody, ale przede wszystkim Gorakshep jest położony wyżej! Wydawać się może, że to nieco ponad 200 m różnicy wysokości nie powinno mieć wielkiego znaczenia, ale na tej wysokości ma duże. Po pierwsze te ponad dwieście, to niewiele mniej niż 300, a 300 m to zalecana ze względu na aklimatyzację różnica wysokości między kolejnymi noclegami. Dla prawidłowej aklimatyzacji – a zatem i naszego bezpieczeństwa – nie powinniśmy spać wyżej niż 300 m (wg niektórych zaleceń 500 m) niż poprzedniej nocy. (Jeśli ten warunek nie może być spełniony, wówczas na nowej wysokości należy spać przynajmniej 2 noce.) Jeśli spaliśmy w Dingboche (ok. 4320 m n.p.m.) albo w Pheriche (ok. 4280 m n.p.m.), jak większość wędrowców na tej trasie, a nawet jeśli przyszliśmy z Chukhungu (ok. 4740 m n.p.m.) przez przełęcz Kongma, to po drodze do Gorakshep i tak powinniśmy spać w Lobuche przynajmniej jedną noc. Po drugie te ponad 5000 m, na którym leży Gorakshep, to bardzo duża wysokość! Wiele osób nie śpi tam dobrze, zwłaszcza w pierwszą noc, a rano wiele nie jest w świetnej kondycji do dalszej wędrówki.
</p>
<hr>
<p>
Na marginesie, Gorakshep to też baza. Wprawdzie nie jest to baza współczesna, ale wyprawy używały tego miejsca jako bazy w przeszłości – można więc powiedzieć, że to jeden ze starych <i>base campów</i>. Tutaj zlokalizowana była baza szwajcarskiej wyprawy, która w 1952 r., a więc na rok przed zakończoną sukcesem wyprawą brytyjską, próbowała zdobyć najwyższy szczyt ziemi (patrz K.Reynolds "Everest. A trekker's guide.", Cicerone Press 2012).
</p>
<hr>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjEHNwltgc8cEc0iOarQv8AquCYLcx98sTYrLbXhMHvJIg3x98FArEf3VnwizL2w2wOflqcVXbG_XT5V_oIuxOJAla-95SNhxAE_XKW8Uo9Z9fljdgq-3a4ueBTTHc6W1hjskyJVdNcbEQ/s1600/R-Kucharski_Nepal_2016-04-26_1760_1822.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjEHNwltgc8cEc0iOarQv8AquCYLcx98sTYrLbXhMHvJIg3x98FArEf3VnwizL2w2wOflqcVXbG_XT5V_oIuxOJAla-95SNhxAE_XKW8Uo9Z9fljdgq-3a4ueBTTHc6W1hjskyJVdNcbEQ/s320/R-Kucharski_Nepal_2016-04-26_1760_1822.jpg" width="320" height="213" /></a>
<p style="width:320px; margin-left:115px; text-align:justify; font-style:italic; ">Gorakshep – widok z drogi na Kala Pattar. Osada leży przy morenie potężnego lodowca Khumbu. Wokół fantastyczna panorama. Wyróżniający się szczyt po lewej to Ama Dablam.<br />Kwiecień 2016. Rejon Everestu, Solukhumbu, Nepal.</p>
</div>
<p>
Rozwiązaniem, moim zdaniem, najrozsądniejszym – pod warunkiem, że nie mamy sporego zapasu czasu, który pozwoliłby nam na porządną aklimatyzację w Lobuche i późniejsze podejście do Gorakshep – jest wczesna pobudka w Lobuche, podejście do Gorakshep (dla większości trekkerów to nie więcej niż 3h), wejście na Kala Pattar lub do Base Camp-u i powrót przez Gorakshep do Lobuche. To spokojnie da się zrobić w umiarkowanym tempie, z czasem na odpoczynek i posiłek w Gorakshep. A po zejściu do Lobuche będziemy mieli dobre warunki na zasłużony wypoczynek – o wiele lepszy niż ten, który mielibyśmy w Gorakshep.
</p>
<p>
Wprawdzie jest możliwe zarówno wejście na Kala Pattar, jak i odwiedzenie Base Campu w jeden dzień z Lobuche, ale to opcja dla naprawdę szybkich wędrowców, a ze względu na wysokość dość ryzykowna. Odradzam ją. Zrobiło to raz dwóch moich klientów wraz z młodym tragarzem, który im towarzyszył. Z Lobuche ruszyliśmy wspólnie ok. 5:30 rano. Chłopaki odłączyli się od nas po niespełna godzinie. W szybkim tempie doszli do Gorakshep, weszli na Kala Pattar, zeszli z powrotem do Gorakshep, podeszli do bazy (nie ma bezpośredniej drogi z K.P. do EBC, a ścieżka prowadząca ze szczytu do podnóża K.P. praktycznie dochodzi do Gorakshep i tam łączy się z drogą do base campu) i zeszli przez Gorakshep do Lobuche. Doszli o zmroku — mocno zmęczeni.
</p>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjoR3sKHdiilX7Sy9XG41lezJyyeV3JUVKOawEX6fZjN47c3ON0VdTIUmxqIphFmSLVK78qo2fzmJY5soa3mgas0hhm7csmI7exNCa6BgZJnWaNVK2TCQOMyPwSxFFTiNw2wBwHaxtPxZw/s1600/R-Kucharski_Nepal_2016_11_13_1374.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjoR3sKHdiilX7Sy9XG41lezJyyeV3JUVKOawEX6fZjN47c3ON0VdTIUmxqIphFmSLVK78qo2fzmJY5soa3mgas0hhm7csmI7exNCa6BgZJnWaNVK2TCQOMyPwSxFFTiNw2wBwHaxtPxZw/s320/R-Kucharski_Nepal_2016_11_13_1374.jpg" width="320" height="213" /></a>
<p style="width:320px; margin-left:115px; text-align:justify; font-style:italic; ">Lobuche, podobnie jak Gorakshep, leży przy jęzorze lodowca Khumbu, po zachodniej jego stronie. Widok z przełęczy Kongma.<br />Listopad 2016. Rejon Everestu, Solukhumbu, Nepal.</p>
</div>
<p>
Zatem jeśli nie śpimy w Gorakshep, to najprawdopodobniej będziemy musieli wybrać Kala Pattar albo Base Camp. (Robienie obu w kolejne dni podchodząc dwukrotnie z Lobuche, raczej sensu nie ma.) Decyzja zależna będzie między innymi od naszego stanu wypoczęcia i aklimatyzacji oraz od pogody. Jeżeli pogoda zapowiada rewelacyjne widoki i jeśli dobrze się czujemy, to – moim zdaniem – zdecydowanie wybór powinien paść na Kala Pattar. Po pierwsze – jak już pisałem na początku – to stamtąd, a nie z bazy są rewelacyjne widoki. Po drugie, no cóż... Kala Pattar urodziwą górą wprawdzie nie jest, ale w końcu to szczyt i to wcale nie mały, a nie jakieś tam miejsce na lodowcu otoczone ewentualnie masą kolorowych namiocików. ;)
</p>
<p>
***<br />
A <a href="https://www.theguardian.com/travel/interactive/2012/dec/20/mount-everest-zoom-2bn-pixel-image" target="_blank">tutaj można zobaczyć Everest z niebywałą dokładnością</a>! Obraz powstał z połączenia 400 fotografii wykonanych przez <a href="http://davidbreashears.com" target="_blank">Davida Breashearsa</a> teleobiektywem z punktu nad Base Campem. Polecam też spojrzenie na bazę w programie Google Earth lub na obrazie satelitarnym w Google Maps – <a href="https://www.google.pl/maps/place/Mount+Everest/@28.0004041,86.8519276,981m/data=!3m1!1e3!4m5!3m4!1s0x39e854a215bd9ebd:0x576dcf806abbab2!8m2!3d27.98785!4d86.9250261" target="_blank">kliknij tu</a>.
</p>
<p>
---<br />
Post jest kopią wpisu na blogu, który prowadzę na swojej stronie <a href="http://radekkucharski.com/blog">RadekKucharski.com</a>.<br />
---
</p>
</div>Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/00641088748596452380noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-2060359544093624296.post-20944145962192717072016-10-13T10:15:00.001+02:002016-10-13T10:15:48.082+02:00Co na trekking w Himalajach: buty - część 2<div dir="ltr" style="text-align: justify;" trbidi="on">
O butach już było – <a href="../node/203" target="_self">patrz mój wpis ze stycznia ub.r.</a> Kolejne wyjazdy przyniosły jednak nowe doświadczenia i nowe wnioski, którymi chcę się tu krótko podzielić.
<br /> <br />
O tym, że na trekkingi w Himalajach, a w szczególności w Ladakhu, wybieram buty skórzane, już pisałem. Do niedawna były to buty skórzane z membraną i wewnętrzną wyściółką wykonaną z materiału syntetycznego. Buty te nie odprowadzały wilgoci w sposób zadowalający, stopy pociły mi się podczas marszu, a w efekcie zimą i podczas wejść na wyższe szczyty, w mrozie, podczas postojów i wolniejszych podejść nogi bardzo mi marzły.
<br /> <br />
Drugi rok używam butów skórzanych z wyściółką wewnętrzną wykonaną również ze skóry. Buty te nie mają żadnej membrany. Sprawdzają się rewelacyjnie – świetnie oddychają. Oczywiście nie jest tak, że w upalne dni czy po intensywnym marszu stopę mam zupełnie suchą, ale praktycznie nigdy nie jest istotnie mokra i w efekcie w mroźne dni nie marznie. Buty te da się skutecznie zaimpregnować woskiem więc jestem w nich chroniony przed wilgocią z zewnątrz.
<br /> <br />
Pisałem już o <a href="../node/203#skarpety" target="_self">skarpetach</a>. Bardzo ważne, by stopa pozostawała sucha. Tu ważne jest przede wszystkim to, by but odpowiednio oddychał, ale istotny jest również właściwy dobór skarpet. Pisałem już wcześniej, że po doświadczeniach z różnymi skarpetami używam SmartWool-i. Testowałem różne modele – najlepiej sprawdzają się dla mnie grubsze skarpety (tak, tak, nawet w gorące dni). Wybieram skarpety "heavy cushion" (w podanej firmie <a href="http://www.smartwool.com/shop/trekking-heavy-crew-socks-sw0sw131" target="_blank">ten model</a>) – dobrze izolują, amortyzują, dobrze odprowadzają wilgoć i chronią przed otarciami i bomblami.<br />Skarpety biorą udział w odprowadzaniu wilgoci z buta. Ułatwić to można podwijając nieco nogawki spodni tak (jeśli warunki atmosferyczne na to pozwalają), by górna część skarpetki (skarpeta powinna być wyciągnięta na łydce, nie zwinięta) była na zewnątrz i dzięki tamu szybciej schła.
<br /> <br />
Jeszcze kilka słów o doborze butów do rodzaju aktywności. Większość producentów dzieli buty ze względu na ich przeznaczenie. Bardzo ciekawa wydaje mi się <a href="http://www.meindl.de/english/service/service_3.html" target="_blank">kategoryzacja produktów ze względu na aktywność i rodzaj szlaku stosotana przez niemiecką firmę Meindl</a>. Każdej aktywności przypisane są kody literowe zależne również od rodzaju szlaku jakim będziemy się poruszać; te kategorie pojawiają się w opisie poszczególnych modeli butów. Ja używam butów z kategorii B/C i buty z tej kategorii zalecam na większość treków w Ladakhu. Na wielu trudniejszych szlakach w Ladakhu chodzimy rzadko uczęszczanymi ścieżkami, często wąską ścieżką trawersując strome zbocze, często po piargach, sypiących się zboczach, kamienistymi dnami dolin. Potrzebne są mocne, odporne, dobrze trzymające staw skokowy buty. Tych samych butów używam na innych trekach w Himalajach choć w rejonie Everestu, a na pewno na trekkingu do Sanktuarium Annapurny wystarczą buty kategorii B czy A/B.
<br /></div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/00641088748596452380noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-2060359544093624296.post-5672955633847820432016-10-13T09:45:00.000+02:002016-10-13T09:45:21.448+02:00Zgubiona latarka i złamany ząb<div style="text-align:justify; margin-left:30%; width:70%; margin-bottom:20px; font-style:italic; ">
Poniższy artykuł po raz pierwszy ukazał się w <a href="http://npm.pl/artykuly/zgubiona-latarka-i-zlamany-zab-0" target="_blank">Magazynie "n.p.m." nr 2/2016 (179)</a>. Możesz <a href="http://radekkucharski.com/zdj_blog/NPM_12-13_WIDZIANE Z GOR_npm.pdf">pobrać go w formacie PDF</a>.
</div>
<br /> <br />
<div style="text-align:justify; ">
– Tak przyszedłeś, czy coś się stało? – spytała Magda, pani doktor stomatologii. Znamy się od kilkunastu lat, od mojej pierwszej, długiej podróży do Azji, kiedy zadbała o to, bym w Indiach nie musiał iść do dentysty. Od tamtej pory żadnemu innemu lekarzowi nie pozwalam dotykać moich zębów.<br />
Mój grymas na twarzy mówił wszystko, nie trzeba było odpowiadać.<br />
– Tylko nie mów, że to ta prawa, górna szóstka! – usłyszałem.<br />
Tak, to była ta szóstka. Ząb z historią, ratowany wielokrotnie. Taki, na który miałem uważać.
<div style="text-align:center; ">•••</div>
– Pamiętasz drogę? – spytał Dordże, gospodarz z Ursi gdy zbierałem się do ruszenia. Coś tam pamiętałem ale niedokładnie. – Musisz skręcić w boczną dolinę, – dodał i coś jeszcze wyjaśnił.
Ursi leży niedaleko popularnego szlaku Padum – Lamajuru w Ladakhu. Mała, niezbyt często odwiedzania, niezwykle malownicza wieś. Urocza zwłaszcza teraz, jesienią. Leży, jak na Ladakh, niezbyt wysoko – na wysokości około 3660 m n.p.m. Tuż za nią wyrasta mur: grzbiet strzelistych szczytów oddzielający dolinę rzeki Japoli (Yapola) – za mną, od doliny Indusu na północy. Wznosząca się 4946 m n.p.m. Tar La to najniższy okoliczny punkt na tej grani – przez tą przełęcz prowadzi najkrótsza – choć na pewno nie najprostszą – droga z Ursi do doliny Indusu i dalej do stolicy regionu, Leh. Sporo stromego podchodzenia na znacznej wysokości. Za przełęczą ścieżka prowadzi niemal pionowym, sypiącym się zboczem, a później kamienistym dnem doliny – długa, nużąca droga w stronę pierwszej wsi – Tar, położonej prawie 1600 m niżej niż przełęcz.
<br /> <br />
To była moja druga wizyta w Ursi. Pięć lat wcześniej kończyłem tą trasą długi, samotny trek z Padumu, kombinowaną nieco trasą przez Lingszed, przełęcz Barmi, moją ulubioną, mocno izolowaną wieś Dibling, przełęcz Kandźi, Szilakong, aż do Alći, gdzie zacząłem wtedy wędrowanie. Tym razem to był kolejny trek w sezonie. Ostatni, bo zamarzająca woda w butelce leżącej w nocy w środku namiotu jednoznacznie wskazywała na to, że czas się zbierać. Wolałem spać u ludzi, w gospodarstwach. Było odrobinę cieplej, nie trzeba było gotować, a przede wszystkim rano składać namiotu, co powodowało, że szybciej się zbierałem.
<br /> <br />
Pamiętałem Dordża i jego rodzinę. Miałem ze sobą zdjęcia zrobione przy poprzedniej wizycie. Trzech chłopaków – wtedy kilkuletnich – teraz było nastolatkami; dwóch z nich mieszkało w internatach szkolnych daleko od rodzinnej wsi. Miło mi było, że gospodarze też mnie pamiętają.
<br /> <br />
Ruszyłem. Przy pożegnaniu Dordże jeszcze raz przestrzegł mnie bym nie pomylił drogi. I oczywiście: pomyliłem! Poszedłem wyraźną ścieżką prowadzącą dnem głównej doliny. Minąłem kluczowy skręt. Doszedłem do pastwiska, zamkniętego stromościami, z przełęczą wysoko nade mną. Może trzeba było zawrócić do Ursi i spróbować kolejnego dnia ale wróciłem tylko do rozwidlenia, do miejsca, w którym powinienem był skręcić.
<br /> <br />
Znów stromo w górę. Mozolna wspinaczka, a później morze gór widoczne z przełęczy. Góry Zaskar i główna grań Wysokich Himalajów za mną, dolina Indusu, pasmo Ladakh, a za nim Karakorum – przede mną. Stromizna i wąskie ścieżki zakosów podejścia i drogi w dół powodują, że to szlak niechętnie obierany przez właścicieli jucznych koni – nie jest więc często odwiedzany. Nikogo nie spotkałem.
<br /> <br />
Nie chciałem spać w namiocie jak poprzednim razem. Chciałem dojść do wsi Tar. Zdawało mi się, że to już tuż, tuż, za zakrętem. Ale za nim był kolejny, a później kolejne połączenie strumyczków i następny skręt. Wciąż niewygodnie, bez wyraźnej ścieżki, kamienistym dnem. Zmierzchało, a we mnie rosło zniecierpliwienie i złość o to, że pomyliłem drogę na przełęcz, przez co podejście zabrało mi tak dużo czasu. Ignorowałem narastającą ciemność – nie chciałem tracić czasu na zatrzymanie i wyciąganie latarki.
<br /> <br />
Duża dolina z prawej, która wydała się jakaś znajoma. Tak! Są pierwsze pola uprawne! Do wsi musi być niedaleko. W szarówce zauważam kobietę z koszem na plecach, najpewniej wracającą z pracy w polu. – <span style="font-style:italic; ">Dźule!</span> – pozdrawiam ją w lokalnym języku i uśmiecham się, a po chwili pytam, czy dochodzimy do Taru. Kobiecie nie zamykają się usta. Nie rozumiem ni w ząb z tego co mówi, a ona zdaje się ignorować moje znaki mające wskazywać, że nie mówię po ladakhijsku. Już we wsi pytam o <span style="font-style:italic; ">homestay</span>, czyli możliwość noclegu. To generuje kolejny potok niezrozumiałych dla mnie słów ale i gest jasno wskazujący, że mam iść za nią.
<br /> <br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiFW4usDpCHzLvifFGNKVzohei_4VNTH0cI65mJCzS8syKpI-zGLzG8M_l0AS6sVSpsUxDfurmW2W9adc1HNnuQRrlLj7dhavAqInsl01V2KYy13vMjPLDs1yhKYPLDUbcN42M-OZIpY-Q/s1600/R-Kucharski_Ladakh_2014-01-16_0410_0425.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiFW4usDpCHzLvifFGNKVzohei_4VNTH0cI65mJCzS8syKpI-zGLzG8M_l0AS6sVSpsUxDfurmW2W9adc1HNnuQRrlLj7dhavAqInsl01V2KYy13vMjPLDs1yhKYPLDUbcN42M-OZIpY-Q/s320/R-Kucharski_Ladakh_2014-01-16_0410_0425.jpg" width="320" height="213" /></a></div>
<br /> <br />
Nowy, ładnie zaaranżowany dom. Zakwaterowano mnie w sporym pokoju z dużymi oknami. Kilka materaców, przy nich małe, tradycyjne, drewniane, ładnie zdobione stoliczki – siedzi się przy nich na ziemi, w siadzie skrzyżnym. Po środku koza. W małej kuchni reszta rodziny robi jakąś kiszonkę ze świeżo zebranych, małych marchewek. Sympatyczny, głuchoniemy chłopak pewnie gdzieś koło 18-letni pokazuje mi dom. Z rodzicami porozumiewam się korzystając z pomocy jego ciut starszej siostry, która dobrze mówi po angielsku. Wypytuję o drogę na następny dzień, do wsi Mangju. Już wiem, że na mapach, które mam jest źle zaznaczona.
