W tym roku używałem kilku nowych elementów mojego wyposażenia podróżnego. Wśród sprzętu, który miałem okazje przetestować, były torby podróżne niemieckiej firmy ORTLIEB. Firma specjalizuje się w produkcji sakw rowerowych oraz toreb i akcesoriów podróżniczych, wykonanych z wodoodpornych i wysoce odpornych na przetarcie materiałów. Jeśli dodamy, że produkty wykonywane są w Niemczech, a co ważniejsze, Ortlieb daje na nie 5‐letnią gwarancję, to możemy się spodziewać sprzętu wysokiej jakości.
Wyjazdy, które prowadziłem w tym roku, można podzielić na trzy grupy: trekkingi, na których sprzęt biwakowy i duże bagaże były niesione przez konie (tak to wygląda na organizowanych przeze mnie wyjazdach do Ladakhu), trekkingi, podczas których duże bagaże noszone są przez wynajętych tragarzy, oraz wyjazdy turystyczne, podczas których podróżujemy autokarem (czasami minibusem) i śpimy w hotelach lub pensjonatach.
Na wyjazdach tej trzeciej kategorii, oczywistym wyborem dla większości zdaje się walizka. Tyle że ja walizki nie posiadam, a i uważam, że jej użyteczność kończy się wraz z końcem chodnika – albo innymi słowy: walizki zdają się dobrym rozwiązaniem, pod warunkiem, że jest je po czym ciągnąć, a w budynkach jest winda. A na wyjazdach do Indii i Nepalu, które prowadzę najczęściej, nie zawsze tak jest. Chodnik często jest na tyle dziurawy, że groziłby urwaniem kółeczek walizki, w hotelach często wind nie ma, tym bardziej na dworcach kolejowych i wszelkich miejscach wymagających przemieszczania się pieszo z bagażem. Na dodatek, luki bagażowe autobusów, którymi przemieszczamy się w Indiach czy Nepalu dalece różnią się od przystosowanych do walizek autokarów używanych w Europie. Jest w nich często brudno, ciasno, i zdarza się, że oprócz bagaży podróżnych, jest w nich koło zapasowe czy inne części pojazdu albo nie zawsze szczelny pojemnik z olejem. Na niektórych drogach Himalajskich, chociażby w moim ukochanym Ladakhu, zamiast autokarem jeździmy często minibusem, a bagaż ląduje na dachu. Słowem, nawet gdybym miał walizkę, to raczej obawiałbym się, że na takim wyjeździe mocno mi się ona zniszczy, a do jej wnętrza dostanie się kurz, deszcz, tudzież inne niechętnie widziane wśród jej zawartości substancje.
Na wyjazdach trekkingowych oczywistym wyborem zdaje się plecak. (Na marginesie, dla niektórych to tak oczywiste wcale nie jest, bo na popularnych szlakach trekkingowych Nepalu nierzadko widzi się tragarzy noszących walizki! Podejście takich turystów uważam za absolutnie haniebne i błagam, żeby wszyscy czytający ten tekst, którym taki pomysł przyszedł do głowy, nie przystępowali do jego realizacji.) O kwestiach związanych z szacunkiem dla pracy tragarzy, ich bezpieczeństwem i moich poglądach na temat ładunku oddawanego tragarzowi, napisałem w innym miejscu tego blogu. Tragarzowi powinniśmy przekazać ładunek niezbyt ciężki i wygodny do niesienia; uważam jednak, że przesadą jest inwestowanie 1000+ zł w najnowszy technologicznie plecak, jeśli idziemy na trekking, na którym bagaż niesiony będzie przez tragarza.
