środa, 29 kwietnia 2015

Katmandu 25.4.2015

Podczas golenia rodzą się często refleksje. Czasami ważne. Wręcz jest tak, że niektóre golenia się pamięta. Nie zapomnę zapewne przerwanego golenia z ostatniej soboty (25/04/2015), choć ono akurat wyjątkowo refleksyjne nie było. Pamiętam też golenie - głowy, co o tyle nie jest bez znaczenia, że trwa dłużej a więc czasu na refleksje jest więcej - na Pahargandźu w Delhi w sierpniu 2000 r. po przyjeździe z Kalkuty i pracy w Kalighat. Wczoraj wieczorem, znów na Pahargandźu w Delhi, miałem podobne golenie - pełne refleksji, uświadamiania ostatnich zdarzeń, zadumy... Pahargandź: miejsce zadumy przy goleniu głowy...
 
25-go rano przylecieliśmy do Katmandu samolotem z Lukli. Przyjechaliśmy do hotelu; do około 11-tej czekaliśmy na pokoje. A później kąpaliśmy się po treku. Mnie trzęsienie zaskoczyło przy goleniu, niemal pod prysznicem na 2-gim piętrze hotelu. Grupa była 2 piętra wyżej. Wskoczyłem pod łóżko - jedyne co mi przyszło do głowy, jakkolwiek by to nie była złudna ochroną. Trzęsło długo i mocno choć zdawało mi się, że nie aż tak silniej niż niegdyś w Dharamśali. Na pewno jednak znacznie dłużej. Jak przestało, ubrałem się szybko, złapałem „mały” plecak, kasę i wybiegłem z hotelu. Moi byli już na zewnątrz: Monika w ręczniku, Piotr ogolony do połowy, część bez dokumentów nie mówiąc o jakimkolwiek bagażu czy ciepłym ubraniu. Stanęliśmy na małym placyku wśród wysokich budynków przy niedużej stupie, która w nazwie ma coś z "Aśoka" więc tłumaczyłem sobie, że stoi od dawna. Miejsce złe w wypadku zawalenia któregokolwiek z budynków ale lepsze niż wąskie uliczki, w których zabić może choćby spadająca cegła czy doniczka. Tam przetrwaliśmy pierwszy, najsilniejszy wstrząs wtórny. Nie wiedzieliśmy co z Karoliną, która pojechała wcześniej do kliniki na konsultacje w sprawie zapalenia zatok. Po tych pierwszych wstrząsach wtórnych przenieśliśmy się ze 200m, na nieduży plac-parking, który jest naprzeciw hotelu Potala Guest House na Thamelu. Dołączyła do nas Karola, która jak się okazało w trakcie trzęsienia i zaraz po była w szpitalu - ona widziała najwięcej....
 
Na placyku spędziliśmy dwie noce, głównie z lokalną ludnością, mieszkańcami najbliższej okolicy. Do hotelu wróciliśmy dwa razy - raz pierwszego dnia pod wieczór, na kilka minut, zabrać najpotrzebniejsze rzeczy, drugi raz przed wylotem, trzeciego dnia o świcie.
 
W "Potali" i jeszcze w dwóch hotelach w okolicy udostępnili toaletę ale drugiego dnia zaczęła kończyć się woda. Nie sądzę też by kanalizacja była w pełni sprawna. Oczywiście nie było prądu; sieć telefonii komórkowej raz działała raz nie, a jeśli tak, to przede wszystkim na sms. Drugiego dnia pojawił się sprzedawca herbaty oraz wózek z omletami i paranthą. Otworzyli mały sklepik mimo że w środku większość półek było poprzewracanych - chwała im za to, bo mogliśmy kupić sobie wodę i trochę herbatników.
 