<br /> <br />
Pamiętam, że gadatliwa gospodyni przygotowała mi prowiant na drogę. Na odchodne dostałem jeszcze kilka malutkich owoców z przydomowej jabłonki – przepysznych. Chłopak odprowadził mnie do granicy wsi i początku podejścia. Do Mangju dotarłem osiem godzin później. Wieczorem okazało się, że nie mam czołówki. Musiałem ją zostawić u gospodarzy w Tar – trudno, wszak został mi jeden dzień marszu, później miałem jechać do Leh, a potem lecieć do Polski.
<br /> <br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgrvbtaNV2yjy6VMngmXP5HT7_tPTpCk2Q9MNXSxXbbFN7xKfbm6teK3QL12zu6bMF1vmLHSSkL0U_6bARI-XFWSZe-_Ate8p-cqc__lO4mul5vlSTo9RycWDRpK1TRpzYL7aaJYEkrNXo/s1600/R-Kucharski_Ladakh_2014-01-15_0402_0417.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgrvbtaNV2yjy6VMngmXP5HT7_tPTpCk2Q9MNXSxXbbFN7xKfbm6teK3QL12zu6bMF1vmLHSSkL0U_6bARI-XFWSZe-_Ate8p-cqc__lO4mul5vlSTo9RycWDRpK1TRpzYL7aaJYEkrNXo/s320/R-Kucharski_Ladakh_2014-01-15_0402_0417.jpg" width="320" height="213" /></a></div>
<br /> <br />
Do Taru wróciłem zimą, w styczniu 2014 roku, podchodząc wprost od drogi prowadzącej doliną Indusu. Niezbyt męcząca, 2-godzinna wędrówka ładną doliną, po wyraźnej i wygodnej ścieżce. Mroźnie, pewnie koło minus 10, ale słonecznie. Granatowe niebo bez chmurki, nagie zbocza miejscami tylko przyprószone kilkucentymetrową warstewką śniegu. Przed pierwszym domem we wsi kilka kobiet grzeje się na słońcu dziergając na drutach, rozmawiając i zaśmiewając się co chwila. Wymieniamy pozdrowienia i uśmiechy. Dziewczyny pytają czy chcę <span style="font-style:italic; ">homestay</span> – kwaterę, ale mówię, że znam tu kogoś. Idąc dalej rozglądam się za znanym mi domem przy jabłoni. I nagle słyszę potok słów znanego mi głosu. Moja gospodyni sprzed kilku lat wypatrzyła mnie już i mówi coś z daleka, czego oczywiście nie rozumiem.
<br /> <br />
Wchodzimy do domu, siadam w znanym mi pokoju. Próbuję wytłumaczyć, że nie potrzebuję ogrzewania kozą – w Ladakhu jest bardzo mało drewna opałowego, zimą pomieszczeń praktycznie się nie ogrzewa poza kuchnią podczas gotowania. W kuchni spędza się większość czasu. Na tej wysokości koza czy palenisko bardzo szybko stygną. Nocą w domu jest zwykle kilka stopni poniżej zera.
<br /> <br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgy9b7Nize14GeQCmdNLTea6tm9nSFm6ZsRvgSPzLEO_Mi4eUZ4o0n8WENyF_Yyk5m0qAj5FY6HTx4yg4-4Xo1AnNG-gIUWdX_2pTxvgeTkaOEpZk0k-vIUMY9N7QLpTwQ_uSiTTswFAgs/s1600/R-Kucharski_Ladakh_2014-01-16_0421_0436.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgy9b7Nize14GeQCmdNLTea6tm9nSFm6ZsRvgSPzLEO_Mi4eUZ4o0n8WENyF_Yyk5m0qAj5FY6HTx4yg4-4Xo1AnNG-gIUWdX_2pTxvgeTkaOEpZk0k-vIUMY9N7QLpTwQ_uSiTTswFAgs/s320/R-Kucharski_Ladakh_2014-01-16_0421_0436.jpg" width="320" height="213" /></a></div>
<br /> <br />
Z niezrozumiałego dla mnie w większości potoku słów i gestów udaje mi się wyłapać, że syn przeniósł się do Leh, gdzie pracuje jako stolarz. Po chwili na moich kolanach ląduje rodzinny album ze zdjęciami z jego ślubu. Jest jeszcze coś, co kobieta stara mi się wciąż wytłumaczyć, czego ja nie mogę załapać. Na szczęście niebawem przychodzi gospodarz. Teraz, pod nieobecność córki, bez jej pomocy, udaje mu się składać zdania po angielsku na tyle dobrze, że możemy się porozumieć. Wraz z gospodynią z przejęciem opowiadają mi o latarce. Tak, tej którą zostawiłem przypadkiem podczas poprzedniej wizyty. Okazuje się, że rodzina bardzo przejęła się, że nie będę miał latarki. Kolejnego dnia gospodarz zszedł w dół doliny do głównej drogi i pojechał do Mangju, gdzie szukał mnie chcąc oddać mi latarkę. Musiał poświęcić na to w sumie ze dwa dni. Na moje gapiostwo. Na błahą dla mnie sprawę, która jemu wydała się ważna.
<br /> <br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgskvTbNTV5yYAy0iqclQWCota3pBX2KLRt0L2l4mTUzYC0ID5_Nz2-hBYjvEpdRqY-8ywaUCzOyZ6WuhqdgfVdItFQTgLOAUpQAPsK9M-cItn6PxN8HkO7B-FV7NV26Av3Le6DsAI6t-Q/s1600/R-Kucharski_Ladakh_2014-01-16_0449_0464.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgskvTbNTV5yYAy0iqclQWCota3pBX2KLRt0L2l4mTUzYC0ID5_Nz2-hBYjvEpdRqY-8ywaUCzOyZ6WuhqdgfVdItFQTgLOAUpQAPsK9M-cItn6PxN8HkO7B-FV7NV26Av3Le6DsAI6t-Q/s320/R-Kucharski_Ladakh_2014-01-16_0449_0464.jpg" width="320" height="213" /></a></div>
<br /> <br />
Do herbaty dostaję <span style="font-style:italic; ">jus</span> z łuskanymi pestkami moreli. Jus, czyli prażone ziarno jęczmienia. Do tego jeszcze suszone morele. Najbardziej lubię te, które przed suszeniem zostały wydrylowane, z których pestki wyłuskano, a morelowe migdałki umieszczono ponownie w owocu. I te, których słońce nie wysuszyło całkowicie, w których wciąż pozostała odrobina miękkości. Lokalne przysmaki – wszystko uwielbiam!
<br /> <br />
Trach! Coś niepokojąco zgrzytnęło w moich zębach. Wśród ziarenek jusu pewnie było ziarenko żwirku. Nagle zrobiło mi się ciepło. Badam językiem niefortunne skutki rozpustnego obżarstwa. Prawa, górna szóstka. Rozpadła się.
<br /> <br />
----<br />
<span style="font-style:italic; ">Informacja o nazwach geograficznych: Nazwy ujęte w wytycznych Komisji Standaryzacji Nazw Geograficznych zapisano zgodnie z jej zaleceniami. W szczególności dotyczy to nazwy Zaskar zapisywanej w języku angielski ale i często w piśmiennictwie polskim jako "Zanskar". "Zaskar" jest zapisem stosowanym przez <a href="http://encyklopedia.pwn.pl/szukaj/zaskar.html" target="_blank">PWN</a> i w takiej formie użyto go w artykule. Nazwy nieujęte w w.w. opracowaniu zapisano według własnej propozycji.</span><br />
---
</div>Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/00641088748596452380noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2060359544093624296.post-44004948966914641442016-09-28T12:08:00.001+02:002016-09-28T12:10:38.519+02:00Jesień w Ladakhu - artykuł opublikowany w Taterniku<div style="text-align:justify; margin-left:30%; width:70%; margin-bottom:20px; font-style:italic; ">
Poniższy artykuł, dotyczący moich wędrówek w 2009 r., ukazał się po raz pierwszy w wersji skróconej w Magazynie "Taternik" nr 2/2012 (332), a w pełnej na <a href="http://taternik.org">stronach internetowych Magazynu</a>.
</div>
<div style="text-align:justify; ">
<strong>Późne lato i jesień to doskonały czas na trekking w Ladakhu. Poziom wody w rzekach opada umożliwiając przejście niektórymi, niedostępnymi latem szlakami. Siła nurtu rzek słabnie, przez co woda oczyszcza się z roztopowej zawiesiny i zyskuje niesamowity, szmaragdowy kolor. Słońce świeci nieco słabiej, pod mniejszym kątem, podkreślając barwną, jesienną szatę roślinności. Turystów jest mniej, a ludność lokalna przestaje być zajęta pracami polowymi i ma więcej czasu na kontakt z przybyszami.</strong>
<br /> <br />
Na początku września, po krótkiej wizycie w Delhi, wsiadłem na dworcu przy Bramie Kaszmirskiej w autobus do Kjelangu. Był to pojazd najniższej klasy: trzyosobowe siedzenia po prawej, za kierowcą, dwuosobowe po lewej. Oparcia niepochylane. Miejsca na nogi tyle, że ja – choć raczej niski – ledwie się mieszczę. Wniosłem plecak na dach, włożyłem do worka z tworzywa sztucznego dla ochrony przed kurzem i słabym deszczem, przywiązałem, chyba nawet przypiąłem łańcuchem. Miejsce miałem na szczęście po lewej, od strony korytarza, z przodu – to ważne ze względu na wyboiste drogi i twarde zawieszenie.
<br /> <br />
Ruszyliśmy chyba około szóstej wieczorem. Tłoczne, wieczorne Delhi, później nie mniej zatłoczona droga ekspresowa w stronę Czandigarhu. Sporo podróżnych, a przez to dużo przystanków – tego wysadzić tu, tamtego zabrać ze skrzyżowania sto metrów dalej. Chaos, który nawet jeśli jeszcze nie przestał mnie dziwić, to przynajmniej już nie denerwuje. Kilka razy zatrzymujemy się na dłużej. Wypatruję tych przystanków z utęsknieniem – to czas na rozprostowanie kości i okazja do wypicia kolejnej szklaneczki słodkiej herbaty z mlekiem, od której jestem chyba już uzależniony.
<br /> <br />
Za Czandigarhem droga zaczyna wspinać się po zboczach himalajskiego pasma Śiwalik. Na podjazdach autobus pnie się mozolnie, warcząc głośno silnikiem. Na zjazdach kierowca rozpędza pojazd, sprawnie radząc sobie na serpentynach. Głośno skrzypią hamulce. Z przestrachem obserwują ciemną drogę ci, którzy są tu pierwszy raz. Niejeden choruje, mało komu udaje się spać.
<br /> <br />
Wczesnym rankiem mijamy Manali – popularne miasteczko turystyczne. Wokół zielone, zalesione zbocza Himalajów, w górze ich nagie, ośnieżone, a miejscami zlodowacone, szczyty. Jedziemy wzdłuż rzeki Bjas; pniemy się coraz wyżej. Mijamy małe sklepiki z wywieszonymi na zewnątrz kombinezonami zimowymi. Tu turyści z południa Indii wypożyczają ubiory mające przygotować ich na pierwsze spotkanie ze śniegiem.
<br /> <br />
Las ustępuje miejsca nagim zboczom. Permanentnie naprawiana i niszczona przez wodę roztopową i osuwiska, nierówna droga wije się stromo w górę. Wraki pojazdów widoczne w dole, w dnach przepaści przypominają, że jazda tędy nie należy do bezpiecznych.
<br /> <br />
Przed przełęczą mijamy dziesiątki małych barów i liczne samochody, które od świtu zwożą tu z Manali turystów spragnionych śnieżnych wrażeń. Co i raz wyprzedzamy barwnie wymalowaną, wypełnioną ponad normę ciężarówkę. Wreszcie docieramy do Rohtang La, 3970 m n.p.m. – przełęczy na głównym grzbiecie himalajskiego masywu Pir Pandźal.
<br /> <br />
Po krótkim postoju autobus zjeżdża stromo w dół. Wjeżdżamy do krainy Lahaul. Krajobraz wokół diametralnie różni się od tego, który zostawiliśmy po południowej stronie przełęczy, w okolicach Manali. Lasów prawie nie ma. Dominują zielone, pastwiska pokrywające szerokie, otwarte doliny. W górze skalne ściany, lodowce i złowrogie szczyty.
<br /> <br />
Jedziemy wzdłuż rzeki Ćandry w dół jej biegu, aż do jej spotkania z Baghą w miejscowości Tandi. Stąd pozostaje już tylko kilka kilometrów do Kjelangu, głównej miejscowości regionu, celu pierwszego etapu podróży.
<br /> <br />
Kolejnego dnia odpoczywam i kupuję prowiant na około dwutygodniową wędrówkę. Większość turystów jadących do Leh (wymawiane jako 'Le', h na końcu jest bezdźwięczne) – stolicy Ladakhu, zatrzymuje się w Kjelangu (Keylong) tylko na noc. Lepiej jednak spędzić tu przynajmniej jeden cały dzień i dwie noce. Miejscowość położona jest na wysokości około 3100 m n.p.m. i jest doskonałym miejscem na aklimatyzację przed dalszą drogą w górę. To malownicza, mała osada przyklejona do stromego zbocza głębokiej, otoczonej potężnymi szczytami, doliny. Pretekstem do spacerów mogą być choćby położone w okolicy buddyjskie świątynie.
<br /> <br />
Ruszam w dalszą drogę. Autobusy do Leh odjeżdżają z Kjelangu przed świtem, a do celu dojeżdżają zwykle późnym wieczorem po pokonaniu kilku około pięciotysięcznych przełęczy. Po półtorej godzinie jazdy mijamy Darczę – miejsce startu popularnego szlaku wędrówkowego do Padumu (Padum) w Zaskarze (Zanskar).
<br /> <br />
Dalej wspinamy się stopniowo ku przełęczy Baralacza (4910 m n.p.m.; Baralacha La) i przez nią przeprawiamy się na północną stronę Himalajów Wysokich – najwyższego z pasm najwyższych gór świata. Góry te stanowią barierę dla napływającego z południa wilgotnego powietrza letniego monsunu. Tym samym, letnie opady monsunowe charakterystyczne dla Półwyspu Indyjskiego nie docierają na północ od tego miejsca. Stąd kolejna, diametralna zmiana w krajobrazie: bogate łąki Lahaulu zostały za nami, a teraz otaczają nas otwarte przestrzenie niemal nagich, suchych gór. Dość bujna zieleń pojawia się tylko w dnach dolin; na zboczach zaś dominuje rzadka roślinność wysokogórskiej pustyni. Drzew nie ma praktycznie wcale, krzewy występują wyłącznie w dnach sporych strumieni i rzek. Uprawy możliwe są wyłącznie na pracowicie nawadnianych tarasach, na terenach położonych poniżej 4000 m n.p.m.
<br /> <br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi5qzl4s5K3KK_mys26V-OcSdUctOkr1IcsDYC4l4JuKWMkQePZEbFYlO5CGzk3POFPJ1Y7oETKUVm4X7rJa5Mr1dsqOChST7yXhhMKDGWi66bmUYjpJJNVu_E-4hHn5xZW93sABD6g-9o/s1600/R-Kucharski_scanned-photos_Ladakh_001.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi5qzl4s5K3KK_mys26V-OcSdUctOkr1IcsDYC4l4JuKWMkQePZEbFYlO5CGzk3POFPJ1Y7oETKUVm4X7rJa5Mr1dsqOChST7yXhhMKDGWi66bmUYjpJJNVu_E-4hHn5xZW93sABD6g-9o/s320/R-Kucharski_scanned-photos_Ladakh_001.jpg" width="320" height="206" /></a></div>
<br /> <br />
Autobus zjeżdża do Serczu – sporego obozowiska raczej niż miejscowości. Tu przebiega granica między stanem Himaćal Pradeś, do którego należy Lahaul, a Dżammu i Kaszmir, którego częścią jest Ladakh, do którego właśnie wjechaliśmy.
<br /> <br />
Około dwadzieścia kilometrów dalej znów jedziemy w górę. Kilkadziesiąt serpentyn wprowadza nas na przełęcz Neki La (4915m). Na chwilę zjeżdżamy w dół, by rozpocząć podjazd ponownie, tym razem do ponad pięciotysięcznej przełęczy Leczulung (Lachulung La). Później już w dół, do kresu mojej autobusowej podróży – położonego na wysokości około 4500 m letniego obozowiska: Pang.
<br /> <br />
To nie pierwsza moja wizyta w Pangu w tamtym sezonie. Na początku lipca skończyłem tu wędrówkę z położonej w Środkowym Ladakhu wsi Hemis. Planowałem wówczas dojść do Padumu w Zaskarze (Zanskarze) ale nie udało mi się pokonać przełęczy Morang La, na której wtedy zalegało jeszcze sporo śniegu. Tym razem w planach miałem pokonanie Morang La i ukończenie wędrówki w Zaskarze. Teraz, wczesną jesienią, śniegu powinno być niewiele, a i przejścia przez rzeki, których czekało mnie sporo, powinny być łatwiejsze.
<br /> <br />
Nieco przeciągam ciepły posiłek w jednej z namiotowych restauracji Pangu. Wiem co mnie czeka. Chcę odwlec dźwiganie plecaka, który wypełniony sprzętem biwakowym, prowiantem, paliwem do kuchenki, aparatem fotograficznym i dodatkowymi obiektywami, waży chyba sporo ponad 30 kilo. Nie spieszę się też do licznych przejść przez lodowatą, potężną rzekę Toze Czu, których – dobrze wiem – na tej trasie nie uniknę.
<br /> <br />
Ruszam. Na początku rzeka wije się od jednego stromego zbocza do drugiego wymuszając przekraczanie wody niemal przy każdym jej zakręcie. Wody jest znacznie mniej niż na początku lipca ale i tak sięga miejscami powyżej kolan. Nurt jest bystry i przez to przejście niebezpieczne. Temperatura wody jest taka, że palce nóg bolą z zimna już po kilkunastu sekundach. Chciałoby się biec, a trzeba spokojnie, dokładnie ustawiać kijki i stawiać kolejne kroki.
<br /> <br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjyIMIvaomSWAwc2jh7UwPXsn55jH68Ea0kxx0b705ftZV9SMEohyHwpLwpt98Y4-hGAb7C0c715Km2LPLKDXcGJ7_sLNBjpJtThUDTDy7xl5k6OEQVZZv9UhhrBii5EubXLx65l0t9jVs/s1600/R-Kucharski_scanned-photos_Ladakh_002.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjyIMIvaomSWAwc2jh7UwPXsn55jH68Ea0kxx0b705ftZV9SMEohyHwpLwpt98Y4-hGAb7C0c715Km2LPLKDXcGJ7_sLNBjpJtThUDTDy7xl5k6OEQVZZv9UhhrBii5EubXLx65l0t9jVs/s320/R-Kucharski_scanned-photos_Ladakh_002.jpg" width="320" height="206" /></a></div>
<br /> <br />
Wspinaczkę na przełęcz Morang rozpoczynam wczesnym rankiem z biwaku na wysokości powyżej 4600 m n.p.m. Podejście jest strome ale na szczęście śniegu prawie nie ma. Po trzech godzinach jestem na górze, 5355 m n.p.m. Pada mokry śnieg, podczas zejścia deszcz ze śniegiem, a niżej deszcz. To największy opad jaki widziałem w ciągu kilkumiesięcznego pobytu w Ladakhu.