Na trekach, na których główny bagaż niesiony jest przez juczne zwierzęta, duży plecak jest zupełnie niepotrzebny, przynajmniej podczas samego trekkingu. Z kolei niedopuszczalne jest pakowanie się w walizkę, bo – zdaje się – jest rzeczą oczywistą, że generowanie dodatkowego, niepotrzebnego obciążenia dla zwierzęcia, ciężko pracującego na znacznej wysokości, jest bezduszne. Na takich wyjazdach jednak, na biwakach oraz często przed trekkingiem i po jego zakończeniu, trzeba swój bagaż przenieść kilkadziesiąt, czasami kilkaset metrów, i dlatego ważne, by nasz bagaż do takiego noszenia się nadawał. Na wielu trekkingach, zwłaszcza gdy bagaż niesiony jest przez zwierzęta, jest sporo kurzu i nawet jeśli obsługa treku ładuje bagaże w jakieś worki, nim zostaną one umieszczone na zwierzęciu, to rzadko są one wystarczającą ochroną. Oczywiście na wielu trekach może zdarzyć się deszcz – ważne więc, by przynajmniej najważniejsze elementy naszego wyposażenia, były chronione przed wodą.
Testowałem dwa produkty Ortlieb'a:
Duffle, to torba klasycznego typu – na ramię, z suwakiem przez środek, umożliwiającym łatwy dostęp do zawartości. W tym wypadku suwak jest wodoszczelny! Zgodnie z danymi producenta, zawartość torby nie zostanie zamoczona, nawet gdy znajdzie się ona pod wodą (dolna część max. 1m) na 30min! Producent zapewnia również całkowitą ochronę zawartości przed kurzem i pyłem.
Duffle Ortlieb'a to nie tylko wodoszczelna torba na ramię. Produkt wyposażony jest w dwa szerokie, miękko wyściełane, regulowane pasy, umożliwiające w miarę wygodne noszenie torby na plecach. To oczywiście nie jest wygodny plecak, zwłaszcza gdy torba jest ciężka, ale torba zdecydowanie sprawdza się, gdy trzeba wygodnie przenieść bagaż kilkaset metrów, a awaryjnie pewnie i kilka kilometrów. Zachowujemy przy tym wygodę dostępu do wnętrza za pośrednictwem suwaka biegnącego przez całą długość torby.
Duffle'a używam na wyjazdach trekkingowych, podczas których bagaż główny transportowany jest przez zwierzęta, oraz na wycieczkach autokarowych / mini‐busikowych. W tym roku testowałem go na dwóch trekkingach w Ladakhu i na kilku objazdówkach w Indiach i w Nepalu. Na trekkingach, główną zaletą w stosunku do plecaka, którego używałem w poprzednich latach, jest łatwy dostęp do zawartości torby. Po dojściu do biwaku jeden ruch otwierający suwak umożliwiał mi, dostanie się do dowolnej części ekwipunku. Jednocześnie po drodze, kiedy bagaż jechał na koniu, kompletnie nie musiałem się martwić o pył, którego w Ladakhu jest sporo, ani o deszcz, którego wprawdzie tu być nie powinno, ale w tym roku ścigał nas dość skutecznie. Na wycieczkach objazdowych, na których bagaż jechał na dachu albo w ciasnym i niezbyt czystym luku bagażowym, zupełnie nie musiałem się przejmować kurzem czy deszczem, a podczas podróży pociągiem, łatwo mogłem się przemieszczać z bagażem po dworcach czy wagonach i – znów – zupełnie niestraszny mi brud w wagonach, których czystość odbiega od standardów, do których jesteśmy przyzwyczajeni w Europie.
Torba Duffle ma umiarkowaną wagę (niespełna 1,5 kg dla 110l). Po powrocie do domu łatwo ją umyć – ja po prostu płuczę ją pod prysznicem – i łatwo przechować, bo zwinięta zajmuje niedużo miejsca. Duffle dostępny jest w czterech rozmiarach (40l, 60l, 85l, 110l; jest też wariant z kółkami) – ja używam największej. To oczywiście za dużo na większości wyjazdów, ale kupując ją, uznałem, że posiadając jedną, lepiej mieć większą – na wypadek, gdyby potrzebne byłoby mi więcej przestrzeni. Sądzę, że torba sprawdziłaby się doskonale podczas dość aktywnej podróży z małym dzieckiem, jaką odbyliśmy w marcu (przed moimi zakupami toreb Ortlieb'a), podczas której na naszą trójkę mieliśmy jeden bagaż główny.