Praktycznie nigdzie się nie ruszaliśmy (oprócz jednego uczestnika, któremu włączył się chyba duch reportera czy eksploratora każący iść na Durbar Square - z którego zdjęcia widzieliśmy już wtedy wcześniej w gazecie - i budzący niepokój pozostałych). Niewiele widzieliśmy. Co jakiś czas były wstrząsy wtórne generujące strach przed wchodzeniem w wąskie uliczki ale też strach przed mocnym zaśnięciem i ciągłą czujność. Najgorszy był wstrząs drugiego dnia (26/04) wczesnym popołudniem (koło 13-tej chyba) - przedziwny: na boki, jak na pontonie na wirach rzeki, długi.
 
Kolejnej nocy padało. Padało i raz na jakiś czas trzęsło lekko i krótko ale każdy taki wstrząs wywoływał podrywanie się wszystkich i krzyki budzenia tych, którym udałoby się przysnąć. Tej nocy odebrałem sms-a z informacją o akcji ewakuacyjnej organizowanej przez polski MSZ. O 6.30 pojechaliśmy na lotnisko. Po południu szczęśliwie wylecieliśmy, a wieczorem wypoczywaliśmy bezpiecznie i komfortowo na terenie Ambasady RP w Delhi.
 
Na terenie Ambasady położyłem się na chwilę na trawniku i zdałem sprawę z ciągłej czujności. Czy leżę dość daleko od budynków, jeśli przysnę to czy wystarczająco płytko by się zbudzić jeśli zatrzęsie...?
 
Wczoraj, gdy grupa wyjechała, padłem na całe popołudnie w hotelu na Pahargandźu. A potem był wieczór refleksji przy goleniu głowy...
 
Ktoś spytał, czy nie chcę wracać i pomagać. - Totalnie sobie tego nie wyobrażam! Tak, pomoc jest jak najbardziej potrzebna. Pomoc wykwalifikowanych służb - ekip poszukiwawczych, lekarzy. Pomoc silnych i wypoczętych, z możliwością bezpiecznego miejsca do spania w namiotach, dostępem do bieżącej wody, toalety, jedzenia. Bez siły i wypoczynku własnego na dłuższą metę pomagać innym się chyba nie da. Tak - jak sądzę - potrzebna jest pomoc psychiczna: taka zwykła, że jesteśmy z nimi, że to nas obchodzi. W takim wymiarze może warto by dotrzeć do jakiejś wsi pomóc w sprzątaniu, odbudowaniu. Ale wcale nie jestem pewien, że dotarcie w takie miejsce byłoby proste jeśli w ogóle możliwe; strach przed poruszaniem się gdziekolwiek jest spory, a zagrożenia przy wstrząsach wtórnych, które pewnie się jeszcze nie uspokoiły realne, nie mówiąc o wszelkich zagrożeniach związanych z malejącym dostępem do higieny i jedzenia.
 
Tak, trzeba pomagać! Nie tylko teraz ale przez nadchodzący czas - miesiące i lata wracania Nepalu do "normalności". I może to będzie najważniejsze. Pokazanie, że jesteśmy z nimi, że chcemy wciąż do Nepalu przyjeżdżać, wspierać Nepalczyków wędrując z nimi po szlakach trekkingów, śpiąc w ich hotelikach i schroniskach, jedząc w lokalnych knajpkach, podziwiając przyrodę i zabytki ich kraju, karmiąc się ich życzliwością i uśmiechami... Bądźmy z Nepalem nie tylko teraz!
 
29/4/2015, Pahargandź, Delhi
 

Bliźniacze budynki na Thamelu pomiędzy Chhetrapati a Potala Guest House. Niegdyś równolegle wieże. Katmandu, 26.04.2015 07:23 NPT, Nepal.

 

1 komentarz:

  1. od pół roku mam kupione na lipiec bilety do Kathmandu, tam jesteśmy dobę, lecimy do Yunnanu i wracamy na 12 dni do Nepalu. Ciągle słyszę pytania, czy nie zmienię kierunku. Nie zmienię. Pojadę z nadzieją, że i inni, mający w planie wyjazdy do Nepalu choć w ten sposób pomogą Nepalczykom. Wywiozę różności, liczę, że Turcy puszczą mi trochę cięższy bagaż:) Musimy tam latać, wspierać tak jak piszesz.

    OdpowiedzUsuń