<br /> <br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjjPmwXD3Yb29Zlyl9s0eeLVF22-L32gSiUpb_cE1TJQ3BbM92bQsItemM3PBYcLXx3pXdgLEI_P9l6NvPpMsHUgmErF1e3jF1eNgUpTrHOMQlrhIgF7t7K9o0m1j8Wt-FPyc9uLOeLz2c/s1600/R-Kucharski_scanned-photos_Ladakh_003.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjjPmwXD3Yb29Zlyl9s0eeLVF22-L32gSiUpb_cE1TJQ3BbM92bQsItemM3PBYcLXx3pXdgLEI_P9l6NvPpMsHUgmErF1e3jF1eNgUpTrHOMQlrhIgF7t7K9o0m1j8Wt-FPyc9uLOeLz2c/s320/R-Kucharski_scanned-photos_Ladakh_003.jpg" width="320" height="206" /></a></div>
<br /> <br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhENiLbWn6CfEwtdwWpYyktXWEQ7bOVm84KW_rjrmwBU3-043VZZubWx_IF4uhg24Npj1ShxUbjm9RKy9wxZ31FK04REIGmUJErsfNN6Y4Oazu6gzZXAH1aeskf4UsXiq35dz2AOvCAvC8/s1600/R-Kucharski_scanned-photos_Ladakh_004.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhENiLbWn6CfEwtdwWpYyktXWEQ7bOVm84KW_rjrmwBU3-043VZZubWx_IF4uhg24Npj1ShxUbjm9RKy9wxZ31FK04REIGmUJErsfNN6Y4Oazu6gzZXAH1aeskf4UsXiq35dz2AOvCAvC8/s320/R-Kucharski_scanned-photos_Ladakh_004.jpg" width="320" height="206" /></a></div>
<br /> <br />
Schodzę ponad 1200 m, do doliny Tsarab Czu – potężnej rzeki, płynącej od lodowców Himalajów Wysokich do Padumu w Zaskarze, gdzie Tsarab łączy się z rzeką Stod i dalej płynie jako Zaskar (Zanskar): główny dopływ Indusu w regionie. Biwak. Tym razem nie w samotności, bo w tym samym miejscu biwakuje spora grupa Brytyjczyków pod opieką kilku górali z Zaskaru.
<br /> <br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhuNjrIIgiY46wWEIB6ykxb8PewpMFYfY4f7UjukRpPF1Yx7M5XtWF0wdy3jlfSQDSj3jgzmcZKoM3WY4vPFv6vFXdcWSgtisYwJyvgi98Sc5jBXHPLXJ2ZeRpPFgNNOeGfaSaidD2VenQ/s1600/R-Kucharski_scanned-photos_Ladakh_005.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhuNjrIIgiY46wWEIB6ykxb8PewpMFYfY4f7UjukRpPF1Yx7M5XtWF0wdy3jlfSQDSj3jgzmcZKoM3WY4vPFv6vFXdcWSgtisYwJyvgi98Sc5jBXHPLXJ2ZeRpPFgNNOeGfaSaidD2VenQ/s320/R-Kucharski_scanned-photos_Ladakh_005.jpg" width="320" height="206" /></a></div>
<br /> <br />
Choć w ciągu dwóch kolejnych dni szlak prowadzi wzdłuż Tsarab Czu, w dół jej biegu, prawym brzegiem, bez konieczności przeprawy na drugą stronę, to wędrówka nie jest łatwa. Długi, żmudny marsz. To w górę, to w dół; przez grzbiety i nieduże przełęcze. Długimi trawersami, momentami w sporej ekspozycji, wysoko nad dnem doliny.
<br /> <br />
Plecak ciąży od chwili kiedy go zakładam. Chcę go natychmiast zdjąć, ale po chwili zdaję sobie sprawę, że to nie ma sensu. Nie mogę się zbuntować, zatrzymać. Nie pozostaje nic innego jak iść naprzód.
<br /> <br />
Łapię rytm. Idę przez około godzinę, później odpoczywam piętnaście minut, czasami pół godziny. Ruszam. Wysiłek powoduje, że nie daję rady podążać za myślami. Przychodzą i odchodzą: wydarzenia z przeszłości, marzenia, plany. Czasami godzinami uporczywie wracają myśli o jedzeniu, czasami nie da się myśleć o niczym poza kolejnym oddechem, kolejnym krokiem.
<br /> <br />
Mijam kilka opuszczonych wiosek. Domy są jeszcze całe, część z nich nienaruszona. Jeszcze kilka lat temu ktoś w nich mieszkał. Tarasy uprawne są jednak nagie i suche.
<br /> <br />
Uprawy w Ladakhu mają szansę utrzymać się tylko tam, gdzie grunt jest nawadniany. Ladakhowie od setek lat budują i naprawiają kanały, które doprowadzają do wiosek wodę strumieni i rozdzielają ją na poszczególne tarasiki. Codziennie dbają o to, by każde poletko otrzymało odpowiednią ilość wody. Wody jednak zaczyna brakować. Wraz z zanikaniem lodowców, które są latem w Ladakhu praktycznie jedynym źródłem wody, wysychają strumienie. Bez nich życie jest niemożliwe więc górale zmuszeni są opuszczać miejsca w których ich przodkowie gospodarowali od wieków. Satak, Manule, Jarszun i Marszun – miejsca oznaczone na mapie jako wsie, są już tylko opuszczonymi osadami.
<br /> <br />
Dochodzę do miejsca, w którym do Tsarab Czu wpada rzeka Zara – znana mi sprzed kilku dni. Ja dotarłem tu przez przełęcz Morang, ona nieco dookoła, wąską, niedostępną doliną. Przed zbiegiem rzek jest dość solidny most umożliwiający przejście na lewy brzeg Tsarabu. Według mojej mapy na prawy brzeg, którym dalej prowadzi główna ścieżka, będę mógł przejść kawałek dalej, kolejnym mostem, a idąc lewym brzegiem uniknę przechodzenia przez Zarę, która już przed przełęczą Morang była potężną rzeką.
<br /> <br />
Przechodzę przez most. Ścieżka na początku jest bardzo wyraźna i dość szeroka. Idę nią dobre półtorej godziny, aż dochodzę do miejsca, gdzie się kończy – osuwisko zmiotło dalszą jej część. Mam dwie możliwości: cofnąć się do mostu lub przejść przez rzekę. Tsarab już przy pierwszym moim biwaku w jej dolinie wydawała się rzeką nie do przejścia, a przecież miejsce, w którym jestem znajduje się znacznie niżej i poniżej jej połączenia z Zarą – również dość potężną rzeką. Półtorej godziny marszu do mostu to jednak dużo, tym bardziej, że i tak czekałoby mnie niełatwe przejście przez Zarę, a później ze dwie godziny marszu do miejsca biwakowego.
<br /> <br />
Dolina jest w tym miejscu dość szeroka, rzeka płynie kilkoma, plączącymi się korytami. Postanawiam przejść. Najpierw przez jedno koryto, do wysepki. Niezbyt trudno. Zatrzymuję się na chwilę odpoczynku, głównie po to, by ogrzać stopy. Drugie koryto jest większe. Wybieram najszersze miejsce, gdzie nurt przenosi się z jednej strony na drugą. Idę pod prąd, starając się trzymać najpłytszego miejsca. Nurt jest bardzo silny – kijek wkładany w wodę prostopadle do dna momentalnie spychany jest przez prąd tak, że wbijam go pod ostrym kątem. Nie daję rady temu przeciwdziałać. Zimno przeszywa nogi bólem. Kijek, noga, kijek, noga: mozolnie, w skupieniu, powoli posuwam się naprzód. Wody jest prawie po pas, i nawet gdy zaczyna robić się płycej wiem, że to jeszcze nie koniec i muszę dalej iść ostrożnie, wolno. Brzeg! Jestem bezpieczny.
<br /> <br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgfPSjjyvWCpFN21YLzboC67Q4JlizDYlnNq4wphdgOYLfRpak8_a-yz278MrT7_jU8x99QwOV001bMz7O9Tr1hi12ItNeFNOA7klIXSa2EazbSmd53uj2BQvjL-GLyEWHacit2c-rWrJ8/s1600/R-Kucharski_scanned-photos_Ladakh_008.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgfPSjjyvWCpFN21YLzboC67Q4JlizDYlnNq4wphdgOYLfRpak8_a-yz278MrT7_jU8x99QwOV001bMz7O9Tr1hi12ItNeFNOA7klIXSa2EazbSmd53uj2BQvjL-GLyEWHacit2c-rWrJ8/s320/R-Kucharski_scanned-photos_Ladakh_008.jpg" width="320" height="206" /></a></div>
<br /> <br />
Wieczorem, na biwaku, znajomi Brytyjczycy pytają mnie czy plecak niosłem nad głową. Uśmiecham się, żartując, że w ten sposób to chyba tylko na amerykańskich filmach. Śmiejemy się, a ze mnie opadają emocje. Później rozmawiamy o kolejnym dniu. Na jednaj z map, którą mam, zaznaczona jest ścieżka prowadząca w dół Tsarab Czu, raz na jednym, raz na drugim jej brzegu. Brytyjczycy nie wybierają się tędy. Ich przewodnicy twierdzą, że droga ta jest niedostępna dla koni, które niosą bagaże grupy, i ogólnie jest dość niebezpieczna. Nikt nie mówi wprost, bym tamtędy nie szedł ale delikatnie wyjaśniają, że szlak ten trawersuje strome zbocza doliny, jest rzadko uczęszczany, a ścieżka w wielu miejscach może być zniszczona przez osuwiska – podobnie jak ta, która zmusiła mnie do przekraczania rzeki. Ostatecznie decyduję się iść drogą alternatywną, tą samą co grupa, z czego wszyscy wyraźnie są zadowoleni.
<br /> <br />
Alternatywna droga wymaga przejścia kilku przełęczy, z których najwyższa znajduje się tysiąc dwieście metrów wyżej niż biwak. Dojście do miejsca kolejnego biwaku zajmuje prawie dziesięć godzin. Na dodatek, między biwakami nie ma wody więc trzeba nieść potężne jej zapasy – dodatkowe obciążenie.
<br /> <br />
Po chwili marszu dnem bocznej dolinki rozpoczyna się bardzo strome podejście na pierwszą przełęcz. Wyraźna ścieżka zygzakuje po stromym zboczu. Kawałek łagodniej, a później znów stromo.
<br /> <br />
Z przełęczy długim trawersem do podnóża kolejnego podejścia. Stromo i wysoko, a więc bardzo ciężko. Sześć godzin po opuszczeniu biwaku dochodzę do przełęczy Gotunta, prawie 5150 m n.p.m. Po przeciwnej jej stronie jest obszerna dolina i długi trawers obchodzący ją dookoła, prowadzący ku Nialo Kuntse La – ostatniej przełęczy do pokonania w tym dniu.
<br /> <br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhtdSQZwY77qCgFvytXAfX0A1to9RRIkwdUYdj8v4RSMeyvHa402d76CU8_Fp0OyLApwgJzmUh6DYB1aC8RqePVl9kltzz120u-9yLICfmsE18eQbPw0_tzX3l-1NjwtEtw0KXMAiWFqmc/s1600/R-Kucharski_scanned-photos_Ladakh_006.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhtdSQZwY77qCgFvytXAfX0A1to9RRIkwdUYdj8v4RSMeyvHa402d76CU8_Fp0OyLApwgJzmUh6DYB1aC8RqePVl9kltzz120u-9yLICfmsE18eQbPw0_tzX3l-1NjwtEtw0KXMAiWFqmc/s320/R-Kucharski_scanned-photos_Ladakh_006.jpg" width="320" height="206" /></a></div>
<br /> <br />
Do biwaku dochodzę tuż przed zmrokiem. Obsługa brytyjskiej grupy dotarła tu już znacznie wcześniej i zdążyła rozłożyć obóz. Brytyjczycy przyszli kilkadziesiąt minut przede mną i właśnie szykują się do posiłku. Ja, zanim zjem, muszę rozpakować plecak, rozbić namiot, ugotować. Zanim skończę posiłek będzie już całkiem ciemno, a po posiłku sił starczy ledwie na to, by spojrzeć na mapę i przeanalizować drogę kolejnego dnia. Rano wstanę przed świtem, przygotuję posiłek, zjem i po podstawowej toalecie rozpocznę pakowanie. Zanim ruszę będę pewnie już głodny, a zanim zjem ponownie minie kilka godzin ciężkiego marszu.
<br /> <br />
Po co? Odkąd podróżuję, jestem przekonany, że samotne zwiedzanie to jedna z tych aktywności, w której możemy doświadczać niezależności i wolności w stopniu, w jakim w innych sytuacjach jest to niemożliwe. Jesteśmy panami naszego czasu. Nic lub niewiele musimy. Mało jest sytuacji czy warunków, od których zależą nasze działania, nie ma nikogo, z kim musielibyśmy zawierać kompromisy, kto organizowałby nam czas.
<br /> <br />
Podczas samotnej wędrówki górskiej ilość i waga uwarunkowań zewnętrznych spada jeszcze bardziej. Nasze poczynania ale i nasz los zależy tylko od nas. Z każdym krokiem podejmujemy własne decyzje, na które wpływa niewiele ponad naszą kondycję i stan zdrowia, zasobność zapasów prowiantu w plecaku, pogodę.
<br /> <br />
Wraz ze wzrostem niezależności rośnie jednak również odpowiedzialność. Złe decyzje kosztują – chociażby konieczność dodatkowego podejścia, czy marznięcie nocą. Staramy się więc ich unikać. Uczymy się postępować rozsądnie i odpowiedzialnie.
<br /> <br />
Najważniejszy jednak chyba jest spokój. Wewnętrzne wyciszenie, które bierze się z długotrwałego przebywania z dala od nowoczesności i technologii, z bezkresnych przestrzeni, z rytmu dnia, a pewnie i z miarowych oddechów i uspokojenia myśli.
<br /> <br />
Jest też odkrywanie świata i samego siebie. Każdy krok, każdy zakręt doliny, to droga w nowy nieznany zakątek, to niespodzianki i zachwyty. Jakże to różne od codziennej rutyny miejskiego życia! Spotkania z ludźmi, goszczenie w ich domach, to podobnie: poznawanie nieznanego, nierzadko zaskakującego. Wreszcie własne zachowania: niecodzienne, nowe, bo nowy i niecodzienny jest świat, który nas otacza i to co robimy. To, jak funkcjonujemy w obliczu tych nowych, daje nam nową wiedzę o nas samych, wiedzę, której być może inaczej byśmy nie zdobyli.
<br /> <br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEimLZ0tPoGSDSu691BQB5vLDHERYRIwaz_C9PQ5D16VfJFTyvM9rd4GKNz_hbfR0bJMZnvMMcJVsmurmFFtiji-bprbR04948VokODp8631Qwv7S-SOucovtPzhvKbR9jlZlDFC9GkyLwI/s1600/R-Kucharski_scanned-photos_Ladakh_007.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEimLZ0tPoGSDSu691BQB5vLDHERYRIwaz_C9PQ5D16VfJFTyvM9rd4GKNz_hbfR0bJMZnvMMcJVsmurmFFtiji-bprbR04948VokODp8631Qwv7S-SOucovtPzhvKbR9jlZlDFC9GkyLwI/s320/R-Kucharski_scanned-photos_Ladakh_007.jpg" width="320" height="206" /></a></div>
<br /> <br />
Po kolejnych dwóch dniach docieram do klasztoru Puktal. To jedno z najbardziej niezwykłych miejsc w Ladakhu. Mnisie chatki przyklejone są do niemal pionowego zbocza wąskiej w tym miejscu doliny Tsarab Czu. Ponad nimi, na górze, w grocie znajdują się klasztorne świątynie. Choć historia klasztoru nie jest dokładnie znana, to mówi się, że jego korzenie sięgają XI w., kiedy Buddyzm rozprzestrzeniał się po Ladakhu z zachodu – z obszarów muzułmańskiego dziś Kaszmiru. Dziś, klasztor należy do tradycji Gelugpa buddyzmu tybetańskiego, która dotarła do Ladakhu w XV wieku z Tybetu. To ta sama tradycja, której zwierzchnikiem jest Dalajlama.
<br /> <br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjoKBJY_nIglktgWx0bGXQFG5XZC0lt4lBwK8qmv18nnmYUD_2-38UGwevYBNVDgF4HB9lmS8IJsaJNFzQs6gD8PGwXL8P2hKkR_vIuPnVrL8kf4s3SlP8kji_wLN0up5Dnx0lX6sOyPMY/s1600/R-Kucharski_scanned-photos_Ladakh_009.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjoKBJY_nIglktgWx0bGXQFG5XZC0lt4lBwK8qmv18nnmYUD_2-38UGwevYBNVDgF4HB9lmS8IJsaJNFzQs6gD8PGwXL8P2hKkR_vIuPnVrL8kf4s3SlP8kji_wLN0up5Dnx0lX6sOyPMY/s320/R-Kucharski_scanned-photos_Ladakh_009.jpg" width="320" height="206" /></a></div>
<br /> <br />
W Puktalu mieszka obecnie ponad 50 mnichów. Klasztor jest nie tylko otwarty dla turystów ale i bardzo gościnny. Można nie tylko uczestniczyć w większości nabożeństw ale i spożywać z mnichami posiłki oraz nocować w klasztornym pokoju gościnnym. To trochę jak podróż w czasie, bo chociaż wielu mnichów mówi po angielsku, używa telefonów, a i pewnie umie korzystać z komputera, to wrażenie jest takie, jakby w samym klasztorze zmieniło się niewiele od średniowiecza!
<br /> <br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjwCpTPjZoe1_eiS8mFNvfgmb6cGnmMrpZh2cf2p9mbJEpYs8a5vtrJiYFdOpMc-cboblTlZxJ-sRu9_q6NV46iELBeWC-HR2UPPYwFPxu8WLgLItksuTCeGYgLJfhbJj0K9s18Y4Y8Y0U/s1600/R-Kucharski_scanned-photos_Ladakh_010.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjwCpTPjZoe1_eiS8mFNvfgmb6cGnmMrpZh2cf2p9mbJEpYs8a5vtrJiYFdOpMc-cboblTlZxJ-sRu9_q6NV46iELBeWC-HR2UPPYwFPxu8WLgLItksuTCeGYgLJfhbJj0K9s18Y4Y8Y0U/s320/R-Kucharski_scanned-photos_Ladakh_010.jpg" width="320" height="206" /></a></div>
<br /> <br />
Choć z Puktalu można dotrzeć do Padumu – głównej miejscowości Zaskaru – łatwą i popularną drogą wzdłuż Tsarab Czu, ja wybieram inną. Cofam się trochę znaną mi ścieżką prowadzącą w górę Tsarabu, a później idę w stronę kolejnej przełęczy. Tutaj też mam porachunki. Chciałem tędy przejść wczesnym latem, ale okazało się, że poziom wody w rzece Szingri spowodowany topniejącym śniegiem jest o tej porze roku zbyt wysoki. Szlak dostępny jest tylko jesienią.
<br /> <br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiJwA8UkQ95ugPBY8MFu-AGKrOehvgFkB8VD8PUKh3APfSxi7z6xtSyRj9GPS08hvbyH8Sfr6n5jBNa2Pub5XCGIrAOSWEhMVBx4R1OQtQBuczQt2tWO3KjA2PNfXEnOar20FvM6l2KIi0/s1600/R-Kucharski_scanned-photos_Ladakh_011.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiJwA8UkQ95ugPBY8MFu-AGKrOehvgFkB8VD8PUKh3APfSxi7z6xtSyRj9GPS08hvbyH8Sfr6n5jBNa2Pub5XCGIrAOSWEhMVBx4R1OQtQBuczQt2tWO3KjA2PNfXEnOar20FvM6l2KIi0/s320/R-Kucharski_scanned-photos_Ladakh_011.jpg" width="320" height="206" /></a></div>
<br /> <br />
Rzeka nie jest duża ale jej dolina wąska, woda dość głęboka, a prąd dość bystry nawet we wrześniu. Na dodatek trzeba przez nią przejść kilkadziesiąt razy. Zimno. Nieco wyżej, gdzie spotyka się kilka dopływów, a dolina jest znacznie szersza, brzegi porośnięte są zaroślami wierzbowymi, a zbocza doliny pokrywają bujne – jak na Ladackie warunki – łąki. Nie ma tu wsi, ale górale z okolicy przyprowadzają tu jaki na letni wypas. Jesienią przychodzą tu spędzić zwierzęta z powrotem do wioski, ale zanim to zrobią, zbierają gałęzie wierzb – obok suszonych i gromadzonych przez całe lato zwierzęcych odchodów służyć będą zimą za opał ogrzewający domostwa i umożliwiający przygotowanie posiłków.