X‐Tremer to wór transportowy wyposażony w szelki umożliwiające noszenie go na plecach. Oczywiście to nie jest plecak ze stelażem i pasem biodrowym umożliwiający wygodne przenoszenie znacznych ładunków na długich trekkingach, ale zdaje się rozsądną alternatywą dla plecaka, w sytuacji, gdy do przeniesienia jest ładunek o umiarkowanej wadze, dzienne odległości do pokonania nie są bardzo duże, a cały trekking nie jest bardzo długi. Mój X‐Tremer to wersja XXL (150l, 1,3 kg). Wyposażony jest w szerokie, miękko podścielone, dość wygodne, profilowane szelki, oraz pas piersiowy umożliwiający spięcie szelek dla wygodniejszego noszenia. (Szczerze mówiąc, jak widziałem ten wór po raz pierwszy, to myślałem, że mocowanie tych szelek jest niewystarczające – są one zamocowane do specjalnej łaty przyklejonej do torby. Po prostu sądziłem, że takie mocowanie nie utrzyma większego ciężaru. Tymczasem, wg danych producenta zostały one tak zaprojektowane, by w worze można było przenosić ładunki o masie do 220 kg! Po moich tegorocznych wyjazdach nie mają śladów zużycia, choć oczywiście takie ciężary nie były w nim noszone.) X‐Tremer'a używam na trekkingach w Himalajach Nepalu, na których pracuję jako lider – w tym roku testowałem go dwukrotnie podczas treków do Bazy pod Everestem. Testowałem i testowali wynajęci przeze mnie tragarze. Nieśli w nim ładunek ważący ok. 20 kg (zobacz o tragarzach w innej części tego blogu); bez problemu do mojego wora oprócz mojego bagażu mieścił się mały plecak tragarza – z jego rzeczami, dzięki czemu nie musiał on dodatkowo swojego bagażu troczyć do mojego, co niewątpliwie poprawiało wygodę noszenia. Tragarze nie narzekali na niewygody, nosząc mojego X‐Tremer'a, a ja nie martwiłem się, że mój ładunek zmoknie, czy się zabrudzi. To niewątpliwa zaleta. Zwykle, korzystając z plecaka, najważniejszą część ekwipunku – śpiwór, część ubrań – przed spakowaniem do plecaka ładuję do nieprzemakalnego worka. Używając X‐Tremer'a, to zupełnie nie jest potrzebne.
Jeszcze słowo o rozmiarze. Oczywiście, na wyjazdach, o których napisałem, jestem daleki od wykorzystania pełnej objętości 150l, które można do mojego X‐Tremer'a XXL zmieścić. Jest jeszcze wersja X‐Tremer XL (113l, 1,15 kg). Ja swojego wybrałem z dwóch powodów: wór w wersji XXL w przekroju jest prostokątny, w odróżnieniu od wersji XL, która ma okrągłe dno. Wydawało mi się, że ten z dnem prostokątnym będzie po prostu wygodniejszy do noszenia. Drugi powód to większa użyteczność wersji XXL – w przypadku wyjazdu z dużym plecakiem, X‐Tremer XXL może służyć jako worek ochronny do zapakowania plecaka na czas podróży.
Po dobrych doświadczeniach z tego typu torbami, które w tym roku służyły mi do pakowania głównego bagażu, myślę o małym brudo‐ i wodo‐ odpornym plecaku. Nie planuję, by zastąpił mi on mój mały plecak trekkingowy, który używam, prowadząc grupy – na trekkingach potrzebuję bardzo wygodnego ok. 35l, który zmieści aparat, niezbędne dokumenty grupy, apteczkę, ciepłe ciuchy. Myślę raczej o plecaku na objazdy m.in. po Indiach i Nepalu, który nie musi mieć świetnego systemu nośnego, ale za to skutecznie chronić będzie zawartość przed deszczem i wilgocią, a jednocześnie będzie odporny na trudne warunki podróży. Ortlieb ma od pewnego czasu w ofercie plecak Gear‐Pack, który zdaje się spełniać te założenia, ale ja zamierzam się przyjrzeć nowemu produktowi, który dostępny będzie w połowie przyszłego roku – czekam na Ortlieb Atrack!