<br /> <br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEip2irJi_VRbd36gzX1BVfSBODTwhtZ5pDQtGW_lCNu5Yfk-e6VGYNGGJo8DBXUgxpmJ_FEaa536MPWxj7AbDjtFFOWv8B0Ni8erbjcGv_4GkDD_9bgvwQ7tzOW6XMYa4tTCv7eWb83qhs/s1600/R-Kucharski_scanned-photos_Ladakh_012.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEip2irJi_VRbd36gzX1BVfSBODTwhtZ5pDQtGW_lCNu5Yfk-e6VGYNGGJo8DBXUgxpmJ_FEaa536MPWxj7AbDjtFFOWv8B0Ni8erbjcGv_4GkDD_9bgvwQ7tzOW6XMYa4tTCv7eWb83qhs/s320/R-Kucharski_scanned-photos_Ladakh_012.jpg" width="320" height="206" /></a></div>
<br /> <br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjIuXjUuXpHeRhyq8RUlBL0xYzIqPoWQ1MpGW_T7wb1QvbrZOqIIe2Ji84ySdFTNrkMqCb9OHs481_BybqSS6dwRlGnYOhkM_7HxV054T4vzhSKe9qP_6eSYRpDiNdoZ_Jxld5g6B0HQkg/s1600/R-Kucharski_scanned-photos_Ladakh_013.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjIuXjUuXpHeRhyq8RUlBL0xYzIqPoWQ1MpGW_T7wb1QvbrZOqIIe2Ji84ySdFTNrkMqCb9OHs481_BybqSS6dwRlGnYOhkM_7HxV054T4vzhSKe9qP_6eSYRpDiNdoZ_Jxld5g6B0HQkg/s320/R-Kucharski_scanned-photos_Ladakh_013.jpg" width="320" height="206" /></a></div>
<br /> <br />
Ostatnia przełęcz na mojej drodze – Stongde La – wznosi się prawie 5200 m n.p.m. Podejście zaczynam z dużej odległości, z biwaku położonego 4200 m n.p.m. i w efekcie na szczyt docieram prawie po ośmiu godzinach, niemal o zachodzie słońca. Po drugiej stronie niemal zbiegam, pokonując prawie dziesięciokilometrową odległość i ponad kilometr różnicy wysokości w dwie godziny. Kończę dzień, a tym samym dwutygodniową wędrówkę, w klasztorze Stongde. Miejsce to położone jest na końcu grzbietu, wysoko ponad dnem szerokiej w tym miejscu na kilka kilometrów doliny rzeki Zaskar. Rozpościerają się stąd niesamowite widoki na dolinę, położoną u stup klasztoru, ponad dwieście metrów niżej, wieś Stongde oraz potężne pasmo górskie Himalajów Wysokich.
<br /> <br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg5NIJxgN0Tpl8QNzsJzLu68g-1qcEf1MdEip8JllqIPJb-EOlGsUwo15UPmZw53yBCNqPdY9NoGzFB9H5aczpHdfhCwmg36d2MpHiafMmQw5BOTiHfq8G1snAe1UzXt-oj8I7VZ2TjZhg/s1600/R-Kucharski_scanned-photos_Ladakh_014.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg5NIJxgN0Tpl8QNzsJzLu68g-1qcEf1MdEip8JllqIPJb-EOlGsUwo15UPmZw53yBCNqPdY9NoGzFB9H5aczpHdfhCwmg36d2MpHiafMmQw5BOTiHfq8G1snAe1UzXt-oj8I7VZ2TjZhg/s320/R-Kucharski_scanned-photos_Ladakh_014.jpg" width="320" height="206" /></a></div>
<br /> <br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhHYxv48JR_OSZVaRg3LPmLXqbZG6vwFDePYirfkXepVJU8MpaYpc09aRXEQ-bhaXMRc68H2G6fY73WjAKcYXDlWscA-aoWWfpv1lySTrafJTBFUrUA-Z6B604uHZdTSRcmVo_374_Qm3o/s1600/R-Kucharski_scanned-photos_Ladakh_015.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhHYxv48JR_OSZVaRg3LPmLXqbZG6vwFDePYirfkXepVJU8MpaYpc09aRXEQ-bhaXMRc68H2G6fY73WjAKcYXDlWscA-aoWWfpv1lySTrafJTBFUrUA-Z6B604uHZdTSRcmVo_374_Qm3o/s320/R-Kucharski_scanned-photos_Ladakh_015.jpg" width="320" height="206" /></a></div>
<br /> <br />
Stongde to dla mnie kres wędrówki z Pangu. Jesień jednak się nie kończy. Nie kończy się też czas, który mogę spędzić w Ladakhu. Następnego dnia jadę autobusikiem do Padumu, skąd po kilku dniach odpoczynku ruszę na kolejną wędrówkę po górach Ladakhu.
<br /> <br />
---<br />
Nazwy geograficzne ujęte w opracowaniu <a href="http://ksng.gugik.gov.pl/" target="_blank">Komisji Nazewniczej przy Głównym Geodecie Kraju</a> podano wg zaleceń tej komisji, a pozostałe wg własnej propozycji. Dla jasności podaję spis użytych nazw oraz ich zapis stosowany najczęściej w opracowaniach anglojęzycznych: <span style="font-style:italic; ">Bagha (Bagha), Baralacza La (Baralacha La), Bjas (Beas), Czandigarh (Chandigarh), Ćandra (Chandra), Darcza (Darcha), Dżammu i Kaszmir (Jammu and Kashmir), Gotunta La (Gotunta La), Hemis (Hemis), Himaćal Pradeś (Himachal Pradesh), Jarszun (Yarshun), Kjelang (Keylong), Lahaul (Lahaul), Leczulung (Lachulung La), Leh (Leh), Manule (Manule), Marszun (Marshun), Morang La (Morang La), Neki La (Nakee La), Nialo Kuntse La (Nyalo Kuntse La), Padum (Padum), Pang (Pang), Pir Pandźal (Pir Panjal), Puktal (Phukthal), Rohtang La (Rohtang La), Satak (Satak), Serczu (Serchu), Stod (Stod), Stongde (Stongde), Szingri Czu (Shingri Chu), Śiwalik (Shiwalik), Tandi (Tandi), Toze Czu (Toze Chu), Tsarab Czu (Tsarab Chu), Zara Czu (Zara Chu), Zaskar (Zanskar).</span> Zobacz też <a href="http://radekkucharski.com/node/210" target="_self">ten wpis dotyczący nazw geograficznych na moim blogu</a>.<br />
---<br />
Powyższe zdjęcia zostały wykonane aparatem Canon F-1 na materiale odwracalnym Fuji. Autorem zdjęć jestem ja, Radek Kucharski. Wszelkie prawa zastrzeżone.<br />Zapraszam do obejrzenia zdjęć opisanej powyżej części Ladakhu:<ul>
<li><a href="https://vimeo.com/56717917" target="_blank">w krótkiej prezentacji zdjęć</a>,</li>
<li><a href="https://www.facebook.com/podroznik.radek.kucharski/photos/?tab=album&album_id=727512657317860" target="_blank">w tym albumie na FaceBook-u</a>.</li>
</ul>---
</div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/00641088748596452380noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2060359544093624296.post-70616091264696601862016-04-09T20:41:00.002+02:002016-04-09T20:41:55.228+02:00Pierwsze wrażenie było złe - Katmandu 11 miesięcy po<div dir="ltr" style="text-align: justify;" trbidi="on">
Ruszyłem z lotniska około godziny 10 wieczorem. Jechałem taksą przez niemal puste ulice ciemnego miasta. Przejście w stronę Darbaru od strony New Road odbioru nie poprawiło — Pałac Królewski w ruinie podpierany desperacko drewnianymi żerdziami oraz bambusowymi i żelaznymi rusztowaniami. Ciemno i tu. Na Freak Street pusto, jeśli nie liczyć niemniej przygnębiającego widoku grupki obszarpanych, zaniedbanych chłopców, pewnie uzależnionych od kleju czy narkotyków, którzy są niestety stałą częścią społeczności Katmandu przynajmniej od kilku lat. Na szczęście w znanym mi od lat Annapurna Lodge zniszczeń nie widać, hostel przetrwał zeszłoroczne trzęsienie. Bezpiecznie można iść spać.
<br /> <br />
Wstałem późno. Śniadanie zjadłem w hotelu, a zaraz po wyjściu wsiadłem w taksówkę, spiesząc się do urzędu imigracyjnego, gdzie miałem przedłużyć wizę. W dzień jest w miarę normalnie, może trochę bardziej brudno niż rok temu, trochę ruin, ale na pewno nie tak, że w gruzach leży znaczna część miasta. Thamel na pierwszy rzut oka wygląda jak wcześniej. Tu i tam widać, że coś wyburzono, gdzieniegdzie coś budują, Potala Guest House, naprzeciw którego spaliśmy na parkingu podczas trzęsienia ziemi w poprzednim roku, który udostępniał potrzebującym toaletę, póki nie skończyła im się woda, ucierpiał jednak najwyraźniej, bo jest w remoncie. Często odwiedzana przeze mnie stupa Kathesimbu po drodze z Thamelu na Darbar wygląda jak dawniej.
<br /> <br />
Wchodząc na Darbar (Durbar Square), chyba najbardziej zdziwiłem się, że wciąż stoi otwarta budka poboru opłat wstępu dla turystów. O świątyni Wisznu wiedziałem wcześniej, że została zniszczona. Został po niej podest na podwyższeniu i klęczący Garuda oddający hołd mieszkającemu niegdyś w środku Wisznu. To miejsce było swoistym centrum spotkań — zawsze było tu sporo ludzi siedzących na schodach, rozmawiających i pijących herbatę sporządzaną i sprzedawaną przy świątyni. Świątyni nie ma, ale życia jest wokół na szczęście wciąż sporo. Świątyni Śiwy nie ma, Kastamadnap (Kasthamandap) — według legendy najstarszy budynek Katmandu, od którego miasto miało wziąć nazwę, nie istnieje. Śiwa i Parwati wciąż wyglądają z okna swojej świątyni i to jej schody są teraz głównym miejscem spotkań na placu. Klasztor, w którym mieszka żywa bogini Kumari na razie stoi, ale czy podpierające je drewniane kije wytrzymają?
<br /> <br />
Piątkowy wieczór w okolicach Freak St. płynie normalnie. Knajpki i kawiarnie pełne Nepalczyków oraz turystów, których tu zawsze było mniej niż na Thamelu. Tylko ciemno, bo nieliczne światła zasilana są z generatorów albo akumulatorów. Nepal wciąż — a może bardziej niż wcześniej — cierpi na niedostatek energii elektrycznej: poszczególne dzielnice są odłączane i podłączane do sieci co kilka godzin, wedle harmonogramu, skutecznie zapewne utrudniając wykonywanie jakiejkolwiek pracy wymagającej prądu.
<br /> <br />
Między 21, a 22 większość knajp jest zamykanych. Nieco po 22 wszystko milknie.
<br /> <br />
25/03/2016 Katmandu, Nepal
<br /> <br />
---<br />
Zobacz też <a href="http://radekkucharski.blogspot.com/2015/04/katmandu-2542015.html" target="_self">"Katmandu 25.4.2015"</a> na moim blogu.
<br /></div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/00641088748596452380noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2060359544093624296.post-2137232047813419462015-11-04T12:27:00.001+01:002015-11-04T12:27:08.699+01:00Mała rocznica - 5 lat pracy pilota<div dir="ltr" style="text-align: justify;" trbidi="on">
Właśnie mija 5 lat mojej pracy pilota wycieczek. W tym czasie poprowadziłem:
<ul>
<li>12 wyjazdów trekkingowych w Himalajach (w tym 6 trekkingów w Ladakhu);</li>
<li>15 wycieczek przyrodniczych i fotograficznych po Islandii (część z nich obejmowała również Wyspy Owcze);</li>
<li>17 trampingów po Indiach, Nepalu lub obu tych krajach;</li>
<li>autokarową wycieczkę do Norwegii;</li>
<li>kilkadziesiąt wycieczek szkolnych w różnych częściach Polski.</li>
</ul>
Pracowałem dla <a href="http://www.exploruj.pl/" target="_blank">Exploruj.pl</a>, <a href="http://www.fokus.waw.pl/" target="_blank">Fokusa</a>, <a href="http://horyzonty.pl/" target="_blank">Horyzontów</a>, i <a href="http://www.rainbowtours.pl/" target="_blank">Rainbow Tours</a>.
<br /> <br />
Przemierzyłem niezliczoną ilość kilometrów: na pewno grubo ponad 1000 pieszo, wiele tysięcy autobusem, podobnie pociągiem, trudno mi nawet zgadnąć ile samolotem.
<br /> <br />
Poznałem nowe miejsca, a na wiele z tych, które znałem wcześniej spoglądam inaczej. Przeżyłem sporo przygód. Poznałem setki osób i to spotkania z nimi są dla mnie najważniejsze. To one najbardziej mnie wzbogacają i generują przekonanie, że wykonuję najlepszy zawód na świecie!
<br /> <br />
Szczęściarz. :)
<br /></div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/00641088748596452380noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2060359544093624296.post-40724339317720735722015-11-03T09:26:00.000+01:002015-11-03T09:26:43.860+01:00Ladakh 2016 - propozycje wyjazdów oraz refleksje po poprzednich sezonach<div dir="ltr" style="text-align: justify;" trbidi="on">
W 2015 roku wraz z <a href="http://exploruj.pl" target="_blank">Exploruj.pl</a> zrealizowaliśmy trzy wyjazdy trekkingowe do Ladakhu. Na przyszły rok zaplanowane są cztery wyprawy, o których przeczytać można <a href="http://radekkucharski.com/node/134">w innym miejscu tej witryny</a>. Przed mijającym właśnie sezonem <a href="http://radekkucharski.com/node/200">tutaj, na tym blogu opublikowałem komentarz do programów</a>, który odnosi się przede wszystkim do trudność poszczególnych wyjazdów. Komentarz ten jest aktualny - nasza propozycja na rok 2016 jest taka sama jak była w tym roku. Może być pomocny przy wyborze treku.
<br /> <br />
Ladakh jest z jednej strony trudnym regionem wędrówkowym, z drugiej daje fantastyczne możliwości dzikich treków ale i zetknięcia z ludnością kręgu kultury tybetańskiej i z buddyzmem tybetańskim w żywym wydaniu. Wszystko tu jest położone wysoko i bardzo wysoko co nakłada konieczność aklimatyzacji, ograniczona jest tu infrastruktura turystyczna więc wędrując biwakujemy, nie mamy dostępu do prysznica itd., wędrujemy na dużej wysokości, a więc trekking wymaga od nas dużego wysiłku. Zdarza się, że przez kilka dni nikogo nie spotykamy, widujemy sporo dzikich zwierząt, otoczeni jesteśmy morzem gór i bezkresną przestrzenią, kręcimy młynkami modlitewnymi, odwiedzamy niesamowicie usytuowane klasztory, spotykamy mnichów, podglądamy ludność przy pracach polowych, czasami odwiedzamy ich domy, kosztujemy ich potraw.
<br /> <br />
Wyjazd do Ladakhu to przygoda, nie sądzę by dało się ją zapomnieć. Jestem pewien, że wielu z tych co tam byli po powrocie tęskni. Wiem dobrze, że wielu chce tam jechać ponownie, część wraca wielokrotnie.
<br />
Do Ladakhu nie da się pojechać na krótko. Trekking - choćby najprostszy - musi być solidnie przygotowany tak, byśmy przed jego rozpoczęciem byli właściwie zaaklimatyzowani, by po drodze nabierać wysokości stopniowo, by uwzględnić ewentualne sytuacje awaryjne - bo gdy coś się dzieje w Ladakhu, to z reguły, przynajmniej na początku, musimy sobie poradzić sami.
<br /> <br />
Cieszę się, bo po różnych próbach, w ostatnich latach udaje mi się realizować trudne wyjazdy trekkingowe do Ladakhu wedle mojego własnego pomysłu. To stało się możliwe dzięki mojej współpracy z Zespołem <a href="http://exploruj.pl" target="_blank">Exploruj.pl</a>, który specjalizując się od lat w turystyce górskiej doskonale wie, że w górach bezpieczeństwo jest najważniejsze. Dobrze się dogadujemy. Kluczowym elementem są też nasi partnerzy w Ladakhu. To grupa organizująca trekkingi dla obcokrajowców od ponad 20 lat, prowadzona przez bardzo doświadczonego przewodnika i menadżera. Jasne, że przez tych kilka lat na szlaku zdarzały się sytuacje kryzysowe - czy to choroba uczestnika, czy niespodziewana zmiana warunków pogodowych. Mój lokalny zespół zawsze pracował ze mną i uczestnikami zgodnie, tak by jak najlepiej zaradzić zaistniałej sytuacji. Trudno mi sobie wyobrazić lepszy team. Moja znajomość regionu jest w tej układance dodatkiem, pewnie nie bez znaczenia. Razem popularyzujemy trudno dostępną część Himalajów, umożliwiamy dotarcie do fantastycznych miejsc, w których bywa niewielu.
<br /> <br />
To nie są wyjazdy dla ekstremalistów - sposób w jaki są organizowane zapewnia, że średnio doświadczona osoba o dobrej kondycji i zdrowiu, kochająca chodzić po górach i do codziennego wędrowania w miarę przygotowana, może przeżyć poważną himalajską przygodę. Szczególnie dbamy o aklimatyzację i bezpieczeństwo. Nie wyobrażam sobie, by na trudnym, wielodniowym, komercyjnym treku na dużej wysokości w Himalajach uczestnicy dźwigali duże plecaki, czy po wielu godzinach marszu szykowali sobie samemu posiłek. Dlatego duże plecaki niesione są przez konie; dlatego idziemy w towarzystwie lokalnego przewodnika, kucharza i zwykle jeszcze dwóch czy trzech osób. To ten zespół naszych trekkingowych partnerów umożliwia nam realizację trudnego treku. Staje się kluczowy zwłaszcza wtedy, gdy coś nie idzie zgodnie z planem, a tego w górach wykluczyć nie można.
<br /> <br />
Oczywiście ważne, by do wyjazdu dobrze się przygotować. Uwagi na temat zdrowia i kondycji są przy opisie każdego z naszych wyjazdów na <a href="http://exploruj.pl" target="_blank">stronie Exploruj</a> oraz we wcześniej wspomnianych <a href="http://radekkucharski.com/node/200">moich uwagach</a>. Są tam też zalecenia dotyczące doświadczenia w wędrowaniu na wysokości. To nie jest tak, że ktoś kto nie był na trekkingu na podobnej wysokości, nie może jechać. Brak takiego doświadczenia nie dyskwalifikuje ale wiedza o tym jak funkcjonujemy na takiej wysokości się przydaje. W wysokich górach większości z nas spada tempo marszu. Jeśli ktoś na mniejszych wysokościach porusza się zdecydowanie wolniej niż przeciętny piechur, to na tej wysokości będzie prawdopodobnie potrzebować znacznie więcej czasu, a na większości trekkingów dzienne odcinki są długie. W takim wypadku należy pomyśleć o wyborze wyjazdu z krótszymi odcinkami dziennymi - na przykład <a href="http://www.exploruj.pl/package/markha-ukryta-dolina-himalajow/" target="_blank">trekking doliną Markhi</a>.
<br /> <br />
Doświadczenie w wędrowaniu lub choćby przebywaniu powyżej 3000 m n.p.m. daje też pojęcie o aklimatyzowaniu się własnego organizmu. Oczywiście tu nie ma ścisłych reguł - dobra aklimatyzacja na wcześniejszym wyjeździe nie gwarantuje, że będziemy się dobrze aklimatyzować zawsze. I odwrotnie - złe doświadczenia nie oznaczają, że będziemy mieli kłopoty. Brak doświadczenia lub złe doświadczenia mogą być jednak wskazaniem do tego, by na przykład wybrać wyjazd z dłuższym czasem na aklimatyzację, na mniejszych wysokościach - w wypadku Ladakhu <a href="http://www.exploruj.pl/package/markha-ukryta-dolina-himalajow/" target="_blank">trekking doliną Markhi</a> albo jakiś wyjazd w Himalaje Nepalu (np. <a href="http://www.exploruj.pl/package/sanktuarium-annapurny-himalaje/" target="_blank">Sanktuarium Annapurny</a>). Znam jednak osoby, dla których nasz wyjazd <a href="http://www.exploruj.pl/package/kandzi-la-trek-ladakh/" target="_blank">Kandźi La</a> czy nawet <a href="http://www.exploruj.pl/package/samsara-przez-himalaje-ladakhu/" target="_blank">Samsara</a>, na którym długo przebywamy powyżej 4000 m n.p.m., był pierwszym doświadczeniem powyżej 3000 m, które świetnie dały sobie radę i nie miały kłopotów z wysokością. Zawsze bardzo ważne jest, by podczas wyprawy obserwować swój organizm, obserwować wzajemnie innych uczestników i o wszystkich dolegliwościach rozmawiać z towarzyszami i liderem grupy, co oczywiście zawsze staram się inicjować. Choroba wysokościowa nie ma nic wspólnego z przygotowaniem kondycyjnym i może się zdarzyć każdemu z nas!
<br /> <br />
Do wyjazdu należy się przygotować kondycyjnie. Specjalnie w naszych materiałach piszę o tym, że trzeba przede wszystkim być przygotowanym do codziennych długich, wielogodzinnych wędrówek. Może się wydawać, że to takie błahe zalecenie więc nie trzeba robić nic. A później na treku mogą być problemy. Nie raz słyszałem o przygotowaniu na siłowni, na rowerze itp. Tak, to wszystko na pewno poprawia kondycję, siłę itd. ale uważam, że najważniejsze to właśnie przygotowanie na długie, codzienne marsze. Rower to nie jest to samo! Przygotowanie poprzez wędrowanie właśnie, choćby w najbliższej okolicy. Trudno tu mówić o jakiś zaleceniach uniwersalnych, bo różne jest doświadczenie poszczególnych osób i różny stopień codziennej aktywności. Generalnie chodzi o to, by przed wyjazdem być "rozruszanym". Trekking polega na chodzeniu, nie są wymagane żadne specjalne umiejętności ani predyspozycje. Wielogodzinne wędrowanie po górach trzeba jednak lubić i być do niego przyzwyczajonym!
<br /> <br />
Zachęcam do przejrzenia <a href="http://radekkucharski.com/node/157">prezentacji moich zdjęć Ladakhu</a>, zdjęć <a href="http://ladakh.pl/gallery">w galerii na Ladakh.pl</a>, a także <a href="http://ladakh.pl/photo-galleries">fotografii, do których linki umieściłem tutaj</a>. Zapraszam do Ladakhu!
<br /></div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/00641088748596452380noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2060359544093624296.post-82586684083998564722015-10-27T19:36:00.000+01:002015-10-27T19:42:17.198+01:00Zaskar czy Zanskar czyli odrobinę o nazwach geograficznych<div dir="ltr" style="text-align:justify;" trbidi="on">
Opublikowany niedawno <a href="https://postazja.wordpress.com/2015/10/26/mordowanie-przypadkow/" target="_blank">tekst Konrada Godlewskiego o odmianie nazw geograficznych przez przypadki</a> (którego to przeczytanie gorąco polecam) skłonił mnie do napisania wreszcie kilku słów o stosowaniu obcych nazw geograficznych, co miałem zrobić już dawno.
<br /> <br />
Sprawa, która raz na jakiś czas do mnie wraca, wiąże się z zamieszaniem wokół zapisu nazwy Zaskar czy Zanskar odnoszącej się do rzeki, regionu i gór w Ladakhu, którym przecież od pewnego czasu się zajmuję. Mam wrażenie, że w polskim internecie oraz polskojęzycznych publikacjach jest trochę zamieszania odnośnie tego jak tę nazwę zapisywać. Zamieszania nie bez powodu.
<br /> <br />
Zapis "Zaskar" oddaje brzmienie tej nazwy wypowiadanej na miejscu, w Ladakhu, przez miejscową ludność. Ten zapis jest też zgodny z większością publikacji anglojęzycznych, choć zapisy alternatywne można spotkać na niektórych mapach czy w książkach. Wydaje się więc, że nie ma problemu.
<br /> <br />
Nie! Zanskaru nie znajdziemy w <a href="http://encyklopedia.pwn.pl" target="_blank">Encyklopedii PWN</a> (dostęp przez pwn.pl w dniu 27.10.2015)! Dziwne, bo przecież Zanskar, (a właściwie - Zaskar) to duża rzeka - główny dopływ górnego Indusu, to spora kraina geograficzna, wreszcie to duże pasmo górskie - Góry Zaskar, leżące w Himalajach. Czyżby Encyklopedia PWN nie uwzględniała tych haseł?
<br /> <br />
Oczywiście uwzględnia! Kluczem jest właśnie zapis. Zaskar a nie Zanskar. Zaskar jest jako hasło w Encyklopedii, Zanskaru nie ma. Dlaczego?
<br /> <br />
Przy <a href="http://www.gugik.gov.pl/strona-glowna" target="_blank">Głównym Geodecie Kraju</a> funkcjonuje komórka - <a href="http://ksng.gugik.gov.pl/" target="_blank">Komisja Standaryzacji Nazw Geograficznych Poza Granicami Polski</a>, - która wydaje wytyczne w zakresie nazewnictwa obiektów geograficznych. Zalecenia te publikowane są w postaci spisów nazw geograficznych poszczególnych części świata, dostępnych na <a href="http://ksng.gugik.gov.pl/wydawnictwa_ngs.php" target="_blank">stronach internetowych Urzędu</a>. W spisie jest Zaskar, a nie ma Zanskaru.
<br /> <br />
I choć ten "Zaskar" mi strasznie nie pasuje, to go używam. Bo uważam, że jak jest jakiś standard, to trzeba się go trzymać. A od tego argumentu może ważniejsze jest dla mnie to, że próżno szukać Zaskaru w Encyklopedii PWN, że PWN też trzyma się tego standardu! Uważam więc, że nie ma powodu by wprowadzać zamieszanie i należy tego Zaskaru używać. Tam gdzie mogę podaję w nawiasie czy w przypisach, że chodzi o ten sam region, góry czy rzekę, która zapisywana jest też jako "Zanskar".
<br /> <br />
Podobnym drażniącym mnie nieco przykładem jest nazwa największej osady w Zaskarze. Choć jej w publikacji Komisji Nazw Geograficznych GUGiK nie ma, to miejscowość pojawia się w Encyklopedii PWN. Niestety znów w formie niepopularnej, innej niż najczęściej zapisywana po angielsku, a co może najgorsze nie oddającej jej brzmienia. Zaskarczycy powiedzą "Padum" i tak tę nazwę po angielsku najczęściej zapiszą. My za PWN-em powinniśmy zapisać "Padam".
<br /> <br />
I tak, sprawa nie dotyczy tylko Zaskaru, a wszystkich nazw znajdujących się w spisie nazw publikowanym przez Komisję GUGiK. Należy używać ich w formie zalecanych przez Komisję. I odmieniać przez przypadki, o czym <a href="https://postazja.wordpress.com/2015/10/26/mordowanie-przypadkow/" target="_blank">napisał wcześniej Konrad Godlewski</a>, co już zostało tu wspomniane.
<br /> <br />
Mam wątpliwości co do nazw, które w publikacjach Komisji nie występują. Skłaniam się do zdania, że należy je zapisywać tak, by mogły zostać odczytane (po polsku) w brzmieniu używanym w danym regionie. Takie podejście grozi jednak tym, że trudno miejsce takie będzie zidentyfikować posługując się ogólnodostępnymi źródłami, które zwykle stosują zapis angielski. Rozwiązaniem wydaje się wówczas podanie nazwy w nawiasie. Wówczas mamy spolszczoną nazwę, którą możemy normalnie po polsku odmieniać, a czytelnik nie ma problemów z jej odczytaniem, a w nawiasie mamy nazwę, która umożliwia zidentyfikowanie obiektu.
<br /> <br />
Kair, Egipt. 27 października 2015 r.
<br /></div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/00641088748596452380noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2060359544093624296.post-84770461292923862732015-10-27T19:34:00.001+01:002015-10-27T19:34:08.519+01:00Refleksja w Hardwarze w upalny, majowy wieczór<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
Zobaczenie indyjskiej ulicy - zobaczenie, bo dogłębne jej poznanie jest zapewne dla przybysza niedostępne - zdaje mi się być ważne z punktu widzenia próby zrozumienia współczesnego świata. Brudnej, śmierdzącej, hałaśliwej, tłocznej. Ulicy, której chaos zdaje się wzmagać wraz z rosnącym potworem upału okresu poprzedzającego nadejście letniego monsunu. Ulicy bez miejsca na oddech, wypoczynek. Barwnej, żywej. Potwornie męczącej. Ważne, bo świat - a w każdym razie znaczna część jego mieszkańców - żyje tak jak ta ulica, a nie tak jak my w oazie o nazwie Europa. Tak, ale czy doświadczanie tego ponownie, kolejny raz, od nowa, do czegoś mnie prowadzi?
<br /> <br />Hardwar (Haridwar), Uttarakhand, Indie. 10 maja 2015 r.
<br /></div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/00641088748596452380noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2060359544093624296.post-77745626876282236562015-05-09T12:10:00.001+02:002015-05-09T12:10:38.657+02:00Sweeper-walla<div dir="ltr" style="text-align: justify;" trbidi="on">
Nad Gaurikund od świtu latały helikoptery. Mnóstwo ich! Były momenty, że przelatywał jakiś co minutę. Woziły pielgrzymów do odległego o kilkanaście kilometrów Kedarnath - dla hinduistów jednego z najważniejszych miejsc pielgrzymkowych w Himalajach.
<br /> <br />
Podróż helikopterem to oczywiście najbardziej luksusowa droga dotarcia do Kedarnath. Można też iść pieszo, jechać konno lub zostać zaniesionym górskim, stromo wznoszącym się szlakiem w lektyce. Funkcjonują dwie wersje lektyk: siedzisko niesione przez dwie pary tragarzy albo fotelik zakładany na plecy zwykle niezbyt krępego mężczyzny. Te ostatni noszą ponoć wyłącznie Nepalczycy.
<br /> <br />
Byłem zmęczony i chciałem spać. Zdawało mi się, że nie muszę ruszać o świcie by dojść na górę przed zmrokiem. Kilka minut po ósmej z resztek snu wyrwało mnie pukanie do drzwi. Niezbyt natarczywe ale zdecydowane.
- Yes, please. - powiedziałem. - What's up? - Co się stało?
- Sir, sweeper-walla. - usłyszałem w odpowiedzi. Zamiatacz podłogi, sprzątacz. Uznał najwyraźniej, że to jego czas sprzątania i postanowił sprawdzić dlaczego nie opuściłem jeszcze pokoju by mu to umożliwić. Tak, rzeczywiście większość gości hoteliku - pielgrzymów - zebrała się o świcie, a może nawet wcześniej. Ale doba hotelowa kończyła się w południe o czym informowały wyraźnie tabliczki na każdym piętrze i w każdym pokoju!
<br /> <br />
Po drodze do Kedarnath mało kto z wędrowców pozdrawia innych. Mało tego, nie wszyscy nawet na pozdrowienia odpowiadają! Wydało mi się to dość dziwne zwłaszcza po ostatnich wędrówkach w Nepalu i zwykłych zwyczajach znanych mi z Ladakhu. No i oczywiście natychmiast za Nepalem i Ladakhiem zatęskniłem.
<br /> <br />
Na całym szlaku, momentami co jakieś 200m, byli też tacy, którzy "Namaste!" powtarzali do mnie po kilka razy. To nie byli wędrowcy - pielgrzymi. Stali ze złożonymi dłońmi i kłaniali się po kilka razy. Każdy miał atrybut: miotłę. Aha, i jeszcze identyfikator: to w końcu oficjalni <i>sweeper-walla</i> - zamiatacze szlaku pielgrzymkowego! Kłaniali się, pozdrawiali, a co bardziej śmiali wyciągali dłoń i mówili "tip, tip", albo "bakszisz, bakszisz" - napiwek. Mało widziałem takich, którzy by zamiatali.
<br /> <br />
Przez tych nowo poznanych zamiataczy przypomniał mi się jeszcze jeden - z hotelu "Raj Palace" w Ryszikeśu, w którym spędziłem kilka ostatnich dni po przylocie z Katmandu. Tam też nie wstawałem wcześnie ale nie później niż koło dziewiątej schodziłem do restauracji hotelowej na śniadanie. No i regularnie podczas śniadania pojawiał się <i>sweeper-walla</i>. Całkiem normalnie, nie bacząc na jedzących (nie zawsze byłem sam) zaczynał od zamiatania, a później przechodził do mycia podłogi restauracji. Bardzo czystej restauracji zresztą.
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhmAoRLcjWdUgQ1SOR719JdYtzcP3WzZllH_Zax2YeEps3fTqu9mzxC1QnZkf1SA7K89zAwPVD7JT9bz5W-fG3eKLt-D_S9saqPwxzLio-wfhDVwZ_gohxfuoT3gBsR9vUPbsUR9hINi_Q/s1600/blog_IMG_4962.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhmAoRLcjWdUgQ1SOR719JdYtzcP3WzZllH_Zax2YeEps3fTqu9mzxC1QnZkf1SA7K89zAwPVD7JT9bz5W-fG3eKLt-D_S9saqPwxzLio-wfhDVwZ_gohxfuoT3gBsR9vUPbsUR9hINi_Q/s320/blog_IMG_4962.jpg" /></a></div>Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/00641088748596452380noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2060359544093624296.post-64046326696630245802015-04-29T09:16:00.000+02:002015-04-29T09:16:32.593+02:00Katmandu 25.4.2015<div dir="ltr" style="text-align:justify;" trbidi="on">
Podczas golenia rodzą się często refleksje. Czasami ważne. Wręcz jest tak, że niektóre golenia się pamięta. Nie zapomnę zapewne przerwanego golenia z ostatniej soboty (25/04/2015), choć ono akurat wyjątkowo refleksyjne nie było. Pamiętam też golenie - głowy, co o tyle nie jest bez znaczenia, że trwa dłużej a więc czasu na refleksje jest więcej - na Pahargandźu w Delhi w sierpniu 2000 r. po przyjeździe z Kalkuty i pracy w Kalighat. Wczoraj wieczorem, znów na Pahargandźu w Delhi, miałem podobne golenie - pełne refleksji, uświadamiania ostatnich zdarzeń, zadumy... Pahargandź: miejsce zadumy przy goleniu głowy...
<br /> <br />
25-go rano przylecieliśmy do Katmandu samolotem z Lukli. Przyjechaliśmy do hotelu; do około 11-tej czekaliśmy na pokoje. A później kąpaliśmy się po treku. Mnie trzęsienie zaskoczyło przy goleniu, niemal pod prysznicem na 2-gim piętrze hotelu. Grupa była 2 piętra wyżej. Wskoczyłem pod łóżko - jedyne co mi przyszło do głowy, jakkolwiek by to nie była złudna ochroną. Trzęsło długo i mocno choć zdawało mi się, że nie aż tak silniej niż niegdyś w Dharamśali. Na pewno jednak znacznie dłużej. Jak przestało, ubrałem się szybko, złapałem „mały” plecak, kasę i wybiegłem z hotelu. Moi byli już na zewnątrz: Monika w ręczniku, Piotr ogolony do połowy, część bez dokumentów nie mówiąc o jakimkolwiek bagażu czy ciepłym ubraniu. Stanęliśmy na małym placyku wśród wysokich budynków przy niedużej stupie, która w nazwie ma coś z "Aśoka" więc tłumaczyłem sobie, że stoi od dawna. Miejsce złe w wypadku zawalenia któregokolwiek z budynków ale lepsze niż wąskie uliczki, w których zabić może choćby spadająca cegła czy doniczka. Tam przetrwaliśmy pierwszy, najsilniejszy wstrząs wtórny. Nie wiedzieliśmy co z Karoliną, która pojechała wcześniej do kliniki na konsultacje w sprawie zapalenia zatok. Po tych pierwszych wstrząsach wtórnych przenieśliśmy się ze 200m, na nieduży plac-parking, który jest naprzeciw hotelu Potala Guest House na Thamelu. Dołączyła do nas Karola, która jak się okazało w trakcie trzęsienia i zaraz po była w szpitalu - ona widziała najwięcej....
<br /> <br />
Na placyku spędziliśmy dwie noce, głównie z lokalną ludnością, mieszkańcami najbliższej okolicy. Do hotelu wróciliśmy dwa razy - raz pierwszego dnia pod wieczór, na kilka minut, zabrać najpotrzebniejsze rzeczy, drugi raz przed wylotem, trzeciego dnia o świcie.
<br /> <br />
W "Potali" i jeszcze w dwóch hotelach w okolicy udostępnili toaletę ale drugiego dnia zaczęła kończyć się woda. Nie sądzę też by kanalizacja była w pełni sprawna. Oczywiście nie było prądu; sieć telefonii komórkowej raz działała raz nie, a jeśli tak, to przede wszystkim na sms. Drugiego dnia pojawił się sprzedawca herbaty oraz wózek z omletami i <i>paranthą</i>. Otworzyli mały sklepik mimo że w środku większość półek było poprzewracanych - chwała im za to, bo mogliśmy kupić sobie wodę i trochę herbatników.
<br /> <br />
Praktycznie nigdzie się nie ruszaliśmy (oprócz jednego uczestnika, któremu włączył się chyba duch reportera czy eksploratora każący iść na Durbar Square - z którego zdjęcia widzieliśmy już wtedy wcześniej w gazecie - i budzący niepokój pozostałych). Niewiele widzieliśmy. Co jakiś czas były wstrząsy wtórne generujące strach przed wchodzeniem w wąskie uliczki ale też strach przed mocnym zaśnięciem i ciągłą czujność. Najgorszy był wstrząs drugiego dnia (26/04) wczesnym popołudniem (koło 13-tej chyba) - przedziwny: na boki, jak na pontonie na wirach rzeki, długi.
<br /> <br />
Kolejnej nocy padało. Padało i raz na jakiś czas trzęsło lekko i krótko ale każdy taki wstrząs wywoływał podrywanie się wszystkich i krzyki budzenia tych, którym udałoby się przysnąć. Tej nocy odebrałem sms-a z informacją o akcji ewakuacyjnej organizowanej przez polski MSZ. O 6.30 pojechaliśmy na lotnisko. Po południu szczęśliwie wylecieliśmy, a wieczorem wypoczywaliśmy bezpiecznie i komfortowo na terenie Ambasady RP w Delhi.
<br /> <br />
Na terenie Ambasady położyłem się na chwilę na trawniku i zdałem sprawę z ciągłej czujności. Czy leżę dość daleko od budynków, jeśli przysnę to czy wystarczająco płytko by się zbudzić jeśli zatrzęsie...?
<br /> <br />
Wczoraj, gdy grupa wyjechała, padłem na całe popołudnie w hotelu na Pahargandźu. A potem był wieczór refleksji przy goleniu głowy...
<br /> <br />
Ktoś spytał, czy nie chcę wracać i pomagać. - Totalnie sobie tego nie wyobrażam! Tak, pomoc jest jak najbardziej potrzebna. Pomoc wykwalifikowanych służb - ekip poszukiwawczych, lekarzy. Pomoc silnych i wypoczętych, z możliwością bezpiecznego miejsca do spania w namiotach, dostępem do bieżącej wody, toalety, jedzenia. Bez siły i wypoczynku własnego na dłuższą metę pomagać innym się chyba nie da. Tak - jak sądzę - potrzebna jest pomoc psychiczna: taka zwykła, że jesteśmy z nimi, że to nas obchodzi. W takim wymiarze może warto by dotrzeć do jakiejś wsi pomóc w sprzątaniu, odbudowaniu. Ale wcale nie jestem pewien, że dotarcie w takie miejsce byłoby proste jeśli w ogóle możliwe; strach przed poruszaniem się gdziekolwiek jest spory, a zagrożenia przy wstrząsach wtórnych, które pewnie się jeszcze nie uspokoiły realne, nie mówiąc o wszelkich zagrożeniach związanych z malejącym dostępem do higieny i jedzenia.
<br /> <br />
Tak, trzeba pomagać! Nie tylko teraz ale przez nadchodzący czas - miesiące i lata wracania Nepalu do "normalności". I może to będzie najważniejsze. Pokazanie, że jesteśmy z nimi, że chcemy wciąż do Nepalu przyjeżdżać, wspierać Nepalczyków wędrując z nimi po szlakach trekkingów, śpiąc w ich hotelikach i schroniskach, jedząc w lokalnych knajpkach, podziwiając przyrodę i zabytki ich kraju, karmiąc się ich życzliwością i uśmiechami... Bądźmy z Nepalem nie tylko teraz!
<br /> <br />
29/4/2015, Pahargandź, Delhi
<br /> <br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhEm4HFXwKix1ZnOQTd-VBCudhtp9tTPn-Udj33UaPvaBt6-rLyp_m5mDj4AxmRfJqOyosMRFrc-vL2v72cyy1vUBsnc6rowYJlq0wY-VLMUUUhMfrC5E6QSjTSQICvHcESrVvIaGeLCkg/s1600/blog_IMG_4935.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhEm4HFXwKix1ZnOQTd-VBCudhtp9tTPn-Udj33UaPvaBt6-rLyp_m5mDj4AxmRfJqOyosMRFrc-vL2v72cyy1vUBsnc6rowYJlq0wY-VLMUUUhMfrC5E6QSjTSQICvHcESrVvIaGeLCkg/s400/blog_IMG_4935.jpg" /></a><br />Bliźniacze budynki na Thamelu pomiędzy Chhetrapati a Potala Guest House. Niegdyś równolegle wieże. Katmandu, 26.04.2015 07:23 NPT, Nepal.</div><br /> <br />Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/00641088748596452380noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-2060359544093624296.post-83846377547651170262015-02-18T10:02:00.000+01:002015-02-18T10:02:13.013+01:00Co na trekking w Himalajach: okulary przeciwsłoneczne<div dir="ltr" style="text-align:justify;" trbidi="on">
Oczywiście trzeba mieć i należy ich używać. Podczas trekkingów w Himalajach jesteśmy na znacznych wysokościach, a tam jest znacznie silniejsze promieniowanie UV groźne dla naszych oczu - nie chodzi więc tylko o to, że jest jasno i światło nas razi.<br /> <br />
Powinniśmy używać okularów przeznaczonych do wędrówek górskich, o najwyższym stopniu przyciemniania (bodajże stopień 4). Powinny one mieć dość duże szkła oraz osłonki z boku, z dołu i z góry - tak by możliwie mało światła (najlepiej wcale) docierało do oczu inną drogą niż przez szkło okularów.<br /> <br />
Znam już jeden przypadek, w którym trekker praktycznie nie mógł iść bo łzawiły i bolały go od światła oczy. Oczywiście miał okulary przeciwsłoneczne. Były to jednak okulary raz, że o średnim stopniu przyciemniania, dwa, że z małymi szkłami i bez osłonek - więc światło słoneczne docierało do oczu bokiem i od dołu, drażniąc je.<br /> <br />
Ostatnio kupując okulary wybrałem model droższy ale z utwardzanym, bardziej odpornym na zadrapania - przynajmniej wg. danych producenta - szkłem. Na razie jestem zadowolony ale zobaczymy jak długo będą służyć.
<br /></div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/00641088748596452380noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2060359544093624296.post-71185802693552598042015-02-17T17:30:00.001+01:002015-02-17T17:30:18.973+01:00Co na trekking w Himalajach: kije trekkingowe<div dir="ltr" style="text-align:justify;" trbidi="on">
Zdecydowanie tak - używam! Prawie zawsze, bezwzględnie jeśli idę z dużym plecakiem, praktycznie na każdym trekkingu w Himalajach. Bardzo pomocne są przy przechodzeniu przez strumienie - czasami bez nich przejść się nie da albo przejście byłoby bardzo trudne; wspomagają kolana ("oszczędzają je") szczególnie przy zejściach ale i na podejściach - pomocne zwłaszcza gdy trzeba, idąc z plecakiem, stanąć na wysoki stopień; uratowały mnie tysiące razy przed upadkiem.<br /> <br />
Tak, - wiem - osobom, które używają ich po raz pierwszy wydaje się to bez sensu. Na początku trudno się do nich przyzwyczaić. Po dwóch dniach jasne jest, że są przydatne.<br /> <br />
Niektóre modele mają amortyzator - moim zdaniem zupełnie zbędna rzecz.<br /> <br />
Warto zwrócić uwagę na ich wagę - czasami trzeba będzie je nosić w plecaku czy przypięte do niego. Ważne są końcówki - mają być odporne na ścieranie: widiowe. Ważny jest system blokowania poszczególnych części - ma być skuteczny i trwały, by kijek nam się nie złożył gdy się na nim oprzemy.<br /> <br />
Niektórzy producenci wymieniają zużyte elementy czy wręcz po prostu sprzedają poszczególne elementy kijków osobno. Można więc na przykład kupić/wymienić w serwisie zdarte końcówki, zużyte elementy blokujące itp. Wciąż używam kije firmy Laki, które kupiłem bodaj przed podróżą w 2004 roku. Przeszły już ze mną kilka tysięcy kilometrów. Mają wymienione zarówno końcówki - pewnie ze 2 razy - jak i rękojeści.
<br /></div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/00641088748596452380noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2060359544093624296.post-31207596221566106532015-01-20T08:03:00.001+01:002015-01-20T08:06:56.996+01:00 Co na trekking w Himalajach: buty<div dir="ltr" style="text-align:justify;" trbidi="on">
<strong>Buty to najważniejsza część wyposażenia podczas trekkingu. Jeśli okażą się za małe, niewygodne lub będą nas obcierać, mogą zepsuć najpiękniejszy, wymarzony wyjazd. Warto poświęcić trochę czasu by przymierzyć wiele różnych, wybrać odpowiednie i koniecznie - rozchodzić je przed wyjazdem. Nie ma tu miejsca na oszczędności; nie należy też zakupu butów zostawiać na ostatnią chwilę.</strong><br /> <br />
<b>Wysokie czy niskie</b><br />
Wiem, że niektórzy doświadczeni górscy wędrowcy, w tym przewodnicy, noszą na lekkich, łatwiejszych trekkingach - takich jak trekking do Sanktuarium Annapurny, czy nawet do Bazy pod Everestem - niskie buty, tak zwane 'podejściówki'. Wędrowałem też z osobami, które szły w niskich butach, bo niewygodnie im się chodzi w wysokich.<br />
Ja zawsze wybieram wysokie. Na trekkingach zwykle wędrujemy wiele godzi, często w trudnym terenie - po kamieniach, zboczach, nie zawsze wygodnymi ścieżkami. Nogi, a w szczególności stawy, są zmęczone. Zdarza się, że źle staniemy, noga wykręci się w stawie skokowym. I właśnie w takich sytuacjach - jestem przekonany - od urazu chronią nas w dużym stopniu buty z cholewkami. Nie bardzo wysokie - ja używam takich lekko powyżej kostki.<br /> <br />
<b>Skórzane czy z tkaniny (Cordura itp. + membrana Gore-Tex itp.)</b><br />
Na jeden z trekkingów do Sanktuarium Annapurny, który bez wątpienia należy do lżejszych trekkingów himalajskich, zabrałem buty trekkingowe z Cordury z membraną (a więc teoretycznie nieprzemakalne) jednego z dość renomowanych i dobrze znanych producentów (nie były to na pewno buty z najwyższej półki ale na pewno z wyższej średniej). Model, który kupiłem miał nazwę wskazującą na przeznaczenie do 'light treku'. No i na ich pierwszym, 8 dniowym, lekkim treku, rozdarły się. Nie, nie z powodu złego szycia czy wady materiały ale po prostu - zapewne - zawadziłem o ostry kamień i rozciąłem jeden z butów. Polski przedstawiciel producenta nie uznał reklamacji. But, który nie był rozdarty może i nieprzemakalny przez pewien czas był ale na pewno nie długo - po prostu zapewne, membrana w bucie podlega tylu wyginaniom, że pęka i but szybko przestaje być nieprzemakalny. Oddychalność jak dla mnie pozostawiała wiele do życzenia.<br />
Wybieram więc zwykle buty skórzane. Po prostu są bardziej odporne na przecięcia, otarcia - ma to znaczenie przede wszystkim w trudnym terenie, na kamienistych bezdrożach, na trudniejszych trekkach takich jak choćby te w Ladakhu. Takie buty łatwiej też skutecznie zaimpregnować.<br /> <br />
<b>Nowe czy wysłużone, sprawdzone na wielu trekkingach</b><br />
Buty nie mogą być zupełnie nowe. Trzeba je przed wyjazdem sprawdzić i rozchodzić - czytaj odbyć w nich kilka kilkugodzinnych, najlepiej całodziennych, wędrówek. Dobrze jest sprawdzić je przynajmniej na pagórkach, w szczególności na zejściach po dłuższym marszu.<br />
Stare i wysłużone to zdecydowanie zły pomysł. Stare i niewiele używane - też. Znam dwa przypadki rozsypania się butów podczas trekkingu w Himalajach. W pierwszym były to dobrze sprawdzone, dobrze rozchodzone i dość stare buty, które miały się świetnie sprawdzić - jak zawsze - na kolejnym treku. Po prostu żywot ich dobiegł końca - rozpadły się bodaj trzeciego dnia 10, czy 11-dniowego treku. Na szczęście ich właścicielka miała ze sobą jeszcze parę butów niskich ("podejściówek"). W drugim przypadku to były mało używane buty raczej ze średniej pułki, owszem rozchodzone ale... dwa czy trzy lata wcześniej... Odpadły od nich podeszwy (po prostu odkleiły się) na pierwszych 100m trekkingu! Na szczęście to był trek w rejonie Everestu, gdzie baz problemu (przynajmniej na początku) można kupić wiele elementów wyposażenia, w tym niezłe buty.<br /> <br />
<b>Marka</b><br />
Nie ma znaczenia, myślę. Nie ma co kierować się tym, że ktoś inny ma takie, to ja też. Buty mają pasować do naszych stóp. Oczywiście renomowana marka to jakaś gwarancja jakości. Warto pewnie poszperać na forach jak wybrany producent reaguje na reklamacje (patrzy przypadek moich 'butów do lekkiego trekkingu'). Są producenci, którzy wymieniają ponoć (odpłatnie) zdarte podeszwy - nigdy z tego nie korzystałem. Myślę, że przy wyborze butów nie ma miejsca na oszczędności; nie kupujemy butów na jeden wyjazd.<br /> <br />
<b>Podeszwa</b><br />
Chcę tu zwrócić uwagę na jeden aspekt - nie zawsze lub nie dla wszystkich oczywisty. Wiele szlaków w Himalajach, pewnie szczególnie w Ladakhu, to żwirowo-pylaste ścieżki. Jeśli takie są nachylone - a zwykle są - i schodzimy nimi stromo w dół, to łatwo się poślizgnąć i nie tylko upaść boleśnie na tyłek ale i się mocno poobcierać. Schodząc takimi ścieżkami nie ma oczywiście mowy o stawianiu stóp bokiem, czy krawędziowaniu. Schodzimy - przynajmniej ja tak schodzę - stawiając całą stopę na wprost, zaczynając od pięty. I tu ważny jest obcas buta. Bo to obcas ma ostrą krawędź stawiającą opór przy schodzeniu po pyle, żwirze czy błocie. Ważne też są poprzeczne rowki w podeszwie.<br />Są buty trekkingowe (zwłaszcza lżejsze modele), które obcasa nie mają. Obcasów zwykle nie mają też buty niskie - "podejściowe".<br />
Oczywiście, ważne jest też trzymanie się buta na skale, czyli tarcie, a więc tworzywo z jakiego podeszwa jest zrobiona. No i tu chyba od lat przoduje Vibram; większość producentów butów trekkingowych właśnie Vibramu używa.<br /> <br />
<b>Bąble, odciski, otarcia</b><br />
Najlepiej im zapobiegać - jak powstaną, to niewiele da się z nimi zrobić niestety, tzn. w niewielkim stopniu da się pomóc. Zasada więc jest taka, że jeśli wędrując czujesz, że coś uwiera, przeszkadza w bucie, to natychmiast trzeba się zatrzymać i powód usunąć.<br />
Na bąble - by zapobiec ich rozwojowi i w czasie dalszej wędrówki chronić skórę w miejscu, w którym powstał bąbel - przydatne są plastry żelowe (pewnie najpopularniejsze są te firmy Jonson&Jonson ale są też dużo tańsze alternatywne).<br />
Bardzo ważne, żeby pięta w bucie pozostawała nieruchoma - to znaczy, żeby podczas marszu nie ruszała się lekko góra-dół ocierając o tył buta. Jeśli tak się dzieje, to trzeba natychmiast się zatrzymać i ponownie zawiązać but. Wiem co mówię - na jednym z trekkingów, spiesząc się bardzo zignorowałem takie niewielkie przemieszczanie się pięty: po kilku godzinach miałem rany, które oczywiście nie były łatwe do wygojenia i oczywiście dokuczały boleśnie przy każdym kroku w kolejne dni wędrówki.<br /> <br />
<b>Skarpety</b><br />
Mega ważne! Kolejna rzecz, na której nie ma co oszczędzać. Mają dobrze odprowadzać wilgoć stopy i chronić przed odparzeniami, bąblami, obtarciami. Nie jest moją intencją by polecać tu produkty konkretnych firm ale używając już przeróżnych najbardziej cenię skarpety trekkingowe firmy SmartWool. Drogie ale zdecydowanie uważam, że 2 pary takich warto mieć (przynajmniej w Ladakhu wszystko bardzo szybko schnie - najczęściej wyprane wieczorem skarpety rano będą suche; nawet jeśli nie, to mając dwie pary uprane skarpety można przyczepić do plecaka - zapewne wyschną w ciągu dnia marszu).<br />
Na postojach zdejmuję zwykle buty i skarpety, by je przesuszyć i dać nieco odpocząć nogom. To - jak sądzę - zapobiega w pewnym stopniu powstawaniu bąbli. Jeśli stopy są mocno rozgrzane, to pewnie dobrze jest je schłodzić w strumieniu (choć to zwykle nie pomaga na długo); ewentualnie zmienić skarpety na świeże, suche.<br />
Na ciężkich trekach z długimi dziennymi przejściami oglądam zawsze wieczorem stopy i wszelkie miejsca wyglądające na podrażnione smaruję maścią - używam zwykle maści 'Alantan Plus'. Przy leczeniu ran okazała się kiedyś pomocna 'MaxiBiotic' / 'Tribiotic'. To bez wątpienia nie jedyne maści przydatne w takich wypadkach i pewnie nie najlepsze, a i być może wcale nie właściwe. Wspominam tu raczej o nich by generalnie zaznaczyć, że maści dobrze ze sobą mieć i odsyłam po poradę przy wyborze konkretnych specyfików do farmaceutów i lekarzy.<br />
Ostatnio używałem też kilkakrotnie maści/kremu zapobiegającego odciskom (przynajmniej w założeniu) w sztyfcie - patrz zdjęcie. Przed marszem smarowałem podrażnione miejsca narażone na powstanie bąbla.<br /> <br />
<b>Sandały</b><br />
Jeśli na trasie trekkingu konieczne jest przechodzenie przez strumienie, zabieram sandały. W takim wypadku są to dobre sandały z tworzywa sztucznego (nie mogą być skórzane, bo noga będzie się w nich ślizgać gdy będą mokre) umożliwiające dobre zapięcie na stopach - tak by stopa się nie przemieszczała. Dno strumieni jest zwykle kamieniste - bez butów niewygodnie się idzie i łatwo się przewrócić.<br />
Jeśli nie zabieram sandałów, to biorę jakieś klapki, które używam na biwakach, by dać odpocząć stopom od butów trekkingowych.
<br /></div> <br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg9ha9IqpQads8wr0ObOxoErTBUCGCd6kHkyfj9dg3pJ0uqFl2CZRP3ctY5wl0kpYHY9lQ98aa39s8Cqd7ggMGjHU0vNA58VjuoqUmLK3HqbSGY0Js7V1afsVav81KAKBRAQKM6YE53MHI/s1600/blog_IMG_3843.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg9ha9IqpQads8wr0ObOxoErTBUCGCd6kHkyfj9dg3pJ0uqFl2CZRP3ctY5wl0kpYHY9lQ98aa39s8Cqd7ggMGjHU0vNA58VjuoqUmLK3HqbSGY0Js7V1afsVav81KAKBRAQKM6YE53MHI/s200/blog_IMG_3843.jpg" /></a></div>
<div dir="ltr" style="text-align:justify;" trbidi="on">Moje znoszone (a tu też nieco zamarznięte) buty trekkingowe Boreal'a</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhWDalMF1ZF-q_XKOLtrc_nFmeS-sjHVIPYlY7BnmQzt_jh1avAcv2qQXU-rQfdCjxdeiSTrgbcXe0M96EbIL5rVG8U8rS59a-okOfSDp3q_6oUQ3-rJhH7JDM4j6cTtwxD02v62_F1sHQ/s1600/blog_IMG_4028.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhWDalMF1ZF-q_XKOLtrc_nFmeS-sjHVIPYlY7BnmQzt_jh1avAcv2qQXU-rQfdCjxdeiSTrgbcXe0M96EbIL5rVG8U8rS59a-okOfSDp3q_6oUQ3-rJhH7JDM4j6cTtwxD02v62_F1sHQ/s200/blog_IMG_4028.jpg" /></a></div>
<div dir="ltr" style="text-align:justify;" trbidi="on">Tak zwany 'boot nakpo' - najlepsze buty na <i>Czadar Trek (Chadar Trek)</i> w Ladakhu. Zobacz też <a href="http://radekkucharski.com/fotoblog?show=1&id=520">opis tu</a>.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi-JC6Q8L_Api6AZaarYWW7OXkXM74XdR_cAR9WMfnOyj4c98pbxXRqeLpEWi43XaWhiecSSh_PheEKKq5qQkztq3SLJulT3tSB9c4LW4YbJ_5NOIQGhkBTfnL1fKrCZzi1488mQ_IgInc/s1600/blog_IMG_4052.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi-JC6Q8L_Api6AZaarYWW7OXkXM74XdR_cAR9WMfnOyj4c98pbxXRqeLpEWi43XaWhiecSSh_PheEKKq5qQkztq3SLJulT3tSB9c4LW4YbJ_5NOIQGhkBTfnL1fKrCZzi1488mQ_IgInc/s200/blog_IMG_4052.jpg" /></a></div>
<div dir="ltr" style="text-align:justify;" trbidi="on">Podeszwa moich mocno znoszonych butów trekkingowych Boreal'a - obcas!</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEioyk4prwmyBXXUc6AN3GsyqUyh26Hx878g8aI0tMbcUk1XWPHECV5p0IbA1fFQpt0CK5mzaJl2LgPMynI5j83wCZ8AcWaUodCxf26638VpqGdjOg5tB_ZPZ5rAQRy7JUQHFiq84aycQqs/s1600/blog_IMG_4206.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEioyk4prwmyBXXUc6AN3GsyqUyh26Hx878g8aI0tMbcUk1XWPHECV5p0IbA1fFQpt0CK5mzaJl2LgPMynI5j83wCZ8AcWaUodCxf26638VpqGdjOg5tB_ZPZ5rAQRy7JUQHFiq84aycQqs/s200/blog_IMG_4206.jpg" /></a></div>
<div dir="ltr" style="text-align:justify;" trbidi="on">Plastry żelowe i maść pomocna w gojeniu niedużych ran.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgy3K24yDKWgvf_ISsSvYGOnFjtJgEZKu68Y4KuraFiYZ1sA1Vv-ifECrsvoh8HwpUn14v3HCp7cDfGlWqWms7Ri7v7iyw_i6qSs4WeC-x_HaiLWzfocV5Tl__brT5In6-GG3R_FfEyVNs/s1600/blog_IMG_4207.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgy3K24yDKWgvf_ISsSvYGOnFjtJgEZKu68Y4KuraFiYZ1sA1Vv-ifECrsvoh8HwpUn14v3HCp7cDfGlWqWms7Ri7v7iyw_i6qSs4WeC-x_HaiLWzfocV5Tl__brT5In6-GG3R_FfEyVNs/s200/blog_IMG_4207.jpg" /></a></div>
<div dir="ltr" style="text-align:justify;" trbidi="on">Wspomniany sztyft pomocny w zapobieganiu odciskom.</div>Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/00641088748596452380noreply@blogger.com9tag:blogger.com,1999:blog-2060359544093624296.post-44288924191943495892014-12-17T13:46:00.001+01:002015-01-11T08:12:51.725+01:00Wyprawy trekkingowe do Ladakhu w 2015 roku - którą wybrać?<div dir="ltr" style="text-align: justify;" trbidi="on">
<strong>Na 2015 rok, wraz z <a href="http://exploruj.pl" target="_blank">Exploruj.pl</a>, przygotowałem 4 wyprawy. Wszystkie opisane są pokrótce na <a href="http://radekkucharski.com/programy-wypraw">mojej stronie</a>, a szczegóły poszczególnych programów znajdują się na <a href="http://exploruj.pl">stronach Exploruj.pl</a>. Poniżej znajduje się dodatkowy komentarz, który może okazać się pomocny w wyborze wyjazdu przez osoby zainteresowane wędrowaniem po Ladakhu.</strong>
<br /> <br />
Ladakh to przepiękna kraina położona w przeważającej swej części w Himalajach, w Indiach, na północ od głównej grani pasma Wysokich Himalajów, na znacznej wysokości. Region jest izolowany od wilgotnych mas powietrza niesionych przez letni monsun, które zatrzymują się na głównej grani Himalajów i przynoszą deszcze na większości obszaru Indii. To czyni z Ladakhu wysokogórską pustynię o krajobrazie niezwykle malowniczym, z ogromnymi przestrzeniami i bezkresnymi widokami, odmiennym od krajobrazów popularnych miejsc Himalajów Nepalu, pobliskiego Kaszmiru czy indyjskiego, himalajskiego stanu <a href="http://encyklopedia.pwn.pl/haslo/Himacal-Prades;3911743.html" target="_blank">Himaćal Pradeś</a>. Ladakh to również kraina bogata kulturowo. Ponad 1000 lat temu został zasiedlony przez Tybetańczyków, przez setki lat utrzymywał bliskie kontakty z Tybetem. Jest dziś jedną z niewielu ostoi buddyzmy tybetańskiego i szeroko rozumianej kultury tybetańskiej.
<br /> <br />
Ladakh to trudny region do wędrowania. To zupełnie "inna liga" niż popularne rejony Himalajów Nepalu. Niełatwo jest porównywać trudność trekkingów tu, z trudnością popularnych szlaków nepalskich. Generalnie wędrowanie tu jest trudniejsze, a na pewno wszystkie trekkingi w Ladakhu zaproponowane przez nas na 2015 rok są znaczenie trudniejsze choćby od treku do <a href="http://radekkucharski.com/galeria/abc2010">Sanktuarium Annapurny</a>. Jeśli trekking w Ladakhu ma być Twoją pierwszą wędrówką w Himalajach, to radziłbym raczej mocno się nad tym zastanowić i raczej rozważyć pojechanie najpierw właśnie na przykład w rejon Annapurny - <a href="http://exploruj.pl/103.html" target="_blank">trekking "Sanktuarium Annapurny"</a> zaplanowany jest na przełom marca i kwietnia oraz na listopad 2015.
<br /> <br />
Ladakh leży na znacznej wysokości - stolica: Leh położona jest około 3500 m n.p.m., stale zamieszkane osady znajdują się często nawet na wysokościach przekraczających 4000 m, a przełęcze na niemal wszystkich szlakach trekkingowych wnoszą się ponad 5000 m n.p.m. Na wszystkich naszych trekkingach przekraczamy barierę 5000 m, nie tylko wędrując na znacznych wysokościach ale i również biwakując często znacznie powyżej 4000 m. Znaczna wysokość stwarza dodatkowe wymagania kondycyjne, nakłada konieczność aklimatyzacji - przez co nie ma mowy o krótkich wyjazdach do Ladakhu - i stwarza zagrożenie wystąpienia choroby wysokościowej. Dla wszystkich naszych trekkingów, spożytkowaliśmy sporo energii, by optymalnie rozplanować wyjazd, by możliwie najlepiej przebiegała nasza aklimatyzacja podczas wyjazdu. Nie ma tu jednak oczywiście mowy o żadnych gwarancjach, bo każdy z nas aklimatyzuje się inaczej i mało tu ścisłych reguł. Przynajmniej dla niektórych wyjazdów (wszystkich, z ewentualnym wykluczeniem <a href="http://radekkucharski.com/programy-wypraw#markha">wyjazdu na trekking Doliną Markhi</a>) zdecydowanie zalecamy doświadczenie w przebywaniu i wędrowaniu na wysokości powyżej 3500 m n.p.m., a najlepiej powyżej 4000 m. Istnieją rozmaite przeciwwskazania związane z różnymi chorobami, dlatego zalecamy konsultacje z lekarzem przed wyjazdem (pomocna może być <a href="http://www.medeverest.pl/">strona p. dr Roberta Szymczaka - MedEVEREST.pl</a>).
<br /> <br />
W Ladakhu, a w szczególności na trasach trekkingowych, bardzo ograniczona jest infrastruktura turystyczna. Wędrowanie tu, to nie wędrówki od <i>lodży</i> (schroniska) do <i>lodży</i> jak choćby - znów - na popularnych trasach w Nepalu. W Ladakhu śpimy w namiotach, często w całkiem dzikim terenie, bez toalety, z mocno ograniczonymi możliwościami mycia się. Nie ma też oczywiście możliwości zamówienia sobie ulubionego posiłku czy napoju. Wprawdzie nie musimy sobie sami gotować, ale jemy to, co przewidział na dany dzień i co przygotował (przy ewentualnej naszej pomocy) nasz wyprawowy kucharz. Tak, tak, dla jednych to co napisałem jest pewnie wadą, dla innych wielką zaletą.
<br /> <br />
Często poruszamy się w dzikim terenie. Może zdarzyć się, że przez kilka dni nikogo nie spotkamy! Etapy często są długie, w wyjątkowych przypadkach mogą nam zająć nawet powyżej 10h. Zdarza się, że w ciągu dnia pokonujemy ok. 20 km. Ścieżki, którymi się poruszamy, to szlaki, którymi lokalna ludność porusza się zwykle od setek lat, chodzą nimi objuczone konie. Często są to jednak ścieżki wąskie i dość eksponowane - nie po urwiskach ale często długimi wąskimi trawersami dość mocno nachylonych zboczy. Na większości tras jest wiele przełęczy czy choćby grzbietów, na które trzeba się wdrapać; nawet szlaki prowadzące wzdłuż dolin rzadko są wędrówkami po płaskim - z reguły idzie się góra/dół.
<br /> <br />
Jak to mówią, - "Wszystko jest w Twojej głowie". - Tak, wiele zależy od psychiki: na takie warunki trzeba się nastawić i właśnie tego chcieć. Ważne jest też jednak kondycja fizyczna. Jako absolutnie minimalne przygotowanie zalecam częste, wielogodzinne (czytaj: całodzienne) wędrowanie przed wyprawą. Trzeba lubić chodzić przez wiele godzin i być przygotowanym fizycznie do długiego chodzenia. To nie muszą być góry choć oczywiście czym więcej wypadów w góry przed wyjazdem, tym lepiej, bo tam lepiej łapiemy kondycję i przyzwyczajamy się do podejść.
<br /> <br />
A teraz trochę o poszczególnych wyjazdach:<br />
<ul><li><b><a href="http://radekkucharski.com/programy-wypraw#markha">Markha: ukryta dolina Himalajów.</a></b> To jest wyjazd ze stosunkowo najłatwiejszym (co nie znaczy łatwym) trekkingiem spośród wszystkich przygotowanych przez nas na przyszły rok w Ladakhu. To wyjazd również dla tych, którzy mają wątpliwości, czy na trudniejszych trekingach daliby sobie radę oraz dla tych, którzy nie mają doświadczenia w wędrowaniu powyżej 4000 m n.p.m.<br />Wędrówkę rozpoczniemy po kilku dniach aklimatyzacji w okolicach stolicy Ladakhu - Leh, na wysokości mniejszej niż lokalizacja miasta. Szlak w przeważającej części prowadzi wzdłuż dość łagodnie wznoszącej się doliny, przez wsie. Etapy nie są długie - zwykle zajmują 4-6h. Stopniowo nabierać będziemy wysokości. Pokonamy jednak dwie przełęcze, z czego jedną o wysokości blisko 5300 m n.p.m., a nasz najwyższy biwak jest na wysokości przeszło 4800 m</a>!<br />To malowniczy trekking, jeden z ladakhijskich klasyków, popularna trasa latem (lipiec-sierpień) ale dość dzika i spokojna na początku sezonu (maj), kiedy my tam będziemy. To również bodaj najlepsza trasa na spotkania i podglądanie lokalnej ludności - w dużej mierze idziemy przez wsie. Tu również mamy szanse na spotkanie dzikich zwierząt - obszar leży na terenie <a href="http://en.wikipedia.org/wiki/Hemis_National_Park"target="_blank">Parku Narodowego Hemis</a>; żyją tu m.in. nachury, koziorożce ale i wilki oraz niezwykle płochliwe i świetnie maskujące się, rzadko widywane, przepiękne irbisy (śnieżne pantery).<br />Szczegółowe informacje o tym wyjeździe znajdują się na <a href="http://exploruj.pl/172.html">stronie Exploruj.pl</a>.</li><br />
<li><b><a href="http://radekkucharski.com/programy-wypraw#samsara">Samsara: przez Himalaje Ladakhu.</a></b> To bezwzględnie jedna z najpiękniejszych tras wędrówkowych jakie przeszedłem, na pewno jedna z najpiękniejszych w Ladakhu i jedna z najlepszych opisanych w <a href="http://radekkucharski.com/przewodnik-ladakh">moim przewodniku</a>. To jednak trudny trek - trudny trek w Ladakhu, czytaj: bardzo trudny trekking w porównaniu z klasykiem Himalajów Nepalu jakim jest <a href="http://exploruj.pl/103.html">Sanktuarium Annapurny</a>. Prawie 150 km w 10 dni; długie etapy, mnóstwo podejść, wiele przełęczy, przełączek i grzbietów, eksponowane ścieżki, duże wysokości - trasa rozpoczyna się i większość czasu biegnie na wysokości powyżej 4000 m n.p.m., - dziki teren. Zalecane doświadczenie w wędrowaniu powyżej 4000 m, dobre przygotowanie kondycyjne, przyzwyczajenie do długiego górskiego marszu oraz nastawienie na spory wysiłek rekompensowany codziennymi zachwytami!<br />Szczegóły na <a href="http://exploruj.pl/193.html">Exploruj.pl</a>.</li><br />
<li><b><a href="http://radekkucharski.com/programy-wypraw#kanji">Z Padam do Lamajuru przez przełęcz Kandźi.</a></b> To jest mieszany trek. Zaczynamy w Zaskarze (Zanskarze), idziemy najpierw klasycznym szlakiem prowadzącym w stronę Lamajuru (Lamayuru) - przez wsie i uczęszczane, ciekawe kulturowo tereny ale też przez kilka, niełatwych przełęczy. W Lingszet (Lingshed), po zwiedzeniu malowniczego, dużego i ważnego klasztoru, opuszczamy popularny szlak i kontynuujemy dość dzikimi dolinami, przez rzadziej odwiedzane przełęcze.<br />Jedenaście dni wędrówki, długie etapy, wiele przełęczy w tym dwie o wysokości powyżej 5000 m, biwaki powyżej 4000 m n.p.m., wiele przejść przez strumienie.<br />Rewelacyjne widoki, w tym na szczyty głównej grani Wysokich Himalajów (m.in. szczyty Nun i Kun), a przy odrobinie dodatkowego wysiłku i szczęścia do dobrej pogody na odległe o ok.200 km K2!<br />Zalecane doświadczenie w wędrowaniu powyżej 4000 m n.p.m., dobre przygotowanie kondycyjne, przyzwyczajenie do długiego górskiego marszu, wcześniejsze doświadczenie na wielodniowym trekkingu.<br />Szczegóły na <a href="http://exploruj.pl/208.html">Exploruj.pl</a>.</li><br />
<li><b><a href="http://radekkucharski.com/programy-wypraw#stok-kangri">Stok Kangri</a></b> - wyjazd trekkingowy, podczas którego będziemy próbować wejść na sześciotysięcznik: Stok Kangri (ok. 6150 m n.p.m.). To wyjazd trudny ze względu na osiąganą wysokość i najwyższe biwaki ale trekking nie należy do długich, nie poruszamy się w dzikim, izolowanym terenie. Wejście na szczyt nie wymaga umiejętności technicznych. Góra ma powyżej 6000 m n.p.m. ale nie jest bardzo wysoka, jest stosunkowo łatwym i łatwo dostępnym himalajskim sześciotysięcznikiem. Przed trekkingiem i w pierwszych jego dniach spacerujemy i wędrujemy taką trasą, by możliwie najlepiej się zaaklimatyzować przed najwyższym biwakiem (ok. 5100 m n.p.m.) i atakiem szczytowym. Konieczna jest oczywiscie bardzo dobra kondycja. Zdecydowanie zalecamy doświadczenie w wędrowaniu powyżej 4000 m n.p.m., doświadczenie w chodzeniu w rakach.<br />Jedziemy we wczesnym sezonie - jeśli nawet nie będziemy mieć góry tylko dla siebie, to nie będziemy jej zdobywać wśród wielu innych śmiałków. Oprócz samego szczytu czekają nas rewelacyjne widoki, spotkanie z lokalną ludnością i ladakhijską kulturą, a na koniec wypoczynek w stolicy Kaszmiru - Śrinagarze.<br />Szczegóły na <a href="http://exploruj.pl/194.html">Exploruj.pl</a>.</li></ul>
<br /></div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/00641088748596452380noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2060359544093624296.post-73444585006003884572014-12-11T10:16:00.000+01:002014-12-11T10:16:01.937+01:00Duża Kora w Dharamsali po raz kolejny<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
Ponownie spacerując wokół rezydencji Dalajlamy zatrzymałem się znów przy wzruszającej tablicy Tybetańczyków, którzy spalili się w dramatycznych protestach (zobacz też <a href="http://radekkucharski.blogspot.in/2014/12/duza-kora-w-dharamsali.html">mój poprzedni wpis na tym blogu</a>). Niektórzy z nich mieli zaledwie 16 lat!!!
<br /></div><br /> <br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEib5M0LCMusieRYdGo8H9jFyGeokf46hSU9fkTGDog89axnLIK3Vup36GcILLHsBdzgYvD5Dcf6OmauKE2GyX9TwpDIsjQr23ZSU2yYRHUGo3m4SPqE6zZuNFY8Uue401K2Eott7CvZrCyp/s1600/IMG_3684.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEib5M0LCMusieRYdGo8H9jFyGeokf46hSU9fkTGDog89axnLIK3Vup36GcILLHsBdzgYvD5Dcf6OmauKE2GyX9TwpDIsjQr23ZSU2yYRHUGo3m4SPqE6zZuNFY8Uue401K2Eott7CvZrCyp/s400/IMG_3684.jpg" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjh89GXhLz67kS236-i5onH8qyqBU6dokk3gFiXh_PE-6A1DKtjpJCx8BZCsqnToTNCeaH_UZUR_Als1BL2AeD1GkXyj5ytRxGFFIrXRCKvn2SseTwUPkkqMi9jttCYXlNfSSbs0TMD4t8n/s1600/IMG_3687.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjh89GXhLz67kS236-i5onH8qyqBU6dokk3gFiXh_PE-6A1DKtjpJCx8BZCsqnToTNCeaH_UZUR_Als1BL2AeD1GkXyj5ytRxGFFIrXRCKvn2SseTwUPkkqMi9jttCYXlNfSSbs0TMD4t8n/s400/IMG_3687.jpg" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjknXU076QEf5DdVUd7uux9wWCTh84OsZ6AF-hUMJr9tlva9FeBHPigZc_TL2g2j0xLWd5Xp-KO7MaO7_DSsHrhJhjr6xzakIr_o5RZ797HKaLId2qmTlvrX4zHLKkG4mxpk-KEsezq2qem/s1600/IMG_3697.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjknXU076QEf5DdVUd7uux9wWCTh84OsZ6AF-hUMJr9tlva9FeBHPigZc_TL2g2j0xLWd5Xp-KO7MaO7_DSsHrhJhjr6xzakIr_o5RZ797HKaLId2qmTlvrX4zHLKkG4mxpk-KEsezq2qem/s400/IMG_3697.jpg" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg5cP0B0huBQuBjd0wHzjwEOwvavR8noX3duwjU_1f2rjoWli8pkZm-iU71VuoIwkyi2W2wLQzmTv6Aswy7Y_sMgu_sQbTrRIBj38dDoD8P4Q0lrPD_PuuDv5nOs3rzG9QJDvvlIcGoixrF/s1600/IMG_3694.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg5cP0B0huBQuBjd0wHzjwEOwvavR8noX3duwjU_1f2rjoWli8pkZm-iU71VuoIwkyi2W2wLQzmTv6Aswy7Y_sMgu_sQbTrRIBj38dDoD8P4Q0lrPD_PuuDv5nOs3rzG9QJDvvlIcGoixrF/s400/IMG_3694.jpg" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhVMRis_tchhVSUlWpPLZXvYrEFgJcf3U5OeKAspS3PWu6rEnzIb8y320XTjMWr6093w4I3aVfJbwM3JX9SyenxxkdP0mKe8Yjbo1zftFaeQcNLgsnp4nymDe9MTGPk7W0ksM5vKnhyslxY/s1600/IMG_3696.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhVMRis_tchhVSUlWpPLZXvYrEFgJcf3U5OeKAspS3PWu6rEnzIb8y320XTjMWr6093w4I3aVfJbwM3JX9SyenxxkdP0mKe8Yjbo1zftFaeQcNLgsnp4nymDe9MTGPk7W0ksM5vKnhyslxY/s400/IMG_3696.jpg" /></a></div>
Zdjecia wykonane w Dharamsali w dniu 8 grudnia 2014 roku. Indie.
(c) R.Kucharski
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/00641088748596452380noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2060359544093624296.post-46362418729413857102014-12-06T12:37:00.003+01:002014-12-06T13:25:03.868+01:00Duża kora w Dharamsali - spacerując wokół rezydencji Dalajlamy<div dir="ltr" style="text-align: justify;" trbidi="on">
<i>Kora</i> w języku tybetańskim znaczy 'okrążanie'. Kora to jeden z podstawowych tybetańskich obrzędów praktykowanych codziennie przeze wielu wyznawców buddyzmu. Polega na okrążaniu miejsca uznawanego za święte czy specjalne. Można chodzić wokół <a href="http://radekkucharski.com/fotoblog?show=all#75">małego czortenu (stupy) wśród pól</a> na wsi czy przy szlaku, wokół większej stupy zawierającej często buddyjskie relikwie (jak <a href="https://500px.com/photo/67970275/great-stupa-at-sanchi-madhya-pradesh-india-by-radek-kucharski">Stupa w Sanći</a>, <a href="http://radekkucharski.com/fotoblog?show=all#23">Bodnath Stupa w Katmandu</a> czy Stupa w <a href="https://pl.wikipedia.org/wiki/Sarnath">Sarnath</a>), <a href="https://pl.wikipedia.org/wiki/Kajlas">góry Kajlas (Kailash) w Tybecie</a>, <a href="https://pl.wikipedia.org/wiki/Pa%C5%82ac_Potala">Pałacu Potala</a> w Lhasie czy - wreszcie - rezydencji Dalajlamy na wychodźstwie, w McLeod Gandź, w Dharamsali w Indiach.
<br /> <br />
W Dharamsali jest <i>Mała Kora</i> i <i>Duża Kora</i>. Jeśli robisz tą pierwsza, to po prostu spacerujesz dookoła świątyń klasztoru Namgjal (dookoła świątyń Tsuglagkhang i Kalachakra). Jeśli idziesz na <i>Dużą Korę</i>, to wędrujesz dookoła wzgórza, na którym znajdują się te świątynie, klasztor oraz dom Dalajlamy. Piękny 20-40 minutowy spacer alejką przez las czy też park, wśród setek flag modlitewnych i dziesiątków modlitewnych młynków, którymi niemal zawsze porusza jakiś przechodzący buddysta.
</div><br /> <br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhkBFr9DTnGQli1skWvYVi5BHzXZI7XOSAHKWI6xhZ4SXIxsI7F85EOZXveM1WvrMqtvFR2TP0VU_faeACEGHGIJNZP6sZonVj94I8yB9bUV-VgJ9_WAaPYnzknjdHiqfQ2Jxo7Aq3VQjTY/s1600/IMG_3651.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhkBFr9DTnGQli1skWvYVi5BHzXZI7XOSAHKWI6xhZ4SXIxsI7F85EOZXveM1WvrMqtvFR2TP0VU_faeACEGHGIJNZP6sZonVj94I8yB9bUV-VgJ9_WAaPYnzknjdHiqfQ2Jxo7Aq3VQjTY/s400/IMG_3651.jpg" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhfSoz8WwjtN3hd1LshygkcD6EuamXzCaOf60FeIEhU3SiRJN-_fOn5mDFXoYG-fdmO1HdtulaQki8kc6i-h55-5sxmnb9uiT4ci7iI_kPLqpTlA81MlWd2lGjd99rkWYn4IZSW2Mj5a8fx/s1600/IMG_3673.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhfSoz8WwjtN3hd1LshygkcD6EuamXzCaOf60FeIEhU3SiRJN-_fOn5mDFXoYG-fdmO1HdtulaQki8kc6i-h55-5sxmnb9uiT4ci7iI_kPLqpTlA81MlWd2lGjd99rkWYn4IZSW2Mj5a8fx/s400/IMG_3673.jpg" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiZ5vG8v74FAGzJjaz6FX00PUmKTeBo21GUZduEVQAs4ClMrAtTloa2LdqHxQ4BYZGY9_aHzuZIWInZJrRaBYf6o5r2C3SDRtqkO_3xpn4PkgtvlZOMW4p0Pbl_ouHKhw2Mi1mu0vgiIaDz/s1600/IMG_3672.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiZ5vG8v74FAGzJjaz6FX00PUmKTeBo21GUZduEVQAs4ClMrAtTloa2LdqHxQ4BYZGY9_aHzuZIWInZJrRaBYf6o5r2C3SDRtqkO_3xpn4PkgtvlZOMW4p0Pbl_ouHKhw2Mi1mu0vgiIaDz/s400/IMG_3672.jpg" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgJ69KF_MesHtogGQTyDEzvR3jgzSUaJ6zcyh3RPKGOd1CzE3_eC3Nh3Y2q5Bow6Q68E0jysO5ShfOM5_uaUcqb1e8J4DhK0byJRt6DkQC3rhqnL_IzUMCM2kmadpCcuOjiJzQXCtDYPWqk/s1600/IMG_3654.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgJ69KF_MesHtogGQTyDEzvR3jgzSUaJ6zcyh3RPKGOd1CzE3_eC3Nh3Y2q5Bow6Q68E0jysO5ShfOM5_uaUcqb1e8J4DhK0byJRt6DkQC3rhqnL_IzUMCM2kmadpCcuOjiJzQXCtDYPWqk/s400/IMG_3654.jpg" /></a></div>
<br /> <br />
<div dir="ltr" style="text-align: justify;" trbidi="on">
Wędrując ścieżką <i>Dużej Kory</i> mija się pomniczek. W 2004 roku, kiedy byłem tu pierwszy raz, na pomniku <a href="http://radekkucharski.com/node/109?foto=145">było popiersie jednego mężczyzny</a>. To Thubten Ngodub. W 1998 roku, podpalił się w centrum Delhi protestując przeciwko akcji policji próbującej usunąć Tybetańczyków prowadzących strajk głodowy. Zmarł w szpitalu kilka dni później.
<br /> <br />
Dziś na pomniku jest jeszcze drugie popiersie. To 27-letni Jamphel Yeshi. Podpalił się 26-tego marca 2012 w centrum Delhi protestując przeciwko wizycie Prezydenta Chin Hu Jintao w Indiach. Jego zdjęcie płonącego, biegnącego wśród tłumu obiegło świat.
</div><br /> <br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgNyHTEFEVKW8y7d9Lu10GttHrJS5d-BweG20mNALkLHihJ1d4TxGYwLLZ_auHx1DJ2jfJzujTAQ01cmQHaI7k7A_0-Q2A7pGEs6f30bcyLfrPOFfplC1Pz8nAuN8TfvRv372mDYsKdsCxy/s1600/IMG_3664.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgNyHTEFEVKW8y7d9Lu10GttHrJS5d-BweG20mNALkLHihJ1d4TxGYwLLZ_auHx1DJ2jfJzujTAQ01cmQHaI7k7A_0-Q2A7pGEs6f30bcyLfrPOFfplC1Pz8nAuN8TfvRv372mDYsKdsCxy/s400/IMG_3664.jpg" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgnCNXgEs3AkrnnQTDUE0VI5XDdb_exJP6X1KvT85ABkSRrCUqUcm9I5yc3RvU7lpHSBSYqjp3GwQNrekLZcqCMG27cQNPQLe8DT4B-AQJfSx4NJNbRk1q7tN9vLhmCflPvr9oxY7sESbPx/s1600/IMG_3667.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgnCNXgEs3AkrnnQTDUE0VI5XDdb_exJP6X1KvT85ABkSRrCUqUcm9I5yc3RvU7lpHSBSYqjp3GwQNrekLZcqCMG27cQNPQLe8DT4B-AQJfSx4NJNbRk1q7tN9vLhmCflPvr9oxY7sESbPx/s400/IMG_3667.jpg" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgghhPEXettUQ5vU7RgjES3hqJzGONX1slpn7ehjoDny7xk2Kh3O8NjigzgqJ8nSSQSw_PbMsqNxFSzuxOLhq61UcTSK-nQvBW7FWSgvdJxZmCtccirIUSQf4MmplvmkI82UuBAoU0cAxZN/s1600/IMG_3668.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgghhPEXettUQ5vU7RgjES3hqJzGONX1slpn7ehjoDny7xk2Kh3O8NjigzgqJ8nSSQSw_PbMsqNxFSzuxOLhq61UcTSK-nQvBW7FWSgvdJxZmCtccirIUSQf4MmplvmkI82UuBAoU0cAxZN/s400/IMG_3668.jpg" /></a></div>
<br /> <br />
<div dir="ltr" style="text-align: justify;" trbidi="on">
Na ścieżce <i>Dużej Kory</i> jest też tablica. Wisi na niej 120 portretów. To wizerunki Tybetańczyków - przeważnie bardzo młodych, - którzy podpalili się protestując w kilku ostatnich latach. W ostatnich latach, na terenie Tybetu takie desperackie protesty nasiliły się. Wciąż trwają.
</div><br /> <br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgDK1qAeAUfQzmvlBSSkkNYRbKil8S1kmwdKz6pF_-QNY31dINIaJHZBFh5fScjSsLflOznC5nWO_qpCniY6gl4F6KVEEx9IGX2Tmi9-yZuZ_GqAT79e-iF2pBo-rqqtbeMHig4dBq18zWu/s1600/IMG_3659.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgDK1qAeAUfQzmvlBSSkkNYRbKil8S1kmwdKz6pF_-QNY31dINIaJHZBFh5fScjSsLflOznC5nWO_qpCniY6gl4F6KVEEx9IGX2Tmi9-yZuZ_GqAT79e-iF2pBo-rqqtbeMHig4dBq18zWu/s400/IMG_3659.jpg" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj8NPJCotYhJlu2S0OwcDuWCrssMUHv3qmkVPCxujwffPzWsuC3fufV0JEcG5FTZM_uD0qA34dQIHEAwiI7zlDAe9Z0lGBmogjd0wwCT_5zxsZ1OmKNCB4PuQB2NhWkLTQ196GXBhgCa9cr/s1600/IMG_3660.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj8NPJCotYhJlu2S0OwcDuWCrssMUHv3qmkVPCxujwffPzWsuC3fufV0JEcG5FTZM_uD0qA34dQIHEAwiI7zlDAe9Z0lGBmogjd0wwCT_5zxsZ1OmKNCB4PuQB2NhWkLTQ196GXBhgCa9cr/s400/IMG_3660.jpg" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjpCze9db4xTp85GO6dA__VHRDWTn3XwIQzSXnJjJOWr8x9yaxB6CfdaeTARi-4Bi8-HdNDeW2r6KOTSbWabxX_orzXqQ-JwiHXhgUueGfa_wZfdE2TTwb90ZUewxOpM2huvPjVSq_d1Y6O/s1600/IMG_3662.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjpCze9db4xTp85GO6dA__VHRDWTn3XwIQzSXnJjJOWr8x9yaxB6CfdaeTARi-4Bi8-HdNDeW2r6KOTSbWabxX_orzXqQ-JwiHXhgUueGfa_wZfdE2TTwb90ZUewxOpM2huvPjVSq_d1Y6O/s400/IMG_3662.jpg" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiQV2MXosC44iOWKsmKqh4pDZTcGEKVCGHmVuG88tI7QuXlE_b8HXFTbWokZZu1-Q4N-bAW-WSuXQifaLun48m1I94EiA-qFgrZCbM7YoPGLpEO3tqeGlud_tu9LHmzbF_zG79sVbPCzmFi/s1600/IMG_3663.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiQV2MXosC44iOWKsmKqh4pDZTcGEKVCGHmVuG88tI7QuXlE_b8HXFTbWokZZu1-Q4N-bAW-WSuXQifaLun48m1I94EiA-qFgrZCbM7YoPGLpEO3tqeGlud_tu9LHmzbF_zG79sVbPCzmFi/s400/IMG_3663.jpg" /></a></div>
<br /> <br />
<div dir="ltr" style="text-align: justify;" trbidi="on">
Trudno sobie wyobrazić poziom desperacji pchający ludzi do tej formy protestu. Jasne i przerażające, że muszą być tego mocne powody.
</div>
<br />* * * * *<br /> <br />
<div dir="ltr" style="text-align: justify;" trbidi="on">
Przypomina mi się komentarz uczestniczki wyjazdu, który jakiś czas temu prowadziłem. Zaczęliśmy wtedy w Delhi, pojechaliśmy do Amritsaru, a stamtąd do McLeod Gandź. Zakwaterowanie i chyba popołudniowy spacer w okolice świątyni. To była jesień 2012. Przerażające protesty podpalających się Tybetańczyków trwały już dobrych kilka miesięcy. Dziesiątki ofiar. Przed świątynią wisiał banner z podobiznami protestujących. Staliśmy przy nim, a ja mówiłem jakieś podstawowe rzeczy na temat XX-wiecznej historii Tybetu i wydarzeń ostatnich lat. Trudno chyba będąc tam nie być poruszonym. I wtedy jedna z uczestniczek skomentowała jakoś mniej więcej tak: "Jak ktoś ma nie po kolei w głowie, to robi takie rzeczy".
</div>
<br /> <br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi9b3sBFM3eWYVddE69oZ10JkFcw93T0lP9cNDpRjaTy6yGz-CBBrCrdAsymx8syBiH7NvgLnwWPb8wbzjYY65rCYK2fEblbbDInw2-2oh055ILzwYQDJjjj6fHfOReekrKbZZ0Gls9yTw4/s1600/IMG_3666.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi9b3sBFM3eWYVddE69oZ10JkFcw93T0lP9cNDpRjaTy6yGz-CBBrCrdAsymx8syBiH7NvgLnwWPb8wbzjYY65rCYK2fEblbbDInw2-2oh055ILzwYQDJjjj6fHfOReekrKbZZ0Gls9yTw4/s400/IMG_3666.jpg" /></a></div>
<br />* * * * *<br /> <br />
<div dir="ltr" style="text-align: justify;" trbidi="on">
Innym razem, w Warszawie, zimą chyba 2012/2013, byłem na demonstracji zorganizowanej przez społeczność Tybetańczyków mieszkających w Polsce. Pamiętam, że był mroźny wieczór; staliśmy pod Kolumną Zygmunta. Khalsang - jeden z Tybetańczyków - przemawiał, a ja rozdawałem przechodniom przygotowane przez organizatorów ulotki.<br />
- Co to, - zapytała jedna pani.<br />
- Informacja o tym, co dzieje się w Tybecie, - odpowiedziałem.<br />
- A co się dzieje?<br />
- Ludzi mordują - odpowiedziałem bez namysłu.<br />
- Naszych mordują? - zapytała zaskakując mnie.<br />
- Tybetańczyków, - powiedziałem i dodałem coś w stylu: - chińskie władze prześladują i mordują Tybetańczyków.<br />
- Eee, to nie... - odpowiedziała oddając mi ulotkę. - Nie jestem zainteresowana. Bo wie pan, - dodała coś takiego, - bo naszych, katolików, to wszędzie mordują...
<br /> <br />
Tamtego dnia poszliśmy pod Ambasadę Chin w Warszawie. Tybetańczycy przygotowali pudełka w kształcie małych grobów. Ustawili je na ulicy, przy każdym postawili tabliczkę z podobizną zmarłego protestującego. Na nagrobkach zapalono znicze.
</div>
<br />* * * * *<br /> <br />
<div dir="ltr" style="text-align: justify;" trbidi="on">
Tybetańczycy mówią, że odprawiając <i>korę</i> powinno się mówić lub myśleć mniej więcej tak: "oby wszystkie istoty czujące były szczęśliwe, oby wszystkie istoty czujący mogły uniknąć cierpienia". Wielu Tybetańczyków i innych buddystów tak właśnie robi wędrując ścieżką wokół domy Dalajlamy w Dharamsali.
</div>
<br />* * * * *<br /> <br />
<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
Zobacz też:<ul>
<li>"<a href="http://www.bbc.com/news/world-asia-india-17534104">Tibetan self-immolation activist in India dies</a>", <a href="http://www.bbc.com/news/world/asia/india/">BBC News India</a>, 28/03/2012</li>
<li>"<a href="http://www.huffingtonpost.co.uk/2012/03/28/tibetan-protester-jamphel-yeshi-dies-china-tibet_n_1384446.html">Tibetan Protester Jamphel Yeshi Dies After Setting Himself On Fire In India</a>", <a href="http://www.huffingtonpost.co.uk">The Huffington Post</a>, 28/03/2012 (<b>Uwaga:</b> drastyczne zdjęcia Jamphela Yeshiego!)</li>
<li>"<a href="https://en.wikipedia.org/wiki/List_of_political_self-immolations">List of political self-immolations</a>" at <a href="https://en.wikipedia.org">Wikipedia.org</a> - Uderzajacy wzrost liczby samobójstw politycznych w latach 2010-tych!</li>
<li>"<a href="http://youtu.be/0ldl4bhQv18">1998 Tibetan Self Immolation by Thupten Ngodup to Expose China's Brutality in Tibet</a>", video na youtube.com - drastyczne sceny!</li>
<li>"<a href="http://news.bbc.co.uk/2/hi/despatches/86407.stm">Funeral of Tibetan suicide protester</a>", <a href="http://www.bbc.com/news/">BBC News</a>, 1/05/1998</li>
<li>"<a href="http://books.google.co.in/books/about/Tibet_Tibet.html?id=7-SVGgAACAAJ">Tibet, Tibet: A Personal History Of A Lost Land</a>", HarperCollins, 2003 - Świetna książka m.in. o najnowszej historii Tybetu autorstwa <a href="https://en.wikipedia.org/wiki/Patrick_French">Patricka Frencha</a>. Opisano w niej protest Thuptena Ngodupa. (<a href="http://www.ushuaia.pl/ksiazka/tybet">Ta książka została wydana również w Polsce</a>.)</li>
<li><a href="http://radekkucharski.com/node/109">Moje zdjęcia <i>Dużej Kory</i> w Dharamsali z 2004/2005 roku.</a></li>
</ul></div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/00641088748596452380noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2060359544093624296.post-58234189276427850782014-10-04T12:18:00.002+02:002014-10-04T15:47:39.574+02:00Dolinie Thajiwas i refleksje po ostatnim trekuW piątek tydzień temu byliśmy w dolinie Thajiwas w Kaszmirze. Trochę nieszczęśliwym zrządzeniem losu, bo zamiast być tam, mieliśmy zwiedzać stolicę regionu - Śrinagar. Nieszczęśliwym, bo ze Śrinagaru zrezygnowaliśmy z powodu niedawnej <a href="http://wyborcza.pl/1,91446,16599077,Indie__120_ofiar_powodzi_w_indyjskim_Kaszmirze.html">powodzi</a>. W Thajiwas był spokój, cisza, rewelacyjne widoki i nasze trochę leniwe wędrowanie.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi5C2lrInpsBhCSMrNMPN1EtuH_SliqLyc_a1ehmuun1FYAEbaJHQHcE0thj6T7vrbFdqn9E6KpfvI5uW4x7LAttu1DgRbkRHyH914J0EqMf6uKOC4h8KTFaPloic5VoD5LiSrnaUISUj4/s1600/R-Kucharski_Ladakh_2014_09_26_0514.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi5C2lrInpsBhCSMrNMPN1EtuH_SliqLyc_a1ehmuun1FYAEbaJHQHcE0thj6T7vrbFdqn9E6KpfvI5uW4x7LAttu1DgRbkRHyH914J0EqMf6uKOC4h8KTFaPloic5VoD5LiSrnaUISUj4/s1600/R-Kucharski_Ladakh_2014_09_26_0514.jpg" height="213" width="320" /></a></div>
<br />
Byliśmy w drodze z Ladakhu, po trudnym, dziesięciodniowym trekkingu w dzikim rejonie. Wraz z kolegami z Ladakhu - lokalnymi przewodnikami - prowadziłem małą grupkę dzielnych pań, na wyjeździe przygotowanym przeze mnie wspólnie z <a href="http://exploruj.pl/">Exploruj.pl</a> i lokalnymi partnerami.<br />
<br />
Dziś, kiedy od powrotu minęło kilka dni, łapię dystans. Pojawiają się refleksje. Przygotowanie wyjazdu do Ladakhu, zwłaszcza wyjazdu trekkingowego, a szczególnie wyjazdu z trekkingiem dziką, trudną trasą, łatwe nie jest. Prowadzenie takiego wyjazdu to - wierzcie mi - nie wakacje.<br />
<br />
Większość miejsc w Ladakhu leży powyżej 3500 m n.p.m., a my większość czasu przebywaliśmy w okolicach lub powyżej 4000 m. Już sam ten fakt czyni wyjazd trudnym. Trek dobrze znałem. Przeszedłem go samotnie. I wiedziałem, że niby idzie się doliną, w dół rzeki, ale w rzeczywistości cały czas raz w górę, raz w dół, przez liczne przełączki i grzbiety, niekończącymi się, często eksponowanymi trawersami. Najtrudniejszy dzień to około 10 godzin wędrówki, przez kilka przełęczy, z ostrymi podejściami, z kulminacją na ok. 5150 m.<br />
<br />
Mam ogromną satysfakcję gdy taki trudny wyjazd uda się zrealizować! Gdy mogę obserwować w innych zachwyt otaczającymi krajobrazami ale też ich zwycięstwa z trudnym terenem, trudami codziennej wędrówki, słabościami, które przecież w każdym z nas są. I to jest jeden z wielu aspektów decydujących o tym, że zawód, który wykonuję, uważam za najlepszy zawód na świecie! :)Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/00641088748596452380noreply@blogger.com0